czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 12

Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale mam kryzys.
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Na razie nie jestem w stanie chyba dodać nic nowego. Sama się dziwię, że dokończyłam tą część. 

Rozdział dla Sylvii. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za to wsparcie teraz. <3
______________________


Kiedy wróciłam do domu było grubo po północy, jednak jakoś się tym zbytnio nie przejęłam. Ze łzami w oczach i rosnącym gniewem wciągnęłam walizkę po schodach. Bagaż był ciężki jak cholera, nie wspominając tego, że byłam strasznie zmęczona i ledwo mogłam iść. Weszłam do pokoju. Był w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. Opadłam na łóżko zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami. Już prawie zasypiałam, kiedy ktoś wtargnął nieproszony do mojego pokoju. Podciągnęłam się na łokciach, spoglądając w stronę drzwi. Stał w nich mój ojciec ze wściekłością malująca się na jego śniadej twarzy.
- Gdzies ty do cholery była?! - wrzasnął, podchodząc do mojego łóżka.
- Po co się tak drzesz? Obudzisz sąsiadów. - powiedziałam, ponownie opadając na materac. - Zresztą, i tak cię to nie obchodzi. Bo gdyby tak było to przynajmniej byś do mnie zadzwonił.
- Jak śmiesz? Martwię się o ciebie!
- Serio? Serio? - spytałam z ironią. - Jakoś się nie martwiłeś, jak zdradzałeś mamę, tym samym niszcząc naszą rodzinę! - wrzasnęłam mu prosto w twarz, siadając. - Teraz to przez ciebie leży w tym cholernym szpitalu, podłączona do tych cholernych aparatur podtrzymujących jej życie. To przez ciebie próbowała popełnić samobójstwo. Spierdoliłeś mi i mamie życie!
Nie potrafiłam panować nad własnym językiem. Chciałam przestać, lecz nie mogłam. Od tak dawna leżało mi to na sercu, że kiedy w końcu jedno słowo, jedno oskarżenie wyleciało z moich ust, wywołało po prostu lawinę.
Widziałam, jak szok malujący się na twarzy ojca przeobraża się w jeszcze większą wściekłość, jednak nie przestawałam:
- Twoja cholerna dziwka jest dla ciebie ważniejsza ode mnie! - łzy spływały strużkami po moich policzkach.
Ojciec chwycił mnie za ramię i pociągnął ku górze, zmuszając mnie do wstania. Syknęłam z bólu i chciałam nawet się wyrwać, jednak mi się nie udało Mężczyzna chwycił drugą ręką moją nierozpakowaną walizkę, po czy wyciągnął mnie na siłę z pokoju. Zszedł szybko po schodach, a ja wlekłam się zapłakana za nim, szarpiąc się, wrzeszcząc i drapiąc. Jednak moje protesty zdały się na nic. Mężczyzna otworzył drzwi, po czym z impetem wyrzucił walizkę, a mnie wypchnął na próg.
- Dla mnie już nie istniejesz. - powiedział z powagą. - Nie jesteś już moją córką. Przykro mi Danielle.
Zamknął drzwi. Zamknął mi drzwi przed nosem, odcinając mnie od moich rzeczy, które wciąż były w moim pokoju. Stałam tak przez chwilę, patrząc się tępo w drzwi. Gdyby nie to, że byłam strasznie zmęczona i przybita, to zapewne bym się teraz dobijała, jednak nie miałam na to siły. Szybko przeszukałam w głowie listę osób, które mogłyby mnie przenocować. Cóż, nie było ich dużo, bo też nie znałam dużo ludzi w Londynie. Westchnęłam cicho, chwytając rączką walizki. Już wiedziałam do kogo mogę się udać. Ruszyłam we właściwym kierunku, mając nadzieję, że zostanę przygarnięta. Po piętnastu minutach stałam już przed domem Sylvii. Jej rodzice wyjechali na dwa miesiące do Polski, bo musieli załatwić jakieś sprawy. Powierzyli córce opiekę nad domem, jako że ona nie mogla opuszczać szkoły. Nacisnęłam dzwonek, czując, jak moje nogi się trzęsą ze zdenerwowania. Co jeśli dziewczyna nie pozwoli mi zostać u siebie przez te parę dni? Zostanę wtedy całkowicie sama, bezbronna... no, może nie do końca bezbronna, ale bezdomna. Wzdrygnęłam się lekko na samą myśl. Usłyszałam szczęk zamków i drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki chłopak. Zmarszczyłam brwi.
- Danielle? - usłyszałam znajomy głos.
- Hej... Louis. - szepnęłam nieśmiało, kuląc się lekko.
- Co tu robisz? Powinnaś być u Matta... - słysząc imię byłego chłopaka w moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam, jak Lou przytula mnie do siebie. - Jesus, co się stało? Ugh, wejdź, cała się trzęsiesz.
Otarłam łzy wierzchem dłoni. Louis wziął walizkę, po czym weszliśmy do środka.
- Co się stało? - spytał.
- Mogłabym.... - przerwałam, starając się nie rozpłakać. - Mogę ci później opowiedzieć? Teraz bez wielkiego ryku i histerii zapewne by się nie obyło, a niedługo będę się z tego śmiać.
- Jasn...
- PIZZA! - usłyszałam krzyk Nialla, który wbiegł do przedpokoju.
Kiedy tylko mnie zobaczył przystanął, a cały jego entuzjazm nagle znikł bez śladu. Zrobiło mi się przykro, wiedząc, że mój dawny przyjaciel nawet nie jest w stanie udawać swojej niechęci do mnie. Irlandczyk westchnął cicho.
- A, to ty, Danielle. - mruknął wyraźnie niezadowolony. - Masz coś może do jedzenia?
Moje oczy zrobiły się jak dwa spodki. Wiedziałam, że chłopak widział w jakim stanie teraz jestem i nawet się nie przejął. Nie, żebym od niego tego oczekiwała, jednak mógłby się spytać czy wszystko okej, albo coś w ten deseń, no, przynajmniej mógłby nie być takim egoistą.
- Niall! - Louis skarcił blondyna. - Nie bądź już takim dupkiem, okej?
- Spokojnie, Lou. - przerwałam mu, widząc, że chce coś jeszcze dodać. Sięgnęłam do torebki, wyciągnąwszy batonika, rzuciłam nim w Niallera. - Udław się.
Chłopak rzucił ciche "dzięki" i wrócił do salonu, a po niecałej minucie przyszła Sylvia. Widocznie chłopak powiedział jej, że przyszłam z wizytą. W tym samym momencie Louisowi zadzwonił telefon. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym wyszedł na zewnątrz.
- Danielle?
- Hej... - Spuściłam głowę. - Możemy pogadać?
- Jasne! - blondynka poszła do kuchni, a ja podążyłam za nią.
Usiadłam na jednym z krzeseł, a dziewczyna zaparzywszy herbatę, zajęła miejsce obok mnie.
- Opowiadaj jak było. W ogóle, nie powinnaś wrócić trochę później.
Przytaknęłam i w skrócie opowiedziałam jej całą historię.
- O mój boże... - zasłoniła usta dłonią, kiedy tylko skończyłam swój monolog. - Ale z nich... Ughh... Pasują do siebie. Mam nadzieję, że ta dziwka zajdzie z nim w ciążę. Mhm, albo złapie od niego jakąś chorobę.
O mało co nie wyplułam na nią herbaty, którą właśnie miałam w ustach.
- Ale... tak czy inaczej, nie rozumiem, jak twój ojciec mógł coś takiego zrobić.
- Wiem... Też tego nie pojmuję. I przychodzę właściwie z prośbą.... Bo jesteś jedyną osobą, na której mogę polegać. Mogłabyś mnie przenocować przez parę dni? Jeśli to nie problem, oczywiście.
- Ty się jeszcze pytasz? - dziewczyna pisnęła, a ja zaśmiałam się cicho.
- Dzięki. Chłopców też bym się spytała, ale wiesz, nie jestem u nich mile widziana przez wszystkich.
- Oj przestać. - dziewczyna cicho jęknęła.
- Ale taka jest prawda. Sama o tym wiesz. A najgorsze jest to, że ja nawet nie wiem o co chodzi. Nagle przestał się do mnie odzywać, a jeśli już to robi, to mam wrażenie, że dla niego to w pewnym rodzaju kara.
Westchnęłam cicho, przytykając kubek do ust. Upiłam łyk słodkiego płynu, po czym ziewnęłam przeciągle.
- Chodź, pokażę ci twój pokój i pójdziesz spać, uprzednio doprowadzając się do porządku, bo wyglądasz.... no wyglądasz gorzej niż siedem nieszczęść. - powiedziała, po czym zniknęła w salonie.
- Dzięki za szczerość! - krzyknęłam za nią.
Powoli wstałam z krzesła. Brudny kubek wstawiłam do zlewu. Po chwili w kuchni pojawiła się blondynka. Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła na górę. Kiedy byłyśmy przy drzwiach z pomieszczenia wyszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym zszedł do chłopaków. Sylvia wprowadziła mnie do dużego pokoju.
- Tu masz łazienkę. - skazała na dębowe drzwi. - ogarnij się, a ja, albo któryś z chłopców przyniesie ci coś do jedzenia.
Moja przyjaciółka wyszła, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Ściany były koloru beżowego, a meble zrobione były z ciemnego dębu. Na środku stało wielkie łoże, bo łóżkiem tego nie można było nazwać, a na podwójnym materacu była sterta poduszek. Obok nocnej szafeczki stała moja walizka. Szybko wyjęłam z niej ręcznik, kosmetyczkę i piżamę, która składała się z dużej koszulki mojego byłego chłopaka i majtek. Wzięłam szybki prysznic, po czym wpełzłam zmęczona do łóżka. Już usypiałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam, zapalając lampkę.
Drzwi uchyliły się, a w nich stanęła Sylvia z tacą pełną jedzenia.
- Przyniosłam ci coś na ząb. - usiadła na łóżku, stawiając tacę obok siebie. - Liam chyba trochę za bardzo wziął do siebie moją prośbę.
Moim oczom ukazały się różne owoce, gofry, naleśniki i tak dalej. Wyglądało jak królewskie śniadanie. Westchnęłam cicho.
- Chyba masz racje. - chwyciłam banana i obrałam go ze skórki. - Nie zjem tego wszystkiego. - Westchnęłam, po czym ugryzłam banana.
- Najwyżej dam Horanowi. On zje wszystko.
Zaśmiałam się cicho. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a ja w tym czasie jadłam swoją kolację. Dziewczyna opowiedziała mi, czy czegoś nie przegapiłam podczas swojego parodniowego wyjazdu. Dowiedziałam się także, że między nią, a Malikiem coś się dzieje, w dobrym sensie oczywiście.
- O mój boże, to cudownie! - pisnęłam i przytuliłam dziewczynę, kiedy powiedziała mi, że Mulat zaprosił ją na randkę do wesołego miasteczka.
- Wiem! Też się cieszę! Nawet nie wiesz jak! - przyjaciółka zaśmiała się, odrywając się ode mnie. - Idziemy jutro, więc wiesz, życz mi powodzenia, żebym nie spadła z rollercoastera, czy się nie połamała spadając ze schodów, bo u mnie wszystko się może zdarzyć.
Zachichotałam cicho, upijając łyk soku pomarańczowego. Złapałam się za brzuch, opadając bezradnie na poduszkę.
- Ugh, ale się najadłam! - jęknęłam cicho, po czym ziewnęłam przeciągle. Nagle zrobiłam się strasznie senna.
- To może ja dam ci spać. - powiedziała, wstając. Zabrała w połowie pustą tacę. - Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałam, jednak kiedy dziewczyna chciała wyjść, pisnęłam. - Sylvia!
- Hmm? - zerknęła na mnie, a ja uśmiechnęłam się blado.- Dzięki. I podziękujesz Liamowi?
- Nie ma za co. Przekażę mu. - uśmiechnęła się lekko, po czym wyszła, zamykając drzwi.
Westchnęłam, wtapiając się w pościel. Zgasiłam światło i nim zdążyłam się wygodnie ułożyć, zapadłam w głęboki sen.


"Danielle, Danielle. Pomóż mi... Danielle!" ciche szepty odbijały się echem. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w samej piżamie w ogromnym korytarzu, którego końca nie było widać. "Danielle, Danielle. Pomóż mi...Danielle!". Skądś znałam ten głos. Podążając za instynktem ruszyłam przed siebie. Korytarz się nie kończył, jednak był coraz węższy. Nagle przede mną pojawiła się wielka ściana, lecz szepty nadal nie ucichły. Nagle poczułam, że coś ściska moje kostki. Spojrzałam w dół i zmarłam. Podłogi nie było widać. Była zasłonięta poodcinanymi dłońmi, które się ruszały, a po nich spacerowały sobie niespokojne robale. Chciałam krzyknąć, jednak nie mogłam wydostać z siebie głosu. "Danielle, Danielle!" Nagle szept zmienił się w krzyk. W tym samym momencie ziemia usunęła się spod moich nóg i poleciałam w czarną przestrzeń. " 

Obudziłam się cała zalana potem. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, przez chwilę nie wiedząc gdzie jestem i co ja tutaj robię. Dopiero po chwili wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły. Westchnęłam cicho, zapalając lampkę i spoglądając przy okazji na zegarek. Było wpół do trzeciej. Czyli spałam tylko niecałe dwie godziny. Świetnie. Zwlekłam się z łóżka, po czym nałożyłam na stopy buty, a na ramiona narzuciłam rozciągnięty sweter. Z torby wyjęłam paczkę papierosów, po czym po cichutku, skradając się wypełzłam z pokoju. Zeszłam na dół i wyszłam na taras. Podeszłam do plecionego, wielkiego wiklinowego fotela, a raczej przymałej sofy i usiadłam na niej. Opatuliłam się mocniej swetrem. Wyjąwszy papierosa z paczki, wsadziłam go do ust i podpaliłam. Oparłam się wygodnie i spojrzałam na gwiazdy. Z każdym pociągnięciem, kiedy dym dostawał się do moich płuc czułam, jak ucieka ode mnie stres.
- Nie ładnie tak palić. - Podskoczyłam, usłyszawszy znajomy głos.
- Ładnie, czy nie ładnie, mam to gdzieś. - wzruszyłam tylko obojętnie ramionami.
Usłyszałam ciche westchnienie, a potem ktoś usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego, unosząc jedną brew.
- Nie możesz spać? - spytałam, ponownie unosząc papierosa do ust.
- Zgłodniałem. - powiedział rozbawiony, podnosząc kanapkę.
- W takim razie smacznego. - uśmiechnęłam się delikatnie, gasząc papierosa w popielniczce, która stała na stoliku.
- Danielle... - poczułam, jak jego dłoń łapie mój nadgarstek, kiedy chciałam już iść.
- Hmm? - mruknęłam, spoglądając na chłopaka zmęczonym wzrokiem.
- Wszystko okej? Widziałem w jakim stanie byłaś dzisiaj. Coś się stało, ale nie wiem co, a Sylvia nie chciała mi za Chiny powiedzieć. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Zastanowiłam się przez chwilę. Okłamać go czy nie? W końcu był moim przyjacielem. Nie chciałam mieć przed nim tajemnic. W końcu pokręciłam przecząco głową.
- Nie... Nic nie jest okej, Louis. - mój głos się załamał, a w oczach stanęły łzy. - Moje życie jest beznadziejne.
- Co jest? - spytał, otaczając mnie ramieniem.
- Matt... Matt mnie zdradzał. - załkałam cicho. - Z Hayley.
- Co?! - Lou zerwał się na nogi. - Zabiję drania!
Zmarszczyłam lekko brwi i westchnęłam przeciągle.
- Spokojnie, bohaterze. - zachichotałam cicho, a chłopak wrócił na swoje miejsce i mnie przytulił. - Jakoś to przeżyję, chociaż będzie trudno. Ale i tak najgorsze jet to, że ojciec wywalił mnie z domu. Tak po prostu.
Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje.
- Ale nawet się cieszę. - skłamałam szybko, widząc, że chłopak robi się cały czerwony  ze złości.
- Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda? - spytał, gdy tylko się lekko uspokoił.
- Chyba nie na wszystkich.... - mruknęłam ponuro.
- Och przestań! - od razu wiedział o kogo mi chodzi. - Niall teraz... Przechodzi dość trudny okres.
Westchnęłam cicho, kładąc głowę na ramieniu mojego przyjaciela. Brakowało mi go przez te parę dni.
- A jak ci się układa z El? - zmieniłam temat.
- Wiesz co.... - nagle jakoś przygasł. - ostatnio przechodzimy dość trudny okres. Fanki coraz bardziej ją hejtują, a ona cierpi. Przeze mnie. Zresztą, ostatnio dosyć często się kłóciliśmy. O moją sławę. Eleanor ma dosyć. Jej marzy się domek na wsi, życie w spokoju. Wspólnie więc stwierdziliśmy, że zrobimy sobie... przerwę.
- Tak mi przykro, Lou. - szepnęłam cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
Między nami nastała cisza. Nie przeszkadzała mi ona. Lubiłam tak posiedzieć w ciszy, żadne słowa nie były potrzebne.
Ciekawe, jak to teraz będzie. Bez Matta. Bez Hayley, ojca i Sereny.
Z zamyślenia wyrwał mnie Lou:
- Dan... - Przykrył nas kocem, kiedy zadrżałam z zimna, po czym otoczył mnie ramieniem. - Dziękuję.
Spojrzałam na niego totalnie zbita z pantałyku.
- Za co? - spojrzałam mu w oczy.
- Za to, że jesteś. 
- Naah, to ja powinnam tobie dziękować. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie!
Nasze ciche chichotanie rozniosło się po tarasie, lecz my wciąż wpatrywaliśmy się w siebie. Zagryzłam lekko wargę, unosząc dłoń. Delikatnie pogładziłam policzek chłopaka. Poczułam lekki zarost na jego żuchwie. Lou uśmiechnął się lekko. Przysunęłam się powoli do niego i po naprawdę bardzo długich sekundach nasze usta się spotkały. Po chwili pocałunek stał się bardziej namiętny. Nasze języki wdały się w szalony taniec. Poczułam, jak ręka Lou błądzi po moich plecach, natomiast moje palce wsunęły się w jego brązową czuprynę. Poczułam, jak chłopak przyciąga mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, chcąc być bliżej. Gorący dreszcz przyjemności przebiegł wzdłuż moich pleców. Poczułam dłonie na moich pośladkach. Zaśmiałam się cicho, nie przerywając całowania. W pewnym momencie Louis podniósł się, a ja oplotłam jego w pasie nogami. Wszedł ze mną do domu i pospiesznie skierował się w stronę schodów. Niestety nie zauważył pierwszego schodka i upadliśmy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, a on razem ze mną, jednak starał się mnie uspokoić.
- Shh... - mruknął. - Obudzisz wszystkich. Wstawaj.
Pocałował mnie przelotnie, po czym sam wstał i pomógł mi w tej samej czynności. Nie puszczając jego dłoni wbiegliśmy cichutko do jednego z pokoi.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęłam, siadając na łóżku.
- To jest w pewnym sensie mój pokój. Nocujemy na zmianę u Sylvii żeby nie była sama, jak jej rodzice wyjechali. Dzisiaj jest moja i Niallera zmiana. On ma pokój gdzie obok.
 Przytaknęłam, a Lou przyciągnął mnie ponownie do siebie. Jego wargi odnalazły moje. Po chwili znaleźliśmy się na łóżku. Gładziłam tors chłopaka, po czym zaczęłam ściągać jego koszulkę, która parę sekund później wylądowała na łóżku. Moim oczom ukazała się ładnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Zagryzłam lekko wargę. Poczułam dłonie Lou na moich biodrach. Teraz to on leżał, a ja siedziałam na nim okrakiem. Ponownie nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Czułam palce chłopaka, które delikatnie jeździły pod moją bluzką.
- Lou, masz może bateri... - usłyszałam głos Nialla.
Szybko zeszłam z Louisa, a praktycznie z niego spadłam. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał blondyn z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poprawiłam sobie włosy, które spadły na moje czoło.
- Niall, puka się! - brunet spojrzał na swojego przyjaciela.
- Wiem, przepraszam! - pisnął cicho. - Nie będę wam przeszkadzać.
Horan zamknął z hukiem drzwi, po czym, jak się domyśliłam po trzaśnięciu drzwi, wrócił do pokoju. Ja natomiast spojrzałam na mojego towarzysza przestraszona, zdezorientowana i wściekła.
- Lou, to nie powinno się zdarzyć! - jęknęłam cicho. - Nie powinniśmy! Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi....
Wiedziałam, że zadałam w ten sposób chłopakowi ból. Mogłam to wyczytać z jego oczu. Ja sama chciałam uwierzyć w swoje słowa, bo dla mnie Louis był kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale on ma Eleanor. Nawet, jeśli "zrobili sobie przerwę" on nadal ją kocha, nawet jeśli by zaprzeczył, sposób, w jaki wypowiada jej imię można się domyślić, że wciąż jest w niej zakochany. Wiedziałam także, że żałowałby gdybyśmy się ze sobą przespali. Dlatego też stwierdziłam, że nie warto tego dłużej ciągnąć, nawet jeśli dla mnie to było cholernie trudne. 
- Udawajmy, że to się nie stało. - powiedziałam, kierując się w stronę drzwi.
- Nie możemy tak ciągle udawać, Danielle, do cholery! To jest chore! - krzyknął, a kiedy chciał podejść nakazałam mu ręką, aby stał w miejscu.
- Owszem możemy, Lou. I będziemy. Tak będzie lepiej, uwierz mi.
- Nie, nie możemy! - podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. - Nie możemy, bo się w tobie zakochałem! Zrozum to! Od kiedy tylko cię zobaczyłem...
- Nie kochasz mnie Lou. Kochasz Eleanor. - przerwałam mu wpół słowa. - To, co do mnie czujesz nie jest prawdziwe. Jest chwilowe, mogę się o to założyć.
Odwróciłam się na pięcie, żeby chłopak nie widział łez, które pojawiły się w moich oczach. Wzięłam głębszy oddech, po czym zostawiłam bruneta samego w pokoju. Wróciłam do siebie i położyłam się w łóżku. Miał rację. Nie możemy wciąż udawać, że nic się nigdy nie stało. Westchnęłam cicho, zakrywając się kołdrą. Przez to wszystko zaczęła boleć mnie głowa. Stwierdziłam, że decyzje podejmę jutro i przedyskutuję wszystko z Tommo na spokojnie. No i jeszcze któreś z nas musi pogadać z Niall'em. Nie wiem czemu, ale czułam potrzebę wyjaśnienia mu wszystkiego.

 _____
Mam nadzieję, że się Wam spodobał rozdział. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo go nie dodawałam. ;>