Od razu przepraszam, że nie dodawałam rozdziału przez prawie dwa miesiące, ale kurde nie miałam weny. Pisałam ten rozdział... tak z miesiąc, może troszkę mniej. Ale w końcu mi się udało, chociaż chyba nie było mi dane go napisać, ponieważ dziesięć tysięcy razy mi się wszystko kasowało, albo zapominałam zapisać. XDDDD tak więc przepraszam i mam nadzieję, że Wam się spodoba. :D
Promienie słońca przemykały się przez zasłony, oświetlając przy tym cały pokój. Czułam, jak delikatne ciepło lizało moje nagie ramiona. Chcąc rozkoszować się jeszcze tym ciepłem, przewróciłam się na drugi bok. Poczułam, jak czyjeś ramię oplata moją talię, więc przytuliłam się do Matta, czując jego oddech na swojej szyi zaśmiałam się cicho. Przybliżyłam moją twarz do jego, chcąc złożyć na pełnych ustach pocałunek, jednak wcześniej otworzyłam oczy. Wrzasnęłam na cały dom, odpychając od siebie chłopaka rękoma i nogami za jednym razem. Sama też się odsunęłam, jednak nagle łóżko się skończyło i wśród wianuszka przekleństw, które wyleciało z moich ust, wylądowałam na podłodze.
- Co się dzieje? - usłyszałam rozbudzony głos po drugiej stronie łóżka.
-O mój boże. Niall?- pisnęłam cicho, łapiąc się za głowę, gdyż dopiero teraz poczułam okropny ból głowy, który nieco wzrósł, przez taką niemiłą pobudkę. – Nic Ci nie jest? – spytałam, łapiąc się za czoło.
Usłyszałam cichy chichot Louisa. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.
Cholerne odciski, pomyślałam, kiedy zrobiłam pierwszy krok. Zacisnęłam zęby. Będę dzielna. Jakby co, to po prostu będę wracać na bosaka. Jakbym naprawdę nie robiła tego wcześniej. Zeszłam po schodach, a w kuchni zastałam Sylvię. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam.
Promienie słońca przemykały się przez zasłony, oświetlając przy tym cały pokój. Czułam, jak delikatne ciepło lizało moje nagie ramiona. Chcąc rozkoszować się jeszcze tym ciepłem, przewróciłam się na drugi bok. Poczułam, jak czyjeś ramię oplata moją talię, więc przytuliłam się do Matta, czując jego oddech na swojej szyi zaśmiałam się cicho. Przybliżyłam moją twarz do jego, chcąc złożyć na pełnych ustach pocałunek, jednak wcześniej otworzyłam oczy. Wrzasnęłam na cały dom, odpychając od siebie chłopaka rękoma i nogami za jednym razem. Sama też się odsunęłam, jednak nagle łóżko się skończyło i wśród wianuszka przekleństw, które wyleciało z moich ust, wylądowałam na podłodze.
- Co się dzieje? - usłyszałam rozbudzony głos po drugiej stronie łóżka.
-O mój boże. Niall?- pisnęłam cicho, łapiąc się za głowę, gdyż dopiero teraz poczułam okropny ból głowy, który nieco wzrósł, przez taką niemiłą pobudkę. – Nic Ci nie jest? – spytałam, łapiąc się za czoło.
-
Nie, chociaż pobudka do najlepszych nie należy. – zaśmiał się
cicho i zerknął na mnie rozbawiony. – a tobie nic się nie stało? – spytał.
-
Ciszej... – mruknęłam, zaciskając oczy. – kac morderca.
Przepraszam za to. Nie chciałam cię tak brutalnie obudzić. A możesz powiedzieć
jak to się stało, że wylądowałam z tobą w jednym łóżku? – spytałam, podnosząc
się z trudem z ziemi, przez co łupanie w mojej czaszce przybrało na sile, a w
gardle miałam cholernie sucho. Jęknęłam. – Zresztą... nieważne, zaraz mi
opowiesz. Ja muszę skoczyć do kuchni.
Powiedziałam, po czym wyszłam. Zeszłam powoli ze schodów, a wchodząc do
kuchni zastałam tam Harry’ego, Lou i Liama. Uśmiechnęłam się złowieszczo,
widząc, że pierwsza dwójka także przechodzi męczarnie.
-
WODY! WODY DAJCIE! KAC MORDERCA ATAKUJE! – wydarłam się na całe
pomieszczenie, od razu tego żałując. Idiotka ze mnie.
-
Zamknij się, Danielle. – usłyszałam jęk Louisa. – Zabiję cię,
cholero mała. Ale to jutro.
Zachichotałam cicho, siadając na krześle obok loczka, który trzymał się
rękami za głowę. Przed nim stała pusta butelka po wodzie i tabletki na ból
głowy. Nagle naprzeciwko mnie Liam
postawił nową wodę. Posłałam mu wdzięczny uśmiech, po czym odkręciłam korek i wypiłam połowę cieczy. Wzięłam dwie tabletki,
po czym wzięłam jeszcze jednego łyka, aby je popić. Usłyszałam cichy chichot Louisa. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.
-
Co? – zmarszczyłam lekko brwi, a chłopak zaniósł się głośnym
śmiechem, co raniło moją głowę.
-
Zapomniałaś się ubrać. – powiedział, pomiędzy spazmami
śmiechu. W tym samym momencie pozostali chłopcy też się zaśmiali.
-
Cholera. Kurwa. – mruknęłam.
Byłam w koszulce Nialla i samych gaciach... zaraz... gdzie są moje ubrania?
Wstałam i wybiegłam z kuchni jak z procy. Wbiegłam na górę i zatrzasnęłam za
sobą drzwi przerażona. Blondyn właśnie siedział w samych bokserkach na łóżku z
laptopem na kolanach i patrzył się na mnie zdezorientowany.
-
Czemu jestem w twoich ciuchach? Czemu z tobą spałam? O boże...
nie robiliśmy... tego? – spytałam, akcentując ostatnie słowo. Byłam wyraźnie
przerażona.
Chłopak zaśmiał się swoim charakterystycznym śmiechem. Normalnie bym do
niego dołączyła, jednak teraz jakoś przerażał mnie fakt, że mogłam zdradzić
swojego chłopaka i nie było mi do śmiechu.
-
Calm down, girl.
Do niczego nie doszło wczorajszej nocy. Za bardzo się spiłaś. –
powiedział rozbawiony. – masz strasznie słabą głowę.
-
Ahaha, jakie zabawne. – prychnęłam, podchodząc do łóżka.
Usiadłam na jego krańcu, zabierając koc by się przykryć. – Opowiedz mi wszystko.
Od... od tego jak wniosłeś mnie do domu, bo wtedy urwał mi się film. Tak myślę.
-
Dobra. – wziął głębszy oddech, poczym rozpoczął swoją
opowieść. – Wniosłem cię do domu i chciałem zanieść do pokoju, żebyś poszła
spać, ale się uparłaś, że chcesz zostać, więc dałem za wygraną, bo zaczęłaś mi
płakać.
Oh God. Gorzej być nie może, pomyślałam sobie, kręcąc głową i przy okazji
zalewając się rumieńcem.
-
Zaczęłaś się bawić, oczywiście ja cię pilnowałem. Patrz, jaki
dobry jestem. – zachichotał cicho. – Około czwartej zaciągnąłem cię do pokoju i
położyłem spać, najpierw dając ci coś do przebrania. Kiedy wychodziłem,
poprosiłaś, żebym cię przytulił, więc to zrobiłem. Zaczęłaś mi opowiadać o tym,
jak tęsknisz za swoim chłopakiem i przyjaciółką. Chciałaś mi też opowiedzieć o
szkole, ale w połowie pierwszego zdania po prostu zasnęłaś. Chciałem iść, ale
wtuliłaś się we mnie tak bardzo, że nawet nie miałem jak się wywinąć z twoich
szponów.
-
O boże. Nie dałam ci się bawić. Przepraszam! – wyrzuty
sumienia zalały mnie od środka. – Czekaj... czemu nie mogłam spać w swojej
sukience?
Horan spojrzał na mnie takim wzrokiem, że aż przeszły mnie ciarki.
-
Cóż.... obrzygałaś ją. – powiedział, chichocząc.
Mówiłam, że gorzej być nie może? Myliłam się.
-
ŻE CO?! – wrzasnęłam i złapałam się za głowę. Może i proszki
zaczęły działać, ale nie ugodziły całkowicie bólu. – O boże. Teraz mogę iść i
zabić się ze wstydu. Ughhhh, jak ja teraz wrócę do domu? – wypowiedziałam swoje
myśli, lekko klepiąc się w czoło otwartą ręką.
-
Cóż, mogę dać Ci jakieś ciuchy. – zaoferował się niebieskooki,
a ja posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
-
Serio mówisz?
-
Tak. W końcu... to w sumie przeze mnie nie masz sukienki, bo
pozwalałem ci mieszać alkohol.
Mój dźwięczny śmiech rozniósł się po pokoju.
-
Bez przesady. Sam miałeś się bawić, a ja ci tę zabawę
zepsułam. Gdybyś jeszcze miał patrzeć na to, co piję to już w ogóle masakra by
była. Ale i tak jestem Ci naprawdę wdzięczna za to, że poszedłeś za mną. Gdyby
nie to, nie wiem czy wróciłabym do domu cała, czy teraz leżała w krzakach w
parku. – zachichotałam cichutko, wstając z łóżka. – Emm... to mógłbys dać mi te
ubrania?
-
Jasne, już daję. – powiedział, po czym odstawił laptopa na
poduszkę. Wstał i poszedł do garderoby, by po chwili wrócić i wręczyć mi
koszulkę i spodnie od dresu. – łazienka jest na samym końcu korytarza. Weź
sobie czysty ręcznik. Powinien być w którejś z szafek. Poszukaj.
Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam z pokoju. Skierowałam się we wskazanym
kierunku. Zapukałam do białych drzwi. Odpowiedziała mi cisza, więc lekko
naparłam na klamkę. Cichy szczebiot. Otwarte. Zapaliłam światło, wszedłszy do
pomieszczenia. Rozejrzałam się dookoła. Było tu dość przytulnie. Duża wanna z
masażem pod oknem, a naprzeciwko niej prysznic. Stanęłam nad umywalką i
spojrzałam w wielkie lustro, które nad nią wisiało. Wyglądałam doprawdy
okropnie. Włosy sterczały mi na wszystkie strony, rozmazany makijaż, wory pod
oczami. Masakra. Z westchnieniem sięgnęłam do kremowej szafki. Znalazłam tam
to, czego szukałam. Wyjęłam puszysty ręcznik i powiesiłam go na wieszaku przy
prysznicu. Zakluczyłam drzwi, poczym szybko się rozebrałam. Weszłam do kabiny.
Ciepłe strugi wody spływały po moim przemęczonym ciele. Szybko się odświeżyłam.
Wytarłam się starannie i ubrałam. Nałożyłam trochę pasty na palec, aby przemyć
nim zęby. Chwyciłam swoją „piżamę” i z turbanem na włosach wyszłam z łazienki.
O mało co nie padłam na zawał, gdyż wpadłam z impetem na Zayna, który tylko
zaśmiał się cicho.
-
Vas happenin’? – zawołał, a ja parsknęłam śmiechem.
-
Danielle! – usłyszałam Sylvię, która podbiegła do mnie z
uśmiechem malującym się na jej twarzyczce.
-
Vas happenin’? – krzyknęłam do blondynki. Usłyszałam głośny
śmiech mulata, który postanowił zejść do kuchni.
-
O mój boże, dziękuję ci, że mnie wzięłaś ze sobą! – pisnęła po
cichu, kurcząc się, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek usłyszał naszą rozmowę.
-
Haha, no nie ma za co, kabanosie. – kąciki mych ust uniosły
się lekko ku górze. – opowiesz mi, jak będziemy wracać, co stanie się za –
zerknęłam na zegarek – po śniadaniu. A może obiedzie? Jest już szesnasta.
Cholera.
-
Wracamy już? – jęknęła dziewczyna, a ja tylko pokiwałam głową.
Wrócilam do pokoju Nialla, którego nie było. Westchnęłam cicho, po czym
rozejrzawszy się po pomieszczeniu chwyciłam moją jednorazową piżamę, po czym złożyłam
ją ładnie w kosteczkę. Przy koszu leżała siateczka, w której znajdowała się
moja beżowa sukienka. Z ciężkim sercem podniosłam ją delikatnie, starając się
odsunąć ją od siebie. Mimo, iż miałam ją raz na sobie, stwierdziłam, że nie ma
co się trudzić i po prostu ją wyrzucę. Złożone ubrania wepchnęłam sobie pod
pachę, śmieci wzięłam w prawą dłoń, a obcasy nałożyłam na obolałe stopy. Cholerne odciski, pomyślałam, kiedy zrobiłam pierwszy krok. Zacisnęłam zęby. Będę dzielna. Jakby co, to po prostu będę wracać na bosaka. Jakbym naprawdę nie robiła tego wcześniej. Zeszłam po schodach, a w kuchni zastałam Sylvię. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam.
-
Idziemy już, prawda? – spytałam ją z nadzieją w oczach.
-
CO?! TAK BEZ ŚNIADANIA?! – usłyszałam pisk Nialla, na co
parsknęłam głośnym śmiechem.
-
Ha! Raczej obiadu!
-
No w sumie. – odparł Harry, który coś smażył. – ale w sumie to
już zaraz będzie jedzenie.
-
Okeej, zostaniemy. W końcu chcę spróbować... tego wynalazku. –
odparłam, udając się w stronę stołu. Zajęłam miejsce obok blondynki i Lou.
-
Jaki tam wynalazek. Toż to tylko jajecznica z jajkami. .
Po całym pomieszczeniu rozległ się śmiech Nialla, a po chwili wszyscy do
niego dołączyliśmy.
-
Jajecznica z jajkami? Serio? – powiedział pomiędzy spazmami śmiechu.
-
No tak. No bo nic innego nie było. Tylko jajka i mleko. I tak
sobie pomyślałem, że jajecznica to dobry obiad.
-
Pożywne, nie powiem. – mruknęłam, ocierając łzę, która
spływała po moim policzku.
Po pięciu minutach śmiania się każdy z nas dostał porcyjkę jajecznicy.
Porcyjkę to znaczy cały wielki talerz. Ja zjadłam jedną połowę, a drugą bardzo
chętnie zaopiekował się Nialler, uprzednio pochłaniając swoje.
-
To my się będziemy zaraz zbierać, no nie? – szturchnęłam
Sylvię w ramię.
-
Noooooo. – mruknęła niezadowolona.
Szczerze mówiąc nie uśmiechało mi się wracać do domu, bo naprawdę świetnie
się z chłopakami bawiłam. Ale teraz powinnam wrócić do rzeczywistości.
Cholernej, szarej rzeczywistości.
-
To my was odprowadzimy, prawda Niall? – zaoferował się Zayn,
spoglądając na blondasa, który właśnie zaczął pochłaniać paczkę żelków. Ile on
żarł. (:O)
-
Oczywiście. – powiedział, a ja korzystając z okazji ukradłam
mu parę miśków.
-
EJ! – pisnął, patrząc na mnie z wyrzutem.
-
No co?
-
Moje żelki. – westchnął głęboko.
-
Że niby że te? – machnęłam mu jednym żelkiem przed nosem, po
czym powtórzyłam to parę razy. W końcu trafił do moich ust, z których
wydobywały się dość dziwne dźwięki, które świadczyły, iż to co mam w buzi
dobrze smakuje. (hahaha, bez skojarzeń. ;D)
-
ONA MI TO ROBI SPECJALNIE! – pisnął Horan, a ja zaśmiałam się
dźwięcznie. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
-
Otworzę! – powiedziałam, po czym podbiegłam do przedpokoju.
Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam ją mocno. W przejściu stał wysoki,
barczysty mężczyzna. Na mój widok na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-
Słucham? – powiedziałam grzecznie, uśmiechając się szeroko.
-
Chwileczkę. – odpowiedział mi.
Zszedł na ganek, sprawdził numer domu. Między jego brwiami powstała jedna
zmarszczka. Wrócił.
-
Przepraszam, czy zastałem może Harry’ego Styles’a? Albo
kogokolwiek? Jestem Paul. Ochroniarz.
-
Jasne. – odparłam, po czym wydarłam się na całe gardło. –
Hazza, jakiś koleś przyszedł. Mówi, że nazywa się Paul i jest waszym
ochroniarzem czy czymś tam!
-
Cholera. – usłyszałam tylko z kuchni i tupot stóp po podłodze.
– Paul! Co tu robisz? Ach, to jest Danielle. Nasza przyjaciółka. Danielle, to
jest Paul. Więc, Paul, co tu robisz?
-
Macie wywiad, wy ćwoki.- Paul nawet się nie zdziwił.
-
CO?! Za ile?
-
Za czterdzieści minut. Ja poczekam na was w samochodzie. Macie
dziesięć minut na ogarnięcie się. – powiedział i sobie wyszedł.
Oczy Hazzy zrobiły się jak spodki, po czym nagle wystrzelił jak z procy i
popędził na górę.
-
Chłopaki! Alarm! Alarm! Kod wywiadowy! Powtarzam kod
wywiadowy! Zbiórka na dole za dziesięć minut! DZIESIĘĆ MINUT! – usłyszałam
tylko jak trzaska drzwiami od swojego pokoju.
Z kuchni dobiegały odgłosy stłuczonego naczynia, piszczenia, które otworzyło
się w starciu z gwałtownym odsunięciem krzesła i linoleum. Usłyszałam także
wianuszek przekleństw, które zapewne wydobywały się z ust blondyna. Pozostała
czwórka wbiegła na schody, przepychając się między sobą, przeklinając i
wyzywając od debili. Sylvia podeszła do mnie. Spojrzałyśmy na siebie, po czym
wybuchłyśmy głośnym śmiechem, przez co wylądowałam na podłodze. Po chwili
dopadł mnie jeszcze kaszel, więc śmiałam się i kaszlałam jednocześnie, leżąc na
podłodze. Po pewnym czasie wstałam, ocierając łzy, które poleciały z moich
oczu. Przed nami staną Malik i Horan.
-
Chyba dzisiaj nie będziemy mogli was odprowadzić. – powiedział
mulat, widocznie się smucąc.
-
Wiesz, będziesz miał jeszcze parę okazji, by mnie odprowadzić.
– Sylvia szturchnęła go łokciem w brzuch i poruszając zabawnie brwiami.
-
Więc, następnym razem! – klasnęłam w dłonie.
Skierowałam się do kuchni i wzięłam wszystkie swoje rzeczy. Kiedy wróciłam
do przedpokoju wszyscy nagle się na mnie rzucili, zgniatając mnie przy tym.
-
Chłopaki! – wydyszałam, ale chyba mnie nie słyszeli. –
CHŁOPAKI! Udusicie mnie zaraz tu kurde. – wrzasnęłam. Udało się.
Kiedy mnie puścili zassałam powietrze. Wywróciłam oczami. Razem z blondynką
pożegnałyśmy się z chłopakami, po czym wyszłyśmy i rozeszłyśmy się do swoich
domów. Kiedy tylko weszłam do mojego pokoju od razu poszłam się odświeżyć, po
czym padłam na twarz na miękkie łóżko, które tak bardzo się za mną stęskniło
podczas mojej nieobecności ostatniej nocy.
Chciałam tylko dodać, że 5 komentarzy = następny rozdział. ;D nie wiem czy czytacie czy nie, więc nie wiem czy to ma sens. Więc chcę się przekonać, czy kogoś to zaciekawiło. :>
przeczytałam, komentuję i DOMAGAM SIĘ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU W TEMPIE NATYCHMIASTOWYM. Lofka, Sami <3
OdpowiedzUsuńPostaram się, Saaaaaaaamanto. ;3
Usuń*-*
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ KURWA ! :D <333333333333333333333333333333333333333
Też Cię Kurde Kocham. <3
Usuń