niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 13

Rozdział dla Sylvii i Kate. Dziękuję, że Was mam. <3 
 ______________

Otworzyłam oczy, przeciągając się z cichym jęknięciem. Przetarłam powieki, przewracając się na drugi bok z zamiarem zdrzemnięcia się jeszcze, jednak przed tym chwyciłam telefon, który miałam przy poduszce i spojrzałam na zegarek. Cała senność, która przed chwilą mnie ogarniała, zniknęła bez śladu. Było parę minut przed trzynastą. Cholera. Zerwałam się szybko z łóżka, czego od razu pożałowałam, gdyż zakręciło mi się w głowie, a ja zatoczyłam się w bok i wpadłam z impetem na szafkę nocną i nadziałam się biodrem na róg. Jęknęłam cicho, łapiąc się za bolące biodro. Zacisnęłam zęby, po czym wyszłam spokojnie z pokoju. Zbiegłam do kuchni, w której była już moja przyjaciółka.
- Wiesz, która jest godzina? - spytałam, nawet się nie witając. Usiadłam na stołku przy stole.
- Tobie też dzień dobry. - zagaiła, kiwając głową i zerkając na zegarek, który miała na lewym przegubie. - Jest za dwadzieścia trzynasta. A co?
- Jak to co? Nie powinnyśmy być w szkole?
- Powinnyśmy. - wzruszyła ramionami - Ale stwierdziłam, że może lepiej dzisiaj zrobić sobie jour de congé? 
- Co ty do mnie mówisz? - jęknęłam cicho. - Wiesz, że nie umiem francuskiego. 
- Dzień wolny. Jesus, kobieto ucz się! - poklepała mnie po ramieniu, stawiając przede mną talerz z kanapkami z  nutellą oraz kawę. - bon appetit. 
- Dzięki. - powiedziałam, biorąc kanapkę do ręki, jednak nie było mi dane nawet spróbować posiłku, gdyż chleb wyślizgnął mi się z dłoni i upadł posmarowaną stroną na moją świeżą piżamę. - Ja pierdole. - jęknęłam cicho. Już wiedziałam, że ten dzień nie będzie moim najlepszym. 
- Jezu.- Sylvia zaśmiała się tylko. - Może... może byśmy dzisiaj zabrały wszystkie twoje rzeczy od twojego ojca? 
Posłałam jej przenikliwe spojrzenie, zdejmując żywność z mojej piżamy 
- Hmm... Okej. - zgodziłam się, nawet tego nie myśląc zbyt długo. 
- Okej. To ja zadzwonię do Louisa, żeby nam pomógł w przewiezieniu pudeł.
- Nie! - pisnęłam, może za bardzo dając do zrozumienia, że nie chcę jego pomocy. - eee.... To znaczy... Nie trzeba. 
- Okej...? - dziewczyna posłała mi dziwne spojrzenie. Nie dziwie się jej. - To ogarnij się i idziemy. Musimy się wyrobić, chyba, że chcesz spotkać ojca?  
Wzdrygnęłam się delikatnie, zeskakując z siedzenia. 
- To może ja się pospieszę. - powiedziałam, pędząc  po schodach do pokoju. 
Kiedy się już w nim znalazłam szybko wzięłam ubrania składające się z krótkich, jeansowych spodenek i rozciągniętej koszulki Paramore. Poszłam do łazienki i szybko się odświeżyłam. Ubrana wyszłam jeszcze z turbanem na mokrych włosach, po czym pospiesznie, stojąc przy lustrze nałożyłam trochę pudru, a na powiekach narysowałam starannie kreski. Wróciłam do łazienki, aby szybko wysuszyć moje brązowe loki. Kiedy juz skończyłam, zbiegłam po schodach . Sylvia siedziała w przedpokoju, jedząc płatki. 
- Idziemy? 
Dziewczyna podskoczyła, nie zauważając wcześniej, że weszłam do pomieszczenia. Zapewne wyrwałam ją z zamyslenia. 
- Mhm. - pokiwała głową, odstawiając miskę na stolik. - Zadzwoniłam do Harry'ego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. 
- Mmm, okej. - mruknęłam, zarzucając na ramię plecak. 
- Czyli... że się nie gniewasz? 
- Czemu miałabym się gniewać? 
- No... Bo tak dziwne zareagowałaś, kiedy zaproponowałam Lou, więc pomyślałam, że może też byś tak samo zareagowała na Harolda. 
- Erm...Bo wiesz... - w tej samej chwili usłyszałyśmy klakson. - Harry już jest. Później ci powiem co jest, chodź. 
Blondynka skinęła głową, zarzucając na swoje barki kurtkę. Po chwili byłyśmy w samochodzie. Zajęłam miejsce na tyle, zaś moja towarzyszka usiadła obok chłopaka. 
- Hej, Hazz - posłałam mu szeroki uśmiech, a on go odwzajemnił. 
- No cześć. - przywitał się. - To gdzie? 
Podałam  chłopakowi adres i ruszyliśmy w danym kierunku. Ja siedziałam zapatrzona w okno, podziwiając te parę ulic, które dobrze znałam, zaś moje towarzystwo gawędziło sobie wesoło. W końcu zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem. Zagryzłam wargi, wysiadając z auta. Zerknęłam na zegarek. Miałyśmy około dwóch godzin. 
- Muszę jechać, bo wyrwałem się w próby. - powiedział Harry, wychylając się z samochodu. - Zadzwońcie, jak skończycie. 
- Okej. - powiedziałam, posyłając mu szeroki uśmiech. - Dzięki. 
- No problem. - powiedział, machając do nas, po czym odjechał. 
Westchnęłam, idąc w stronę drzwi. Stanęłam na ganku, zbierając się w sobie. Niby już się oswoiłam z tym, że ojciec tak po prostu wyrzucił mnie z domu, jednak wciąż miałam nadzieję, że zmieni decyzję, a zabranie moich rzeczy tylko by przypieczętowało całą tą chorą sytuację. Zagryzając wargę sięgnęłam do klamki i lekko na nia naparłam, jednak drzwi ani drgnęły. Posłałam Sylvii pełne obaw spojrzenie. Szybko cofnęłam się parę kroków, spoglądając na podjazd. Nie było samochodu mojej przyszłem macochy. 
- Kurwa. - jęknęłam, oddychając głęboko. - Chodź. 
Ruchem ręki pokazałam Sylvii, aby podążyła za mną. Poszłyśmy na tyły domu, gdzie były drugie drzwi, przeważnie były otwarte. Modląc się w duchu, aby i tym razem ta idiotka ich nie zamknęłam, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie usmiechało mi się wracać tutaj. Chciałam już raz na zawsze zamknąć ten rozdział w moim życiu. 
Weszłyśmy do domu, a ja od razu skierowałam się do mojego pokoju. Od razu po wejściu rzuciłam się do wierzy. Włączyłam pierwszą lepszą płytę. Po pokoju rozbrzmiały pierwsze dźwięki Careful, paramore, a ja udałam się  w stronę garderoby. Wyjęłam z niej trzy walizki, po czym zaczęłam wsadzać do nich po kolei wszystkie ubrania. Sylvia dołączyła do mnie. Kiedy już skończyłyśmy, wystawiłam walizki na korytarz. Z szafki, która wisiała nad wejściem do salonu, wyciągnęłam pudła, które jeszcze zostały z przeprowadzki.Wróciłam na górę. Na całe szczęście połowa pudeł jeszcze nie była rozpakowana, więc oszczędziłyśmy mnóstwo czasu. 
Kiedy zaklejałam ostatnie pudło, moja pomocnica leżała sobie na łóżku, wesoło nucąc pod nosem i opychając się czipsami i fantą, którą przyniosłam z kuchni. Po chwili wylądowałam obok niej, chwytając zimną puszkę coli. Przeciągnęłam się, ziewając przeciągle. Przekręciłam się na brzuch. 
- Niedługo cię zabiorę, moje drogie łóżeczko! Tylko daj mi czas. Muszę znaleźć mieszkanie. - wymruczałam w prześcieradło. 
- Czekaj co? - zerwała się Sylvia. - Chcesz mnie zostawić? Zresztą, czemu gadasz do łóżka? A, no tak. Nikt cię nie lubi i nie masz przyjaciół. 
Wywróciłam jedynie oczami, upijając łyk napoju. Na samym początku denerwowało mnie to całe "nie masz przyjaciół", jednak teraz się zdążyłam przyzwyczaić. Sylvia najwidoczniej uwielbiała mi dokuczać, a ja nigdy nie miałam wystarczająco dobrej, bądź błyskotliwej odzywki. 
- Ja po prostu kocham moje łóżko. Jest niesamowicie wygodne! Dobrze się na nim śpi, a ja nie będę ci się przecież zwalać do mieszkania. Zresztą, twoi rodzice niedługo wrócą. Byłoby... dość niezręcznie, tym bardziej, że chyba nie wiedzą o moim chwilowym zamieszkaniu u was w domu. 
- Im to tam wszystko jedno. - Wzruszyła ramionami. - Oni tu tylko nocują. W ogóle, o co chodzi z Lou? 
Zamarłam. Modliłam się, żeby nie zauważyła mojej dziwnej reakcji na jej propozycję, jednak chyba moje nadzieje spełzły na niczym.
Zamyśliłam się. Co miałam powiedzieć? Skłamać? Obiecałam sobie, że nie będę okłamywać ludzi, na których mi zależy.  Westchnęłam. 
- Bo widzisz... - jęknęłam, wtapiając twarz w poduszkę. - prweprzpałasislou. 
- Uważaj, bo zrozumiałam. Przestań mamrotać i powiedz normalnie. - wepchnęła sobie trochę czipsów do ust. 
- Mówię, że prawie przespałam się z Lou! 
- Co?! - niemalże wypluła na mnie zawartość, którą miała w buzi. - Pojebało cię do reszty? A co z Eleanor? Ty głupia jesteś? 
Zmarszczyłam brwi, szybko opowiadając jej połowę historii. Wspomniałam o rozstaniu El i Lou, o nocnej rozmowie i o tym, jak prawie wskoczyłam mu do łóżka. Z każdą minutą moje policzki stawały się bardziej czerwone.
- Jak dobrze, że się powstrzymaliście.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, co nie uszło uwadze mojej przyjaciółki. 
- Nie zrobiliście tego, prawda? - słowa wypływały powolnie z jej ust, jakby je starannie dobierała. - Powiedziałaś prawie. 
- Mhm. - Pokiwałam głową. - W sensie... już byliśmy na łóżku i, no wiesz, prawie bez ciuchów, kiedy wszedł Nialler.... 
- O boże... - Usłyszałam głośny plask. Okazało się, ze Sylvia uderzyła się otwartą dłonią w czoło. - Mogliście przynajmniej zamknąć drzwi, albo powiesić skarpetkę na klamce! Jak w akademiku! 
- No wybacz, nie pomyśleliśmy o tym jakoś. 
- Dobra, dobra. Powiedz, co się stało potem. 
Westchnęłam, ponownie zdając relację z zajścia po "nakryciu nas". Nawet powiedziałam jej, o akcji przy pociągu. Dziewczyna zagryzła wargę. Widziałam, że chce o coś zapytać. Westchnęłam. 
- Pytaj. 
- Nie. 
- Pytaj. 
- Nie. Obrazisz się albo coś. 
- Pytaj, do jasnej cholery. 
- Dobrze całuje? - spytała, spoglądając na mnie. W jej zielonych oczach dostrzegłam iskierki podniecenia. 
- Erm... No. Wspaniale! - jęknęłam, wracając myślami do naszych ostatnich pocałunków. Zagryzłam wargi. 
- O nie. - Sylvia jęknęła. - Zakochałaś się. 
Zerknęłam na nią zdziwiona. Ona tylko patrzyła na mnie ze zmartwieniem malującym się na jej ślicznej twarzy. Zacisnęłam usta, chichocząc cicho. 
- Możliwe. A on powiedział, że zakochał się we mnie! - pisnęłam uradowana. 
- Czekaj, co? 
- Powiedział, że się we mnie zakochał! Powiedział mi to. Tak wprost. 
- I ty mi o tym nie powiedziałaś?! Jak mogłaś?! - wrzasnęła, a ja tylko zaczęłam się śmiać. - Czyli jesteście razem? 
Wszystkie emocje nagle zniknęły z mojej twarzy, a energia, którą w sobie miałam wyparowała. Zgarbiłam się lekko. 
- Nie. Dałam mu do zrozumienia, że ja go nie kocham. Że on kocha Eleanor. I że nic z tego nie bę... 
W tej samej chwili Sylvii zadzwonił telefon. Posłała mi przepraszające spojrzenie. Odebrała telefon, a kiedy skończyła, miała nieodgadniony wyraz twarzy. 
- Hmm? 
- To Harry. Zaraz będą. Wszyscy. Łącznie z Lou. 
Super. 
- Przeżyję, tak myślę. Mam nadzieję. Oby. O boże, nie dam rady! - zaczęłam panikować, na co Sylvia mnie lekko spoliczkowała. - Aua? 
- Ogarnij się, kobieto! 
Nie odpowiedziałam. Wzięłam tylko kilka głębszych wdechów. Przed oczami pojawił mi się Niall, wczorajszej nocy. W sercu mnie zakuło. Usiadłam na podłodze, a po policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Wiesz co jest najgorsze? - spytałam, mówiąc jakby do siebie. - Nie to, że odrzuciłam Lou. Nie. najgorszą rzeczą był wyraz twarzy Nialla, kiedy wszedł do pokoju. Najpierw jakby go to... zabolało? A potem był wściekły. Nie rozumiem go, tak szczerze. Nie wiem, czy to chodzi o Lou czy o mnie. Jeśli o mnie, to ja się poddaję. Zgłupiałam. Bo w końcu, zachowuje się tak, jakby mnie nienawidził z całego serca, a potem przyłapuje mnie w łóżku z Lou, wybiega z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Nie rozumiem tego człowieka. 
Łzy spływały strużkami po moich policzkach, rozmazując przy tym cały mój makijaż. Musiałam wyglądać jak jakiś istny potwór. 
Sylvia podeszła do mnie tylko, otaczając ramionami. 
- Ciii, będzie dobrze. 
- Ale mnie to już przerasta! - zaszlochałam jej w rękaw. 
- Ja wiem. Ja wiem, kochanie.
Siedziałyśmy tak przez chwilę przytulone, a ja powoli się uspokajałam. Było mi głupio. Nigdy nie płakałam przy innych, wolałam robić to w ukryciu, tym bardziej, że nie za bardzo wiedziałam, co było powodem mojej niespodziewanej histerii. Kiedy już się uspokoiłam, zadzwonił telefon Sylvii. Odebrała go, po czym się rozłączyła. 
- Już są. Otworzę im drzwi, a ty trochę ogarnij twarz, bo jesteś cała czerwona. 
Pokiwałam głową, wstając. Udałam się do łazienki. Rzeczywiście, wyglądałam okropnie. Miałam czerwone oczy i rozmazany makijaż, a moja buzia była lekko opuchnięta. Szybko przemyłam ją lodowatą wodą i parę razy poklepałam się po policzkach. Westchnęłam cicho, osuszając twarz ręcznikiem. Zacisnęłam wargi w cienką linię, powtarzając sobie w myślach, że sobie poradze. Wzięłam kilka głębszych wdechów, przygotowując się na to, co teraz będzie. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do mojego pokoju. Już nic tam prawie nie było, oprócz trzech pudeł. Do pomieszczenia wszedł Zayn. Podszedł do mnie z uśmiechem malującym się na ustach i pocałował mnie w policzek.
- Hej. - powiedział, po czym podszedł do jednego z pudeł. 
- No cześć. Pomóc ci? Jakoś szybko się uwinęliście. 
- Nie musisz. Widzisz, nie dość, że świetnie śpiewamy, to jeszcze jesteśmy wspaniałą pomocą! - zaśmiał się i wyszedł. 
Rozejrzałam się dookoła. Ściany były puste, tak samo jak biurko, garderoba i szafka nocna, a na łóżku nie było nawet pościeli i kupy zabawek oraz poduszek, które zawsze na nim trzymałam. 
- Dziwnie tak sie wyprowadzać po raz drugi w ciągu niecałych sześciu miesięcy, huh? - podskoczyłam, słysząc za sobą znajomy głos. 
Obróciłam się na pięcie, a w moim brzuchu znalazło się stado motylków. Przede mną stał Louis z założonymi rękoma na piersi. Uśmiechał się szeroko. 
- Nie zachodź mnie od tyłu. Zrobiłeś to już drugi raz w ciągu niecałych 24 godzin. Przestań. - powiedziałam, obracając się na pięcie. 
Podeszłam do pudeł i wzięłam jedno. Było cholernie ciężkie, ale nic sobie na tym nie zrobiłam. Lou poszedł w moje ślady. 
- Musimy pogadać. - powiedział, dorównując mi kroku. 
- Nie teraz. Nie tutaj. Chcę się z tym jak najszybciej uwinąć, bo nie wiem, kiedy Serena wróci. 
Chłopak tylko pokiwał głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zeszliśmy na dół, taszcząc ze sobą kartony. Okazało się, że chłopcy przyjechali trzema samochodami. Spakowaliśmy rzeczy do jednego bagażnika, który był niemalże pusty. Lou prowadził jedno auto, Harry drugie, a za kółkiem trzeciego siedział Paul, z którym postanowiłam jechać. Uśmiechnęłam się do niego, wsiadając do środka. 
- Cześć Paul! - zapięłam pasy. - Dawno cię nie widziałam. 
Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z ochroniarzem chłopaków. Przez jakiś czas zabierali nas czasem na niektóre wywiady, mimo, że nawet o to nie prosiłyśmy. Wtedy przeważnie siedziałam z Sylvią i Paulem za kulisami, więc dużo rozmawialiśmy.
- No hej. - powiedział, uśmiechając się szeroko. - Jak było w domu? 
- Hmm... Całkiem, całkiem. - skłamałam.- Jak tam żona i dzieci? 
- A bardzo dobrze. 
Na moje nieszczęście musiałam jechać z Niallem, który co chwilę posyłał mi pełne pogardy spojrzenia. Zacisnęłam dłonie w pięści, mając ochotę mu przywalić. 
- Możesz przestać? - spytałam szeptem, kiedy już nie wytrzymałam. 
- Nie wiem o co ci chodzi. 
- Przestań się na mnie tak gapić, okej? 
- Przestań sypiać z moim przyjacielem, bo zachowujesz się jak dziwka.
Moje oczy zrobiły się  jak dwa spodki. Nie chciałam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. 
- Będę robić to, co chcę, nie twój zasrany interes. - odburknęłam, wysiadając z auta, kiedy podjechaliśmy pod dom Sylvii. 
Szybko rozpakowaliśmy wszystkie kartony i zanieśliśmy do środka. Wnosiłam właśnie ostatni karton, kiedy zakręciło mi się w głowie i nagle zrobiło mi się zimno. Postawiłam pudło, jednak nie zdążyłam usiąść, kiedy nagle wszystko stało się czarne, a ja usłyszałam tylko z dużej odległości pisk, który najprawdopodobniej należał do Sylvii.

- Cholera, Danielle. - Poczułam na czole czyjąś ciepłą dłoń. - Co się stało? - Usłyszałam czyjś głos, którego nie zdołałam zidentyfikować. 

- Zemdlała. - Odpowiedział chyba Liam. 
- Dobra. Zabierzemy ją na badania. Tylko podstawowe. 
- Możemy jechać? 
- Oczywiście. Ale nie w karetce. 
- A ja mogę jechać w karetce? - spytał Louis. 
- No nie wiem... - mężczyzna najwyraźniej się zawachał. 
- Błagam, jestem jej chłopakiem. 
- Dobrze. Proszę za nami. 
Wszystkie głosy stawały się coraz głośniejsze, przebijały się przez ciemność, która mnie otaczała. Poczułam, jak coś nagle szarpnęło, a potem rozległy się syreny. 
Skrzywiłam się lekko, uchylając powieki. 
- Co się stało? - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Strasznie zaschło mi w gardle.
- Zemdlała pani. - powiedział jeden z sanitariuszy. - Sądzimy, że to ze stresu. Ale proszę teraz odpoczywać. 
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, zabrali mnie na badania. Wszyscy przyjechali tutaj najszybciej jak tylko mogli i pozwalało im na to prawo, chociaż pewnie złamali parę zakazów. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do jednej z sal, która była zupełnie pusta. Zostałam przez chwilę sama, jednak po chwili przyszli moi przyjaciele. 
- Nigdy nam więcej tego nie rób, jasne?! - wpadła zapłakana Sylvia i od razu się do mnie przytuliła. 
- Przepraszam, nie chciałam. - jęknęłam, przytulając ją 
Dostałam niezły opierdziel, ale jednak się nie gniewali, tylko byli nieco przerażeni. Porozmawialiśmy przez chwilę, ale potem wszedł lekarz i kazał mi iść na jeszcze jedne wyniki, bo coś podejrzewali, a chcieli to jak najszybciej potwierdzić. Nie chciał mi powiedzieć co to jest, więc od razu w mojej głowie pojawiły się same czarne scenariusze. Co, jeśli miałam raka? Albo coś innego? 
Po prawie trzech godzinach lekarz wszedł ponownie do sali, trzymając w dłoni pik kartek. Wszyscy wyszli, oprócz Lou,bo "był moim chłopakiem". Za przywłaszczenie sobie tego tytułu dostał wcześniej niezły ochrzan. 
- Mam pani wyniki. - Mężczyzna pomachał kartkami w powietrzu. - Dla niektórych są to dobre wieści. Dla niektórych, niestety, nie za bardzo. 
- Nie rozumiem. - Powiedziałam, marszcząc brwi. Zaczęłam się denerwować, więc chwyciłam dłoń Lou. 
- Cóż - 60-latek poprawił okulary na nosie - rozwija się w pani nowe życie. 
- Co? - spytałam głupio. Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje. 
- Pani Heart, jest pani w ciąży. 




___________________________ 
Nie wiem, jak Wam podziękować za te 1000 wejść! Naprawdę się cieszę!  Dziękuję Wam z całego serca! :D
 Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale napisz mi o tym na tt @danmurrayy albo napisz w komentarzu swoją nazwę.:> 

10 komentarzy = następny rozdział. :> 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. BOŻE JEBŁO CIĘ ?!
    :LKJHGVBUHJ JAK NIALLER MÓGŁ AIĘ TAK DO NIEJ ODEZWAĆ ?!
    WTF ?!
    I JAK LOU MÓGŁ ŻE JEST JEJ CHŁOPAKIEM !
    + Jak ty mnie dobrze znasz . Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww <3
    Nie masz przyjaciół xx

    OdpowiedzUsuń
  3. oooooOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO Mój Boże.
    ŻE CO?
    I to z tym dupkiem jej byłym chłopakiem niby?
    I NIALL? SERIO? TEN SŁODKI BLONDYNEK Z APARATEM NA TYCH JAKŻE UROCZYCH, KRZYWYCH ZĄBKACH?
    szok
    szok
    szok


    A ogółem : fhvawkefbcuywyvfgqrfbcwoegrnicgyewrqofbgcuysefgreyvbficgnw8yfg kocham ten rozdział :3

    ♥~Iza :))

    OdpowiedzUsuń