niedziela, 14 kwietnia 2013

17. Stay

Stay


- Matt? - spytałam niepewnie.
Spojrzałam na Stylesa, który tylko wytrzeszczył oczy i wwiercał się we mnie wzrokiem.
- To prawda?! - powtórzył pytanie.
Z tonu jego głosu mogłam wywnioskować, że był wściekły. Za bardzo nie wiedziałam o co mu chodzi. Byłam za bardzo zaskoczona i zaszokowana tym telefonem, że nie kontaktowałam najlepiej.
- Ale co? - niepewność wręcz ode mnie biła.
- Och, Boże. - westchnął, podenerwowany, po czym wrzasną - Jesteś w ciąży?!
Moje serce stanęło, aby po chwili ruszyć szaleńczym tempem. Musiał oglądać wywiad chłopców, jednak nie wiem, skąd wiedział, że chodzi o mnie. Nie odzywałam się, co tylko potwierdziło jego słowa.
- Jest moje? - spytał zrezygnowany. - Czy zdradziłaś mnie jednym z tych pedałów?
- A kto ma być? Krasnoludek? - wrzasnęłam, czując, jak po policzkach spływają łzy. - Nie zdradziłam cię, tu dupku!
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - odezwał się po chwili.
Zagryzłam wargi. Zaskoczył mnie tym pytaniem, na które niestety nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam, czy mu powiem. Oczywiście, powinien wiedzieć, że będzie ojcem, jednak to mogła być jedyna szansa, na normalne życie mojego dziecka, bez wścibskiego idioty.
Spojrzałam na Stylesa z nadzieją, że mi pomoże. On chwycił moją dłoń i uśmiechnął się delikatnie, starając się dodać mi otuchy.
- Danielle?
- Nie wiem! - warknęłam. - Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać.
Chciałam jak najprędzej zakończyć tę uporczywą rozmowę.
- Jeszcze nie skończyliśmy!
- Ależ owszem, skończyliśmy. Nie próbuj się ze mną... nami kontaktować.
Zbierając się na odwagę, wcisnęłam czerwony guzik, zakończając rozmowę. Pozwoliłam łzom spokojnie spłynąć po moich polikach, rozmazując makijaż.
Potrzebowałam teraz kogoś, kogo mogłabym przytulić, kto powiedziałby mi, że wszystko będzie dobrze, a ja bym uwierzyła, tak o. Potrzebowałam teraz Louis'ego.
Poczułam, jak Harry przyciąga mnie do siebie. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie ten gest. Mimo, że ja i zielonooki nie dogadywaliśmy się najlepiej, było mi naprawdę miło, że chce mi pokazać wsparcie, na które mogę liczyć z jego strony. Uśmiechnęłam się lekko, szlochając w jego koszulę.
- Podwieźć cię? - spytał po chwili.
Wiedział doskonale, czego było mi trzeba.Cała zapłakana i zasmarkana, wyszłam z kuchni, a Harry poszedł do salonu. Po chwili wrócił z kluczami do auta. Szybko poprawiłam swój wygląd i mimo wszelkich starań, wciąż wyglądałam okropnie. Poszłam z chłopakiem do samochodu. Jechaliśmy w milczeniu, a ja wpatrywałam się w szybę, zastanawiając się, co zrobić.
- Dan, on nie chciał cię zranić... - zaczął Styles, kiedy byliśmy pod ich domem. - Od czasu waszej kłótni nigdzie nie wychodzi, nie spotyka się ze znajomymi. Do tego Niall ciągle mu dogryza... On naprawdę nie chciał.
Słysząc, co Horan robi, miałam ochotę znaleźć go i normalnie zabić. Jednak teraz nie miałam na to czasu. Nie chciałam sobie nim zawracać głowy w tym momencie.
- Wiem, Hazz. Też nie chciałam go zranić. Po prostu... Nagle znalazłam się na pierwszych stronach gazet, mówicie o mnie w telewizji... I jeszcze ciąża wyszła na jaw... To mnie przerosło i całą winę zwaliłam na Lou...
- Wiem. I on też wie. - chłopak posłał mi uśmiech. - A teraz idź. I powodzenia.
- Dzięki. Doceniam to. - odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go delikatnie w policzek. - Napiszę co i jak. Może.
Wysiadłam z pojazdu i podeszłam do drzwi. Usłyszałam, jak samochód rusza. Zostałam sama, przed wielkim domem w którym był chłopak, który był dla mnie praktycznie wszystkim. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo był dla mnie ważny.
Nie wiedziałam, czy mam zapukać, czy wejść ot tak. Jedyne co wiedziałam to to, że mój żołądek wywraca się z nerwów na drugą stronę. Chciałam zapukać, jednak kiedy moja dłoń miała dotknąć drewna, rozmyśliłam się. Miałam odejść, jednak drzwi w tym samym momencie otworzyły się, a w nich stanął Louis.
- Dan?
Mhm, teraz nie mogę uciec. Uśmiechnęłam się lekko zmieszana. Nie wiedziałam co mam robić więc tylko machnęłam do niego ręką. Niezręczność można było wręcz zobaczyć w powietrzu.
- Cześć, Lou.
Dopiero teraz zauważyłam, że wyglądał... dziwnie. Miał dwudniowy zarost, rozciągnięty dres i podkrążone oczy, a jego brązowe włosy sterczały na wszystkie strony.
Chłopak nic się nie odzywał, a moje serce biło coraz szybciej. Tak, jakby miało wyskoczyć zaraz z mojej piersi. Wbiłam wzrok w swoje buty, czekając, aż każe mi wracać do domu czy coś w tym rodzaju. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułam jego silne ramiona oplatające mnie. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre.
- Przepraszam. - Wychlipałam cicho, nadal chowając twarz w jego szyi.
- Ja też. Nie powinienem mówić o tobie w telewizji. Niepotrzebnie dałem się sprowokować tej dziennikarce i Niallowi. Nie chciałem ab...
Nie mogąc już dłużej wytrzymać, chwyciłam jego twarz w obie dłonie i zamknęłam usta namiętnym pocałunkiem. Najpierw był zaskoczony, jednak po niemalże sekundzie, ocknął się i oddał pocałunek. Wciągnął mnie do domu, zatrzaskując za mną drzwi, wciąż nie przerywając pocałunku. Przycisnął mnie do ściany, coraz brutalniej wpijając się w moje usta. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i po chwili moje uda oplotły jego biodra. Dłonie wplątałam w jego potargane, brązowe włosy. Lou złapał mnie za pośladki, podtrzymując mnie, po czym poszedł w stronę sypialni dla gości, bo tylko ta nie była na piętrze. Szybko moje palce z włosów, przeniosły się pod jego koszulkę. Badałam dokładnie każdy centymetr jego brzucha, powoli pozbywając się jego koszulki, która parę sekund później leżała gdzieś w salonie. Moja bluzka też jakimś cudem leżała gdzieś rzucona. Przez prawie cały czas nasze usta były ze sobą złączone, a języki prawie walczyły o dominację. W końcu znaleźliśmy się w pokoju. Stanęłam na własnych nogach, jednak szybko znalazłam się na łóżku. Brunet przygniótł mnie swoim ciężarem, po czym zaczął składać delikatne pocałunki wzdłuż mojej żuchwy, potem zjechał na szyję, a dalej na dekolt, przy którym zatrzymał się na dłużej. Spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy, jednak w jego oczach widziałam pożądanie.
- Na pewno tego chcesz? - spytał, a ja jedynie skinęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie dźwięku.
Posłał mi łobuzerski uśmiech, od którego zakręciło mi się w głowie, po czym powrócił do poprzedniej czynności, kierując się w dół brzucha, w którym i tak miałam stado motylków. Delikatnie rozpiął guzik moich spodni, po czym ściągną je bez problemu. Ponownie jego usta adnalazły moje. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na nim i tym razem to ja składałam delikatnie pocałunki wzdłuż jego klatki piersiowej, aż do brzucha. Pozbyłam się jego dresów, nie odrywając ust od jego ciała. Złapałam zębami jego bokserki....

 - Danielle! - poczułam szturchnięcie. - Halo? Ziemia do Dan!
Zobaczyłam machającą dłoń przed moimi oczami i twarz Hayley. Później do moich uszu dobiegły piski innych dziewczyn. Louis wyparował. Całe to wyobrażenie nagle prysnęło, jak bańka mydlana.
- Co? - spytałam, nie wiedząc co się dzieje.
- Dawaj bilety. Zaraz otwierają! Nie mogę uwierzyć, że ich zobaczymy! Pewnie Harry....
Przestałam słuchać Hayley, zdając sobie sprawę, że to była tylko moja chora wyobraźnia. Tak naprawdę nigdy nie poznałam One Direction i pewnie nigdy ich nie poznam, a Sylvia nie istnieje. Nie byłam w ciąży, Matt nie zdradzał mnie z Hayley... Byłyśmy tylko dwoma directionerkami, które czekały w tej chwili na koncert swoich idoli. Nigdy nie przeprowadziłam się do Londynu, mam normalną rodzinę, którą kocham.
Tak bardzo zaangażowałam się w ten "sen", że aż chciało mi się płakać. Czasem naprawdę nienawidziłam swojego mózgu, przez obrazy, które wytwarza.
Potrząsnęłam  głową, musząc się otrząsnąć. Podałam Hayley jej bilet i przecisnęłyśmy się do wejścia. Za tym wejściem kryły się nasze wspólne marzenie, które miało się zaraz spełnić. Cała podekscytowana poszłam za Hayley na wielka arenę i pozwoliłam mojej małej wyimaginowanej przygodzie pozostać w mojej pamięci.

 ________________________________

 I tak oto miłym akcentem kończę moją przygodę z tym opowiadaniem. ;> Szczerze mówiąc, trudno mi to zrobić, bo naprawdę się z nim zżyłam i będzie mi brakować myślenia co się może stać. Miałam tak dużo pomysłów na tego bloga, jednak nie miał on wystarczająco dużo czytelników, by ciągnąc go dalej. Tak więc dziękuję za każdy komentarz i przeczytany rozdział i przepraszam za moją niesystematyczność.

Dziękuję też Sylvii za pomoc w pisaniu i wymyślenie zakończenia. ;3 Pomagałaś mi i jestem cholernie wdzięczna, że jak dzieliłam się z Tobą moimi pomysłami mówiłaś co jest dobre, a co złe. ♥ Jesteś tak jakby współautorką tego bloga, haha. ♥
Przy następnych blogach będę się Ciebie pytać o rady, sialala. ♥


 Tak więc... dziękuję jeszcze raz za każdy komentarz i zapraszam na drugiego bloga : o Narry'm. ♥ .

Nie mogę się nadziękować Wam, haha. XD Ostatni raz Wam dziękuję. :3

Danielle. ♥

poniedziałek, 4 marca 2013

16. Hospital for souls.

Cześć ! A więc jestem znowu! :D Trochę mi zajęło pisanie, jednak udało mi się. Rozdział krótki i mi się nie podoba, ale musiałam go wstawić. Mam już napisany następny rozdział, co jest dziwne, bo nigdy nie mam jeszcze napisanego, ale dobra.
Jak widać, zmieniłam (znowu) nazwy rozdziałów. Teraz będą to tytuły piosenek. :>
Tak więc ... przepraszam, że tak długo czekaliście i postaram się poprawić, ale...
5 komentarzy = następny rozdział. :3
Hospital for souls.

 Opadłam bezwładnie na łóżko, a łzy zaczęły swobodnie spływać po moich zaróżowionych policzkach. Cała się trzęsłam, a gniew, który towarzyszył mi tego wieczora, powoli uchodził ze mnie, pozwalając zmęczeniu opanować mój organizm. Chciałam zasnąć, ustąpić nieprzyjemnemu uczuciowi, zapomnieć o dzisiejszym dniu, pozwolić, aby był już historią, jednak wyraz twarzy Lou, pełna bólu, którą wciąż miałam przed oczami, nie pozwalała mi oddać się w ramiona Morfeusza. Nie chciałam go zranić. Zrobiłam to nieświadomie i bardzo tego żałowałam. Wiedziałam, że on także miał wyrzuty sumienia po całym tym wywiadzie. Lecz patrząc na to wszystko z innej strony, mógł odmówić komentarza na mój temat i nie dać się podpuścić Irlandczykowi. Ja po prostu muszę odczekać parę dni i popatrzeć na tą sprawę nieco inaczej. Mam nadzieje, ze przez pryzmat czasu, wszystko będzie wydawało się śmieszne.
Przykryłam głowę poduszką, bowiem mój telefon rozdzwonił się, denerwując mnie przy tym niemiłosiernie i przyprawiając o większy ból głowy. Wiedziałam, że to Louis. A przynajmniej domyślałam się. Zapewne chciał mi wszystko wytłumaczyć, przeprosić, albo coś w tym stylu. Jednak ja wciąż byłam wściekła i nie miałam ochoty nawet go wysłuchiwać. Pospiesznie wyłączyłam telefon, dając tym do zrozumienia, ze definitywnie nie chcę z nikim się teraz kontaktować. A po paru minutach, w końcu odpłynęłam w krainę marzeń.

Następne parę dni minęły mi dosyć... spokojnie, a moje życie wpadało w rutynę. Budziłam się, szłam do szkoły, odsiadywałam swoją karę, szłam do pracy, wracałam do domu i szłam spać. Przez cały ten czas byłam przybita kłótnią z Lou i padałam ze zmęczenia. Wiedziałam, że nie powinnam tak postępować w moim stanie, jednak nie potrafiłam inaczej. Kiedy tylko miałam chwilę dla siebie, zaczynałam się zamartwiać, więc znajdowałam sobie najróżniejsze zajęcia.

W piątek o szóstej obudził mnie budzik, który wydawał z siebie naprawdę irytujące dźwięki, które przyprawiały mnie o ból głowy. Jęknęłam cicho, wyłączając irytujący sprzęt, po czym zwlekłam się z łóżka. Poczułam burczenie w brzuchu, więc pospiesznie zbiegłam do kuchni, gdzie już siedziała Sylvia.
- Jezus, o której ty wstajesz? - mruknęłam, zaglądając do szafki.
- Jakoś nie mogłam spać.
- Ale przynajmniej się zdrzemnęłaś?
- Mhm.. - Pokiwała głową, jedząc swoją porcję płatek. 
Ja w tym czasie wyciągnęłam z niej nutellę, batona zbożowego i płatki. Z lodówki zaś wzięłam mleko, truskawki i banany. Pospiesznie zrobiłam kawę.
- I ty to wszystko zjesz? - spytała Sylvia, patrząc na produkty, znajdujące się na stole.
- Jestem w ciąży! Mogę jeść. - wzruszyłam ramionami, jednocześnie maczając truskawkę w nutelli, po czym wpakowałam ją do ust. - Zresztą, umieram z głodu!
- Ty zawsze jesteś głodna.
- Nie, wcale nie! - powiedziałam z pełnymi ustami. - O mój boże, to jest przepyszne! Chcesz?
Sylvia pokręciła jedynie głową i wróciła do jedzenia swojego śniadania. Ja pospiesznie zjadłam moje, co chwilę zagadując dziewczynę. Gdy już skończyłam pobiegłam do pokoju i odprawiłam wszystkie poranne czynności. Kiedy wysuszyłam już włosy zbiegłam po schodach, uprzednio zabierając ze sobą plecak. Poszłyśmy pospiesznie do szkoły i przetrwałyśmy ten cholerny dzień, ja dodatkowo musiałam zostać godzinę, odbyć swoją karę. Dopiero potem mogłam, w pośpiechu, iść do nowej pracy. Nie było zbyt dużego ruchu. Na mojej zmianie była jeszcze jedna kelnerka, Kate. Była niewysoką, naturalną blondynką z niebieskimi oczami i nie wzbudziła we mnie żadnych miłych odczuć. Wydawała mi się arogancka i chamska, dlatego też postanowiłam jej unikać jak tylko się da.
Około dziewiętnastej wróciłam do domu, a Sylvii nie było. Zostawiła tylko karteczkę na lodówce z powiadomieniem, że poszła do chłopaków. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wiedziałam, że ciągnie ją do Malika no i jego do niej. Na prawdę im kibicowałam, mimo, że nawet nie poszli na pierwszą randkę, którą przy okazji zepsułam. Podgrzałam sobie wczorajszy obiad, a w międzyczasie poszłam do pokoju i przebrałam się w wygodny dres. Wzięłam też telefon, który wczorajszego wieczora wyłączyłam i totalnie o nim zapomniałam.Usłyszałam, jak ktoś na dole zamyka drzwi wejściowe. Pewnie była to Sylvia. Zbiegłam po schodach, piszcząc jak głupia. Jakie było moje zdziwienie, kiedy obok mojej przyjaciółki ujrzałam Harry'ego, Liama i Malika. Co prawda, zdziwiła mnie nieobecność Nialla, a brak Lou jakoś mnie nie zaskoczył. Atmosfera między nami była dość napięta i nawet się do siebie nie odzywaliśmy.
- Hej! - pisnęłam, po czym przywitałam się z każdym z osobna.
- Co ty dzisiaj taka wesoła? - spytał Liam, a ja tylko zaśmiałam się jedynie.
- Mam dobry humor.
- Ale wyglądasz na przemęczoną. - zauważył Malik.
- Nie powinnaś się tak przemęczać. W ogóle jak się czuje nasza przyszła mamuśka? - odezwał się Harry, kiedy się z nim witałam.
Wywróciłam oczami i dałam mu kuksańca w bok.
- Weź ! - śmiejąc się, poszłam do kuchni. - Nie nazywaj mnie mamuśką!
- Czemu? - tym razem to był Liam.
- Bo nie czuję się jak matka... - mruknęłam do siebie, nakładając porcję obiadu.
Usiadłam do stołu i zaczęłam powoli jeść, jednak poczułam się samotnie i przeniosłam do salonu, gdzie siedziała cała czwórka. Sylvia była przytulona do Malika, a Liam i Harry rozwaleni byli na drugiej kanapie. Wszyscy oglądali jakiś film. Wgramoliłam się pomiędzy chłopaków, a po jakimś czasie wszyscy płakaliśmy w najlepsze, bo film, który miał być komedią, okazał się być dramatem. Kiedy już wszystkie emocje, które nam towarzyszyły opadły, Styles poprosił mnie do kuchni. Wychodząc z salonu, spojrzałam na Sylvię, mając nadzieję, że wie o co chodzi, ta jednak wzruszyła jedynie ramionami. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Harry już siedział przy stole. Do zlewu wstawiłam talerz, który ze sobą zabrałam i umyłam go, odwlekając jak najdłużej z rozmową. Kiedy już skończyłam, zajęłam miejsce na przeciwko Harry'ego. Widziałam, że się denerwuje. Mogłam to rozpoznać po rozbieganym wzroku no i ciągle miętolił w palcach koniec obrusa. Wbiłam wzrok w swoje dłonie i zapadła między nami dość niezręczna cisza. Po paru minutach miałam już dosyć, więc postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.
- Co jest Hazz? - spytałam, a chłopak jedynie spojrzał się na mnie.
- Jak się czujesz? - zmienił temat.
- Dobrze, dziękuję. Ale o tym chcesz rozmawiać?
Moja brew uniosła się ku górze, a brunet pokręcił głową.
- Chciałeś pogadać o Lou, prawda?
Znów nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową. Zgadłam.
- No więc? - pospieszyłam go delikatnie, niecierpliwiąc się już.
Styles już otwierał usta, aby w końcu coś powiedzieć, kiedy nagle po pomieszczeniu rozległa się znajoma piosenka. Był to mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekranik, ale numer był zastrzeżony. Zerknęłam na zielonookiego, a on tylko wskazał mi ręką, abym odebrała. Nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
- Halo? - spytałam.
- To prawda? - zamarłam, usłyszawszy znajomy głos, którego się najmniej spodziewałam.

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 15

Postanowiłam nie odchodzić, bo zżyłam się z Danielle, Sylvią, Lou, Hazzą, Liamem, Zaynem i Niallerem. :3
Szczerze mówiąc nie podoba mi się ten rozdział, dlatego też jest taki krótki.Mam szczerą nadzieję, że następne będą lepsze... ;>

Następny dzień był jednym z gorszych. Rano obudziłam się z bólem głowy i nadzieją, że to wszystko mi się przyśniło. Jednak wcale tak nie było.Byłam w ciąży, rozwijało się we mnie małe stworzenie, a ja nawet nie byłam gotowa na macierzyństwo. Wczoraj Niall zranił mnie bardziej niż Matt, Hayley i ojciec razem wzięci. Wydał nas bez skrupułów, nawet nie dając sobie wcześniej wytłumaczyć tamtej dość niezręcznej sytuacji. Co prawda nie było na to okazji, ale mógł poczekać na wyjaśnienia. Z drugiej strony zastanawiało mnie, czemu było w nim wtedy tyle nienawiści do mnie i do Lou. Jednak wolałam dzisiaj nie zawracać sobie tym głowy, w końcu musiałam wrócić do szkoły i nadrobić zaległości.
Oczywiście, nie obyło się od wizyty u dyrektora, a także nagany. Prawie zostałam zawieszona, jednak poszczęściło mi się. Pani Jenkins nie chciała mi odpuścić mojego niestosownego zachowania i podważenia jej autorytetu, przez co miałam zostać przez najbliższy miesiąc w kozie, napisać referat o historii Anglii. Jednak nie dziwiłam się za bardzo, a moja kara i tak wydawała mi się trochę łagodna, biorąc pod uwagę mój mały wybryk. Przez cały dzień byłam niezwykle roztargniona. Nie mogłam się na niczym skupić, a do tego co chwilę ktoś podchodził do mnie i gratulował. Nikt wcześniej bowiem nie odważył się nawet odpyskować pani Jenkins, a co dopiero wyjść z jej lekcji.
Po szkole i pierwszej kozie, wróciłam do domu, jednak długo w nim nie zawitałam. Szybko się odświeżyłam, zjadłam coś i wyruszyłam do centrum Londynu w poszukiwaniu pracy. W końcu udało mi się znaleźć posadę w przytulnej knajpce niedaleko London Eye w jednej z uliczek. Lokal nie był jakiś wyrafinowany, był... inny. Można było napić się tam kawy, zjeść ciasto domowej roboty, był nawet regał z książkami do użytku klientów. Ogólnie było bardzo przyjemnie i cieszę się, że tam weszłam. Zapytałam się miłej kobiety, która miała około czterdzieści lat o posadę kelnerki. Bardzo się ucieszyła i niemalże od razu przyjęła, uprzednio przeprowadzając ze mną niewielki wywiad, który wyglądał trochę jak ploteczki, a nie rozmowa o pracę. Udało mi się mi się ustalić godziny tak, aby nie gryzły się z godzinami w szkole. Uprzedziłam także moją nową szefową o moim stanie. Kobieta nie była zadowolona, jednak życzyła mi wszystkiego dobrego.
Kiedy wróciłam do domu, nogi wchodziły mi w tyłek. Dosłownie. Opadłam na kanapę, a Sylvia od razu przysiadła się do mnie.
- Gdzie byłaś? Nie powinnaś tak długo być poza domem. W twoim stanie...
- Boże, to dopiero wczesne tygodnie, spokojnie, misia! Nic mi się nie stanie! - zaśmiałam się cicho, zdejmując buty z nóg.
- Okej, okej.... Przynieść ci coś?
- Mhmm, jeśli byś mogła zrobić mi płatki i ciepłą herbatkę, byłabym wdzięczna.- powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę ze słodką minką.
Dziewczyna od razu się zgodziła i poszła do kuchni. Ja natomiast wzięłam koc, położyłam się wygodnie i włączyłam telewizor. Leciało jakieś reality show, które nawet mnie nie zaciekawiło. Już miałam przełączyć, kiedy po całym salonie rozniosły się pierwsze dźwięki piosenki 30 seconds to mars - closer to the edge, powiadamiając mnie o próbie połączenia. Westchnęłam głośno, wyciągając komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz. "Louis". Zagryzłam wargi, zastanawiając się, czy odebrać. Bałam się trochę rozmowy z nim. Wczoraj praktycznie zaproponował mi związek, a ja nie udzieliłam mu jasnej odpowiedzi.
- Odbierz. - usłyszałam głos przyjaciółki, która właśnie weszła do salonu z talerzem kanapek i kubkiem w ręce.
Wstrzymałam oddech, nawet nie wiedząc, czemu tak się denerwuję, i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Danielle! - usłyszałam zdyszany głos.
- Liam? - nie kryłam zdziwienia.
- No cześć. - ucieszył się. - Czemu dzwonisz?
- Liam... To ty zadzwoniłeś do mnie. I to do tego z telefonu Lou.
- Liam, ty jebnięty idioto, oddawaj ten telefon! - usłyszałam w słuchawce krzyk Tommo.
- No, to ten... Cześć, Dan!
- Pa, Liam.
- Dani... Przepraszam za niego, idiota jeden. - usłyszałam głos Lou w słuchawce.
- Nic się nie stało. - zaśmiałam się cicho.
-  Jednak to dobrze, że zadzwonił, bo ja bym tego nie zrobił, a chciałem z tobą pogadać.
Mój żołądek podskoczył do gardła.
- O czym? - niepewność w moim głosie trochę mnie przestraszyła.
- Nie widzieliśmy się dzisiaj. - Nie odpowiedział na moje pytanie.- To przez ten cholerny wywiad.
- Wiem....
- I tęskniłem za tobą. Masz jutro czas?
- Lou....
- Jeśli tak wpadłbym po ciebie pod szkołę i poszlibyśmy gdzieś. Mam na myśli... na jakąś kolację albo coś.
- Lou.
- Hmm? - W końcu przestał wchodzić mi w słowo i zaczął słuchać.
- Nie mogę jutro. Mam pracę.
- Masz co?
- Mam pracę. - zaśmiałam się cicho, widząc minę Sylvii.
- Gdzie? - Lou i Sylvia spytali równocześnie, jednak moja przyjaciółka tylko poruszyła ustami.
- W kawiarni. Jestem kelnerką.
- Ale ty nie możesz! - Lou obruszył się. - Jesteś przecież w ciąży!
- Och, ty też zaczynasz? Nie jestem z porcelany, nic mi się nie stanie. Dziecku też nie. Tym bardziej, że to dopiero początki, więc mogę normalnie pracować.
- Ale ja wolę, żebyś sobie spokojnie odpoczywała w domu. Ja mam pieniądze na utrzymanie ciebie i dziecka.
- Lou, błagam cię, nie prowadźmy tej rozmowy przez telefon.
- Mam przyjechać? - spytał, a ja pokręciłam głową, mimo, że mnie nie widział.
- Nie.
- Przyjadę. Nie dam ci pracować w ciąży.
- Louis!
- Będę za piętnaście minut, góra. - rozłączył się.
- Super. Kurwa zajebiście. - wrzasnęłam, rzucając telefonem w kąt.
- Co jest?
- Nic. Lou tu przyjedzie zaraz. - powiedziałam, wstając z kanapy.
Pobiegłam szybko na górę, próbując się nie rozpłakać. Nie miałam ochoty się teraz kłócić, tym bardziej, że byłam cholernie zmęczona i wszystko mnie dzisiaj denerwowało. Wzięłam szybki prysznic i przebrana w wygodną piżamę, która składała się z króciutkich szortów i przykrótkiej bluzeczki na ramiączka koloru czerwonego, zbiegłam po schodach do salonu. Moja przyjaciółka siedziała na sofie, oglądając coś w telewizji.
- Chodź, puszczają wywiad chłopców.
Zajęłam miejsce obok niej. Wzięłam kubek ciepłej herbaty w dłonie, po czym pocałowałam Sylvię w policzek.
- Dzięki. Jesteś wielka.
- Więc chłopcy, kto z was jest w związku? Na pewno wasze fanki są tego ciekawe! - zadała pytanie dziennikarka, na co rękę podniósł tylko Liam, jednak Niall się zawahał i w połowie opuścił dłoń, co mnie zidziwiło. - Więc, tylko jeden z was jest zajęty? Reszta z was jest wolna?
Chłopcy jedynie pokiwali głowami.
- Więc, Liam... Opowiedz nam coś o swojej dziewczynie.
Liaś zaczął opowiadać o Danielle z dużym szacunkiem, a także bardzo widoczną miłością. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Marzyłam, aby ktoś wypowiadał się kiedyś o mnie w taki sposób.
- Niall, zauważyłam twoje wahanie. Wytłumaczyłbyś to? - spytała dziennikarka, kiedy Liam przestał opowiadać.
- Więc... Niechętnie to mówię, muszę przyznać, lecz jest pewna dziewczyna. Jednak nie chciałbym niczego zapeszać, bo to chyba za wcześnie.
- Mhmm, dziękuję, Niall. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze potoczy. - kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a blondyn się zarumienił. - Louis, a co z tobą i Eleanor?
Chłopak odchrząknął cicho, zaczynając wiercić się na krześle.
- Cóż, - zaczął, starannie dobierając słowa. - Mamy od siebie... przerwę. Tak, myślę, że tak to można ująć. Ostatnio się nie dogadywaliśmy zbyt dobrze, więc wspólnie podjęliśmy tą decyzję.
- No, Lou, powiedz co jeszcze skłoniło cię do zakończenia związku z El. - Niall szturchnął bruneta w ramię, a co on spojrzał na niego wilkiem.
Moje serce zatrzymało się, aby ruszyć po chwili w szaleńczym tempie.
- Cholera, zabiję go. - powiedziałam, ściskając dłonie w pięści, a Sylvia tylko poklepała mnie po kolanie. 
- Brały w waszej decyzji osoby trzecie? - spytała dociekliwa kobieta. 
- Erm.... - Lou ponownie chrząknął. - W pewnym sensie.
- Opowiedz nam o tym. Zapewne wasze fanki chciałyby się o tym dowiedzieć.
- Hmm... Więc jest pewna dziewczyna, nasza wspólna przyjaciółka, jest naprawdę kochana, a jeszcze teraz spodziewa się dziecka...
- To twoje dziecko? - przerwała mu kobieta. 
- Nie, nie. Jednak ja się nim zajmę. Dzieckiem i Danielle.
- Interesujące... - mina kobiety mówiła wszystko, co o mnie myśli. -Więc jesteście razem, tak?
- Nie... jednak zobaczymy jak się wszystko ułoży.
- Dobrze, trzymamy kciuki. - spojrzała w kamerę. - To już wszystko na dziś, moimi gośćmi byli One... - wyłączyłam telewizor, zrywając się przy tym z kanapy.
- Mówiłam, że zabiję Nialla? Teraz dołączy do niego Lou! - wrzasnęłam, chodząc po pokoju. - Zrobił ze mnie dziwkę! Jak to w ogóle zabrzmiało?! "Nie moje, ona wpadła". Zabiję go. Lepiej, żeby w ogóle nie pokazywał mi się na oczy z tą bandą tępaków!
- Kto ma ci się nie pokazywać na oczy? - usłyszałam głos Lou. - Czemu jesteś wściekła? Nie powinnaś się denerwować, to zaszkodzi dziecku, lepiej usiądź.
Wszystko się we mnie zagotowało. Kolejny raz tego wieczoru. Spojrzałam na niego wilkiem, zaciskając pięści. Podeszłam do chłopaka, starając się jak najbardziej hamować.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić i co jest dla mnie dobre, a co nie! - wysyczałam przez zęby.
- Spokojnie, Dan, ja chcę tylko dla ciebie jak najlepiej. - chłopak chciał złapać mnie za rękę, jednak się odsunęłam.
- Jasne, chcesz dla mnie jak najlepiej, jednak na chęci najwidoczniej tylko się kończy! - wrzasnęłam.
Lou zmarszczył jedynie czoło, nie wiedząc o czym mówię. Stał tylko i wpatrywał się we mnie głupkowato, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło, jednak starałam się uspokoić.
- Mówiłeś w telewizji o mojej ciąży, doprawiając, że dziecko nie jest twoje, robiąc ze mnie przy okazji dziwkę. A, no i powiedziałeś, że ukradłam chłopaka Eleanor. Dzięki, serio.Bardzo mi to pomogło.
Westchnęłam cicho, po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do mojego pokoju.
 - Danielle, oczekaj. - poczułam, jak Lou łapie mnie za nadgarstek.
Zatrzymałam się i zerknęłam na niego, co przyszło mi z trudem. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Upokorzył mnie przed całą Anglią. Ba, jeśli nie przed całym światem.
- Daj mi czas, Lou. - szepnęłam, starając się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. - Potrzebuję czasu. Przepraszam.
Zebrałam się w sobie i z naprawdę wielkim trudem weszłam do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi przed nosem chłopaka, widząc przy okazji szok i ból malujący się na jego twarzy.


 Zróbcie mi prezent na urodziny, proszę i dobijcie do 10 komentarzy. :D XD