poniedziałek, 4 marca 2013

16. Hospital for souls.

Cześć ! A więc jestem znowu! :D Trochę mi zajęło pisanie, jednak udało mi się. Rozdział krótki i mi się nie podoba, ale musiałam go wstawić. Mam już napisany następny rozdział, co jest dziwne, bo nigdy nie mam jeszcze napisanego, ale dobra.
Jak widać, zmieniłam (znowu) nazwy rozdziałów. Teraz będą to tytuły piosenek. :>
Tak więc ... przepraszam, że tak długo czekaliście i postaram się poprawić, ale...
5 komentarzy = następny rozdział. :3
Hospital for souls.

 Opadłam bezwładnie na łóżko, a łzy zaczęły swobodnie spływać po moich zaróżowionych policzkach. Cała się trzęsłam, a gniew, który towarzyszył mi tego wieczora, powoli uchodził ze mnie, pozwalając zmęczeniu opanować mój organizm. Chciałam zasnąć, ustąpić nieprzyjemnemu uczuciowi, zapomnieć o dzisiejszym dniu, pozwolić, aby był już historią, jednak wyraz twarzy Lou, pełna bólu, którą wciąż miałam przed oczami, nie pozwalała mi oddać się w ramiona Morfeusza. Nie chciałam go zranić. Zrobiłam to nieświadomie i bardzo tego żałowałam. Wiedziałam, że on także miał wyrzuty sumienia po całym tym wywiadzie. Lecz patrząc na to wszystko z innej strony, mógł odmówić komentarza na mój temat i nie dać się podpuścić Irlandczykowi. Ja po prostu muszę odczekać parę dni i popatrzeć na tą sprawę nieco inaczej. Mam nadzieje, ze przez pryzmat czasu, wszystko będzie wydawało się śmieszne.
Przykryłam głowę poduszką, bowiem mój telefon rozdzwonił się, denerwując mnie przy tym niemiłosiernie i przyprawiając o większy ból głowy. Wiedziałam, że to Louis. A przynajmniej domyślałam się. Zapewne chciał mi wszystko wytłumaczyć, przeprosić, albo coś w tym stylu. Jednak ja wciąż byłam wściekła i nie miałam ochoty nawet go wysłuchiwać. Pospiesznie wyłączyłam telefon, dając tym do zrozumienia, ze definitywnie nie chcę z nikim się teraz kontaktować. A po paru minutach, w końcu odpłynęłam w krainę marzeń.

Następne parę dni minęły mi dosyć... spokojnie, a moje życie wpadało w rutynę. Budziłam się, szłam do szkoły, odsiadywałam swoją karę, szłam do pracy, wracałam do domu i szłam spać. Przez cały ten czas byłam przybita kłótnią z Lou i padałam ze zmęczenia. Wiedziałam, że nie powinnam tak postępować w moim stanie, jednak nie potrafiłam inaczej. Kiedy tylko miałam chwilę dla siebie, zaczynałam się zamartwiać, więc znajdowałam sobie najróżniejsze zajęcia.

W piątek o szóstej obudził mnie budzik, który wydawał z siebie naprawdę irytujące dźwięki, które przyprawiały mnie o ból głowy. Jęknęłam cicho, wyłączając irytujący sprzęt, po czym zwlekłam się z łóżka. Poczułam burczenie w brzuchu, więc pospiesznie zbiegłam do kuchni, gdzie już siedziała Sylvia.
- Jezus, o której ty wstajesz? - mruknęłam, zaglądając do szafki.
- Jakoś nie mogłam spać.
- Ale przynajmniej się zdrzemnęłaś?
- Mhm.. - Pokiwała głową, jedząc swoją porcję płatek. 
Ja w tym czasie wyciągnęłam z niej nutellę, batona zbożowego i płatki. Z lodówki zaś wzięłam mleko, truskawki i banany. Pospiesznie zrobiłam kawę.
- I ty to wszystko zjesz? - spytała Sylvia, patrząc na produkty, znajdujące się na stole.
- Jestem w ciąży! Mogę jeść. - wzruszyłam ramionami, jednocześnie maczając truskawkę w nutelli, po czym wpakowałam ją do ust. - Zresztą, umieram z głodu!
- Ty zawsze jesteś głodna.
- Nie, wcale nie! - powiedziałam z pełnymi ustami. - O mój boże, to jest przepyszne! Chcesz?
Sylvia pokręciła jedynie głową i wróciła do jedzenia swojego śniadania. Ja pospiesznie zjadłam moje, co chwilę zagadując dziewczynę. Gdy już skończyłam pobiegłam do pokoju i odprawiłam wszystkie poranne czynności. Kiedy wysuszyłam już włosy zbiegłam po schodach, uprzednio zabierając ze sobą plecak. Poszłyśmy pospiesznie do szkoły i przetrwałyśmy ten cholerny dzień, ja dodatkowo musiałam zostać godzinę, odbyć swoją karę. Dopiero potem mogłam, w pośpiechu, iść do nowej pracy. Nie było zbyt dużego ruchu. Na mojej zmianie była jeszcze jedna kelnerka, Kate. Była niewysoką, naturalną blondynką z niebieskimi oczami i nie wzbudziła we mnie żadnych miłych odczuć. Wydawała mi się arogancka i chamska, dlatego też postanowiłam jej unikać jak tylko się da.
Około dziewiętnastej wróciłam do domu, a Sylvii nie było. Zostawiła tylko karteczkę na lodówce z powiadomieniem, że poszła do chłopaków. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wiedziałam, że ciągnie ją do Malika no i jego do niej. Na prawdę im kibicowałam, mimo, że nawet nie poszli na pierwszą randkę, którą przy okazji zepsułam. Podgrzałam sobie wczorajszy obiad, a w międzyczasie poszłam do pokoju i przebrałam się w wygodny dres. Wzięłam też telefon, który wczorajszego wieczora wyłączyłam i totalnie o nim zapomniałam.Usłyszałam, jak ktoś na dole zamyka drzwi wejściowe. Pewnie była to Sylvia. Zbiegłam po schodach, piszcząc jak głupia. Jakie było moje zdziwienie, kiedy obok mojej przyjaciółki ujrzałam Harry'ego, Liama i Malika. Co prawda, zdziwiła mnie nieobecność Nialla, a brak Lou jakoś mnie nie zaskoczył. Atmosfera między nami była dość napięta i nawet się do siebie nie odzywaliśmy.
- Hej! - pisnęłam, po czym przywitałam się z każdym z osobna.
- Co ty dzisiaj taka wesoła? - spytał Liam, a ja tylko zaśmiałam się jedynie.
- Mam dobry humor.
- Ale wyglądasz na przemęczoną. - zauważył Malik.
- Nie powinnaś się tak przemęczać. W ogóle jak się czuje nasza przyszła mamuśka? - odezwał się Harry, kiedy się z nim witałam.
Wywróciłam oczami i dałam mu kuksańca w bok.
- Weź ! - śmiejąc się, poszłam do kuchni. - Nie nazywaj mnie mamuśką!
- Czemu? - tym razem to był Liam.
- Bo nie czuję się jak matka... - mruknęłam do siebie, nakładając porcję obiadu.
Usiadłam do stołu i zaczęłam powoli jeść, jednak poczułam się samotnie i przeniosłam do salonu, gdzie siedziała cała czwórka. Sylvia była przytulona do Malika, a Liam i Harry rozwaleni byli na drugiej kanapie. Wszyscy oglądali jakiś film. Wgramoliłam się pomiędzy chłopaków, a po jakimś czasie wszyscy płakaliśmy w najlepsze, bo film, który miał być komedią, okazał się być dramatem. Kiedy już wszystkie emocje, które nam towarzyszyły opadły, Styles poprosił mnie do kuchni. Wychodząc z salonu, spojrzałam na Sylvię, mając nadzieję, że wie o co chodzi, ta jednak wzruszyła jedynie ramionami. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Harry już siedział przy stole. Do zlewu wstawiłam talerz, który ze sobą zabrałam i umyłam go, odwlekając jak najdłużej z rozmową. Kiedy już skończyłam, zajęłam miejsce na przeciwko Harry'ego. Widziałam, że się denerwuje. Mogłam to rozpoznać po rozbieganym wzroku no i ciągle miętolił w palcach koniec obrusa. Wbiłam wzrok w swoje dłonie i zapadła między nami dość niezręczna cisza. Po paru minutach miałam już dosyć, więc postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.
- Co jest Hazz? - spytałam, a chłopak jedynie spojrzał się na mnie.
- Jak się czujesz? - zmienił temat.
- Dobrze, dziękuję. Ale o tym chcesz rozmawiać?
Moja brew uniosła się ku górze, a brunet pokręcił głową.
- Chciałeś pogadać o Lou, prawda?
Znów nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową. Zgadłam.
- No więc? - pospieszyłam go delikatnie, niecierpliwiąc się już.
Styles już otwierał usta, aby w końcu coś powiedzieć, kiedy nagle po pomieszczeniu rozległa się znajoma piosenka. Był to mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekranik, ale numer był zastrzeżony. Zerknęłam na zielonookiego, a on tylko wskazał mi ręką, abym odebrała. Nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
- Halo? - spytałam.
- To prawda? - zamarłam, usłyszawszy znajomy głos, którego się najmniej spodziewałam.

2 komentarze:

  1. swerftgbhnjmk, a Ty mi mówisz, że w takich momentach się nie kończy! ;3 dawaj nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty kurwa Serio ?! Dawaj nastepny DZIFKO <3

    OdpowiedzUsuń