niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt + info. :>

No więc tak, moi Drodzy Czytelnicy! :D
Wiem, że nie jest Was dużo, jednak i tak i tak, jestem Wam mega wdzięczna! :D

No więc, jutro święta, więc przydałoby się złożyć życzenia. :> Nienawidzę tego robić, bo nigdy nie wiem co powiedzieć, jednak życzę Wam dużo radości, szczęścia, spełnienia marzeń, miłości, mega prezentów, pieniędzy, zdrowia NO I koncertu One Direction i spotkania chłopaków, ofc. :> Też szczęśliwego Nowego Roku. Kocham Was wszystkich, szczerze! <3









a teraz info...
Nie wiem, czy jest sens prowadzenia tego bloga. Mam mnóstwo pomysłów na to opowiadanie, jednak nie widzę  przyszłości tej historii, jeśli jest tak mała czytelność bloga. Albo możliwe, że po prostu nie dodajecie komentarzy, ale one dają mi pewność, czy ten blog jest niewypałem. I dla mnie jest. Zawsze starałam się nie zniechęcać, jednak tak się stało. Więc prawdopodobnie blog zostanie zawieszony. No, chyba, że chcecie wciąż czytać o losach Danielle, Sylvii i chłopców, więc po prostu zacznijcie komentować. :D Taki lekki szantaż. :3

pozostawię Wam mojego twittera : @danmurrayy . :>

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, Olka. :3

Rozdział 14

Przepraszam, trochę namotam teraz. XD Za bardzo się pospieszyłam z tą cholerną ciążą Danielle, więc załóżmy, że była w rodzinnym mieście przez dwa tygodnie... Przepraszaaaaaaaaaaaam za zamotanie, haha. ;D 

Moje życie nagle się zawaliło. Wpadłam. Wpadłam za pierwszym razem i jeszcze do tego z osobą, której szczerze nienawidzę. W moich oczach pojawiły się łzy, a Louis puścił moją dłoń i złapał się za włosy. Widziałam na jego twarzy przerażenie, chociaż wiedział, że to nie jego dziecko, więc nawet nie rozumiałam, czemu się przejął.
- Który tydzień? - spytałam, wpatrując się tempo w przestrzeń. Po moich policzkach leciały strużki łez.
- To dość wcześnie, bo.. dopiero trzeci tydzień. - lekarz odchrząknął. - Widzę, że nie spodziewali się tego państwo. Zawsze są różne możliwości, proszę nie zapominać. Przy recepcji są przeróżne ulotki. Proszę się tam także zapisać na następną wizytę, która powinna odbyć się za miesiąc. Życzę państwu powodzenia. Przyda się.
Lekarz wyszedł, zostawiając nas samych. Po moich policzkach spływał potok łez. Nic nie szło po mojej myśli.
Lou w końcu podszedł do mnie i objął ramionami.
- Nie płacz, mała. - szepnął, a ja załkałam jeszcze bardziej. - Dziecko to wspaniała rzecz!
- Ale Lou! - jęknęłam. Twarz zaczęła mnie piec od płaczu. - To dziecko nie będzie szczęśliwe! Nie będzie miało ojca, normalnego domu! Zresztą, ja mam dopiero 16 lat! Całe życie przede mną! Do tego nie mam gdzie mieszkać. To nie jest najlepszy czas na dziecko!
- Dan... - Lou szepnął niepewnie, wtulając twarz w moje włosy. - Zawsze.... Zawsze... Ja mógłbym być... Ja chcę być... chcę być ojcem tego dziecka!
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, zadzierając głowę, aby spojrzeć w jego niesamowite i hipnotyzujące oczy.
- Dziękuję! Dziękuję, że mogę na ciebie liczyć. Jestem wdzięczna, Lou. Naprawdę. Będę pamiętać.
Chłopak uśmiechnął się tylko i chwycił moje opuchnięte policzki. Patrząc mi głęboko w oczy, pochylił się nade mną, a kiedy nasze usta miały się ze sobą zetknąć usłyszałam ciche chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, spoglądając w stronę drzwi. Stali tam wszyscy i patrzyli się na nas dziwnie. Zachciało mi się płakać, jednak zacisnęłam usta w cienką linię i otarłam łzy wierzchem dłoni.
- Co się stało? - spytał Harry, a jego głos był jakby o oktawę wyższy.
- O mój boże, to coś złego. - powiedziała Sylvia, podchodząc do mnie i przytulając mnie do siebie.
Wszyscy momentalnie pobladli, nawet Niall, który stał w progu, opierając się o framugę. Wcześniej na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, jednak teraz był wyraźnie zmartwiony.
- Ja... - głos mi drżał. Przyjaciele przyglądali mi się z niepokojem w oczach. - Ja, ja wpadłam.
Wszyscy zamarli, wwiercając się niemalże we mnie wzrokiem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To było okropne. Na całe szczęście Louis chcąc mnie jakoś podtrzymać na duchu chwycił moją dłoń. Posłałam mu za to pełne wdzięczności spojrzenie.
- Lou, to twoje dziecko? - spytał Liam, widząc nasze dłonie.
Mój przyjaciel otworzył usta, aby zaprzeczyć, jednak mu się to nie udało.
- Oczywiście. - odparł Niall przez zaciśnięte zęby. - Pieprzą się na okrągło. Prawda, Danielle?
Rozdziawiłam usta jak idiotka. Moje ręce opadły wzdłuż ciała. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
- Niall, nie przeginaj. - szepnął Lou, zaciskając dłonie w pięści.
- Ale to prawda. - blondyn jedynie wzruszył ramionami. - Od samego początku. Odkąd Danielle przyjechała do Londynu i zaczęła się z nami spotykać.
- Niall! - krzyknęłam. - Zamknij się wreszcie!
- Myśleliście, że możecie nas oślepić tą swoją przyjaźnią? - chłopak jednak wciąż ciągnął swój monolog, starając się najwyraźniej nam coś udowodnić. - Ale wczoraj wam się nie udało. Nakryłem was. A dzisiaj okazało się, że będziecie mieć bachora.
Łzy ponownie napłynęły do moich oczu. Czułam się bezsilna. Wcześniej uważałam Nialla za przyjaciela, jednak z czasem ta nasza "przyjaźń" się zmniejszała, z każdym kolejnym niemiłym słowem, które wydobyło się z jego ust, jednakże dzisiaj to już przesadził.
- Wyjdź. - szepnęłam ledwo słyszalnie. - Po prostu wyjdź i nie pokazuj mi się do cholery na oczy.
- Ale nie dość, że pieprzyliście się jak króliki, w tajemnicy przed wszystkimi, to jeszcze Danielle zdradzała swojego chłopaka, a Lou Eleanor. Nie dziwię się, że się rozstaliście, Tomlinson.
Tego już było zbyt wiele. Louis nie wytrzymał i rzucił się na Nialla z pięściami, a ten zamiast uciekać także ruszył do bójki. Zeskoczyłam z łóżka, ale stanęłam, nie wiedząc co robić. To wszystko zaczynało mnie przerastać. Na całe szczęście moi przyjaciele złapali ich tuż przed starciem. Harry naparł na bruneta, odpychając go lekko. Szybko złapał go za nadgarstki i wygiął do tyłu. Sylvia natomiast zaczęła go uspokajać. Liam i Zayn natomiast złapali Irlandczyka, po czym szybko wypchnęli go z sali. Oczywiście, nie obyło się bez przekleństw, które wylatywały z ust obojgu chłopaków. Czasem nawet zastanawiałam się, czy istnieją takie przekleństwa.
- Louis, spokojnie... - Podeszłam do chłopaka, chwytając go za rękę. - Potem to wyjaśnimy z ... nim. Na razie niech się uspokoi. Potem to ja skopię mu dupę. Dopóki jeszcze mogę.
 Loueh wziął kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić, a chwilę później tkwiłam w jego objęciach. Schował twarz w moich włosach, wdychając głęboko ich zapach. Najwidoczniej podziałało to na niego odprężająco, bo od razu się rozluźnił. Uśmiechnęłam się delikatnie. Usłyszałam jedynie, jak drzwi od sali cicho się zamykają, a później tylko jak Sylvia mówiła do kogoś podniesionym głosem. Domyśliłam się, że jej ofiarą był Niall, jednak się tym nie przejmowałam.
- Danielle... - Spojrzałam mu w oczy, a jako, że był wyższy musiałam zadrzeć głowę. Ujrzałam na jego twarzy malujący się uśmiech, jednak wciąż był trochę zdenerwowany.
- Hmm? - Kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze, kiedy chłopak kciukiem starł łzę z mojego policzka.
Nic nie odpowiedział. Po prostu chwycił moją twarz w obie dłonie i złożył na wargach delikatny pocałunek.

Wróciłam z Sylvią do domu po godzinie dwudziestej. Od razu skierowałyśmy się do kuchni, z chęcią napicia się herbaty i zrobienia kolacji. Ja nie byłam głodna, jednak moja przyjaciółka uparła się, że to dla dobra maluszka, który rozwija się w moim brzuchu. Zaśmiałam się tylko, twierdząc, że jednak coś zjem. Byłyśmy w trakcie robienia sosu do spaghetti, na które miałam ogromną ochotę, kiedy Sylvia w końcu zapytała o to, co ją ciekawiło przez cały dzień.
- D, ty jesteś z Lou? - spytała, krojąc cebulę.
- Nie wiem. - mruknęłam, mieszając makaron. - Nie jestem pewna, czy jestem gotowa na nowy związek. Bądź co bądź, ale Matt mnie zranił.
- Wiem to, misia. Ale nie możesz się zamykać przed światem, przed facetami, bo tak nie da się żyć. No, chyba, że chcesz być starą panną z milionem kotów.
- Harry by mnie pewnie często odwiedzał. - Zaśmiałyśmy się cicho.
- Chcę tylko powiedzieć, że Louis jest dobrym facetem. I widzę, jak na ciebie patrzy.
- Muszę ci coś powiedzieć.... - zagryzłam wargi.
- Hymm? - Dziewczyna wsadziła sobie do ust łyżkę umoczoną w sosie i przy okazji poparzyła się. - Aua, cholera.
- Louis chce... chce mi pomóc wychować dziecko. - wyszeptałam, kładąc dłoń na moim płaskim jeszcze brzuchu.
Sylvia nabrała powietrza w płuca.
- Boże drogi, bierz się za niego! - krzyknęła mi prosto w twarz, a moja brew uniosła się lekko ku górze.
- Ale... ja nie jestem jeszcze gotowa.... - jęknęłam cicho.
- Nie chcę cię do niczego namawiać, ale może warto spróbować? Rzucić się na głęboką wodę? No wiesz, raz spadasz z konia to od razu na niego wsiadasz.
Parsknęłam śmiechem, słysząc to głupie porównanie. Wyjęłam z jednej z szafek durszlak, po czym wsadziłam go do zlewu. Odcedziłam makaron.
- Dan... Ja widzę, jak on na ciebie patrzy. Jak się zachowuje, kiedy jesteś obok. Kiedy wyjechałaś, on wrócił. Nawet się do nikogo nie odzywał. Po prostu poszedł przygnębiony do siebie, trzaskając drzwiami. Podobno nie wychodził przez dłuższy czas, aż w końcu porozmawiał z nim... Niall. Potem i tak chodził przygnębiony. Aż do twojego powrotu.
Westchnęłam cicho, spoglądając na sos. Szybko wyjęłam dwa talerze, nałożyłam trochę makaronu, po czym polałam go sosem. Postawiłam dwa talerze na stole, na przeciwko siebie. Usiadłam przy jednym talerzu, jednak nic nie tknęłam.
- Jedz. - rozkazała mi Sylvia, pałaszując swoją porcję.
Zagryzłam wargę, chwytając widelec, na który po chwili nawinęłam trochę spaghetti. Wsadziłam jedzenie do ust, powoli je przeżuwając. Wciąż biłam się z myślami. Czyżby Lou naprawdę coś do mnie czuł? A może to było tylko chwilowe zauroczenie? Potrząsnęłam głową, starając się odpędzić wszystkie myśli.
- Wiem, czemu Lou wrócił wtedy taki... przybity. - szepnęłam, kiedy blondynka skończyła jeść swoją porcję.
- Jak to? - wytarła usta chusteczką.
- No bo wtedy, kiedy mnie odwiózł na stację, pierwszy raz się całowaliśmy. W sensie... On mnie pocałował. A ja oddałam.
Dziewczyna niemal nie wypluła na mnie herbaty, którą właśnie piła.
- A wtedy obydwoje byliśmy w związku. I myślę, że to dlatego wrócił przygnębiony. - dodałam szybko, widząc, że moja przyjaciółka chce coś powiedzieć.
- Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz, do cholery jasnej? - wrzasnęła, a ja lekko podskoczyłam ze strachu.
- Bo nie chcieliśmy się z tym tak afiszować. Zresztą, miałam nadzieję, że to było tylko jednorazowe i ustaliliśmy, że nic nikomu nie powiemy. No i to tak trochę zaliczało się do zdrady, a Lou był wtedy z El i w ogóle. Wszystko się zjebało. - opuściłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w mój niemalże pełny talerz.
- Wcale nie. - Sylvia podeszła do mnie i przytuliła. - Czasem musi padać, żeby potem wyszło słońce.
Uśmiechnęłam się delikatnie, także wstając. Odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję.
- Obejrzymy film? - spytała, idąc do salonu.
Podążyłam za nią, po drodze biorąc herbaty. Odstawiłam dwa kubki na stoik.
- Zaraz wrócę.
Pobiegłam na górę, gdzie były wszystkie już pudła. Westchnęłam cicho, po czym z wzięłam piżamę i poszłam się umyć. Po niecałych dziesięciu minutach, kiedy byłam już odświeżona stanęłam przed wielkim lustrze w moim pokoju. Uniosłam delikatnie bluzkę, odsłaniając brzuch. Może i było za wcześnie, aby było widać ciążę, jednak ja miałam wrażenie, że już nie jest taki płaski jak poprzednio.
- D, żyjesz? - Sylvia weszła do mojego pokoju, a ja szybko zasłoniłam brzuch, wstydząc się jakby tego, że go oglądałam.
- Mhm, już idę. - powiedziałam, związując włosy czarną gumką.
Zeszłam na dół, gdzie była już moja przyjaciółka. Usiadłam obok niej na kanapie, uprzednio przykrywając się kocem. Wzięłam ze stolika gorącą herbatę i upiłam łyk.
Oglądałyśmy jakiś beznadziejny film, który chyba miał być komedią, jednak coś się nie udało.
- Sylvia... - przytuliłam się do dziewczyny, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Co jest? - dziewczyna zaczęła głaskać mnie po głowie.
- Przepraszam. Za zepsucie twojej randki z Malikiem. Nie chciałam. Przepraszam.
Dziewczyna jedynie zaśmiała się serdecznie, nie przestając mnie głaskać.
- Nic się nie stało, misia. Przełożyliśmy to na następny weekend, bo w ten chłopcy mają promocję płyty.
Pokiwałam głową i położyłam głowę na kolanach przyjaciółki. Wróciłyśmy do oglądania tego dennego filmu, a ja w połowie usnęłam wykończona wydarzeniami z dzisiejszego dnia.

Taki denny ten rozdział. Przepraszam. :< Coś ostatnio dużo przepraszam, haha. :D

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 13

Rozdział dla Sylvii i Kate. Dziękuję, że Was mam. <3 
 ______________

Otworzyłam oczy, przeciągając się z cichym jęknięciem. Przetarłam powieki, przewracając się na drugi bok z zamiarem zdrzemnięcia się jeszcze, jednak przed tym chwyciłam telefon, który miałam przy poduszce i spojrzałam na zegarek. Cała senność, która przed chwilą mnie ogarniała, zniknęła bez śladu. Było parę minut przed trzynastą. Cholera. Zerwałam się szybko z łóżka, czego od razu pożałowałam, gdyż zakręciło mi się w głowie, a ja zatoczyłam się w bok i wpadłam z impetem na szafkę nocną i nadziałam się biodrem na róg. Jęknęłam cicho, łapiąc się za bolące biodro. Zacisnęłam zęby, po czym wyszłam spokojnie z pokoju. Zbiegłam do kuchni, w której była już moja przyjaciółka.
- Wiesz, która jest godzina? - spytałam, nawet się nie witając. Usiadłam na stołku przy stole.
- Tobie też dzień dobry. - zagaiła, kiwając głową i zerkając na zegarek, który miała na lewym przegubie. - Jest za dwadzieścia trzynasta. A co?
- Jak to co? Nie powinnyśmy być w szkole?
- Powinnyśmy. - wzruszyła ramionami - Ale stwierdziłam, że może lepiej dzisiaj zrobić sobie jour de congé? 
- Co ty do mnie mówisz? - jęknęłam cicho. - Wiesz, że nie umiem francuskiego. 
- Dzień wolny. Jesus, kobieto ucz się! - poklepała mnie po ramieniu, stawiając przede mną talerz z kanapkami z  nutellą oraz kawę. - bon appetit. 
- Dzięki. - powiedziałam, biorąc kanapkę do ręki, jednak nie było mi dane nawet spróbować posiłku, gdyż chleb wyślizgnął mi się z dłoni i upadł posmarowaną stroną na moją świeżą piżamę. - Ja pierdole. - jęknęłam cicho. Już wiedziałam, że ten dzień nie będzie moim najlepszym. 
- Jezu.- Sylvia zaśmiała się tylko. - Może... może byśmy dzisiaj zabrały wszystkie twoje rzeczy od twojego ojca? 
Posłałam jej przenikliwe spojrzenie, zdejmując żywność z mojej piżamy 
- Hmm... Okej. - zgodziłam się, nawet tego nie myśląc zbyt długo. 
- Okej. To ja zadzwonię do Louisa, żeby nam pomógł w przewiezieniu pudeł.
- Nie! - pisnęłam, może za bardzo dając do zrozumienia, że nie chcę jego pomocy. - eee.... To znaczy... Nie trzeba. 
- Okej...? - dziewczyna posłała mi dziwne spojrzenie. Nie dziwie się jej. - To ogarnij się i idziemy. Musimy się wyrobić, chyba, że chcesz spotkać ojca?  
Wzdrygnęłam się delikatnie, zeskakując z siedzenia. 
- To może ja się pospieszę. - powiedziałam, pędząc  po schodach do pokoju. 
Kiedy się już w nim znalazłam szybko wzięłam ubrania składające się z krótkich, jeansowych spodenek i rozciągniętej koszulki Paramore. Poszłam do łazienki i szybko się odświeżyłam. Ubrana wyszłam jeszcze z turbanem na mokrych włosach, po czym pospiesznie, stojąc przy lustrze nałożyłam trochę pudru, a na powiekach narysowałam starannie kreski. Wróciłam do łazienki, aby szybko wysuszyć moje brązowe loki. Kiedy juz skończyłam, zbiegłam po schodach . Sylvia siedziała w przedpokoju, jedząc płatki. 
- Idziemy? 
Dziewczyna podskoczyła, nie zauważając wcześniej, że weszłam do pomieszczenia. Zapewne wyrwałam ją z zamyslenia. 
- Mhm. - pokiwała głową, odstawiając miskę na stolik. - Zadzwoniłam do Harry'ego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. 
- Mmm, okej. - mruknęłam, zarzucając na ramię plecak. 
- Czyli... że się nie gniewasz? 
- Czemu miałabym się gniewać? 
- No... Bo tak dziwne zareagowałaś, kiedy zaproponowałam Lou, więc pomyślałam, że może też byś tak samo zareagowała na Harolda. 
- Erm...Bo wiesz... - w tej samej chwili usłyszałyśmy klakson. - Harry już jest. Później ci powiem co jest, chodź. 
Blondynka skinęła głową, zarzucając na swoje barki kurtkę. Po chwili byłyśmy w samochodzie. Zajęłam miejsce na tyle, zaś moja towarzyszka usiadła obok chłopaka. 
- Hej, Hazz - posłałam mu szeroki uśmiech, a on go odwzajemnił. 
- No cześć. - przywitał się. - To gdzie? 
Podałam  chłopakowi adres i ruszyliśmy w danym kierunku. Ja siedziałam zapatrzona w okno, podziwiając te parę ulic, które dobrze znałam, zaś moje towarzystwo gawędziło sobie wesoło. W końcu zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem. Zagryzłam wargi, wysiadając z auta. Zerknęłam na zegarek. Miałyśmy około dwóch godzin. 
- Muszę jechać, bo wyrwałem się w próby. - powiedział Harry, wychylając się z samochodu. - Zadzwońcie, jak skończycie. 
- Okej. - powiedziałam, posyłając mu szeroki uśmiech. - Dzięki. 
- No problem. - powiedział, machając do nas, po czym odjechał. 
Westchnęłam, idąc w stronę drzwi. Stanęłam na ganku, zbierając się w sobie. Niby już się oswoiłam z tym, że ojciec tak po prostu wyrzucił mnie z domu, jednak wciąż miałam nadzieję, że zmieni decyzję, a zabranie moich rzeczy tylko by przypieczętowało całą tą chorą sytuację. Zagryzając wargę sięgnęłam do klamki i lekko na nia naparłam, jednak drzwi ani drgnęły. Posłałam Sylvii pełne obaw spojrzenie. Szybko cofnęłam się parę kroków, spoglądając na podjazd. Nie było samochodu mojej przyszłem macochy. 
- Kurwa. - jęknęłam, oddychając głęboko. - Chodź. 
Ruchem ręki pokazałam Sylvii, aby podążyła za mną. Poszłyśmy na tyły domu, gdzie były drugie drzwi, przeważnie były otwarte. Modląc się w duchu, aby i tym razem ta idiotka ich nie zamknęłam, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie usmiechało mi się wracać tutaj. Chciałam już raz na zawsze zamknąć ten rozdział w moim życiu. 
Weszłyśmy do domu, a ja od razu skierowałam się do mojego pokoju. Od razu po wejściu rzuciłam się do wierzy. Włączyłam pierwszą lepszą płytę. Po pokoju rozbrzmiały pierwsze dźwięki Careful, paramore, a ja udałam się  w stronę garderoby. Wyjęłam z niej trzy walizki, po czym zaczęłam wsadzać do nich po kolei wszystkie ubrania. Sylvia dołączyła do mnie. Kiedy już skończyłyśmy, wystawiłam walizki na korytarz. Z szafki, która wisiała nad wejściem do salonu, wyciągnęłam pudła, które jeszcze zostały z przeprowadzki.Wróciłam na górę. Na całe szczęście połowa pudeł jeszcze nie była rozpakowana, więc oszczędziłyśmy mnóstwo czasu. 
Kiedy zaklejałam ostatnie pudło, moja pomocnica leżała sobie na łóżku, wesoło nucąc pod nosem i opychając się czipsami i fantą, którą przyniosłam z kuchni. Po chwili wylądowałam obok niej, chwytając zimną puszkę coli. Przeciągnęłam się, ziewając przeciągle. Przekręciłam się na brzuch. 
- Niedługo cię zabiorę, moje drogie łóżeczko! Tylko daj mi czas. Muszę znaleźć mieszkanie. - wymruczałam w prześcieradło. 
- Czekaj co? - zerwała się Sylvia. - Chcesz mnie zostawić? Zresztą, czemu gadasz do łóżka? A, no tak. Nikt cię nie lubi i nie masz przyjaciół. 
Wywróciłam jedynie oczami, upijając łyk napoju. Na samym początku denerwowało mnie to całe "nie masz przyjaciół", jednak teraz się zdążyłam przyzwyczaić. Sylvia najwidoczniej uwielbiała mi dokuczać, a ja nigdy nie miałam wystarczająco dobrej, bądź błyskotliwej odzywki. 
- Ja po prostu kocham moje łóżko. Jest niesamowicie wygodne! Dobrze się na nim śpi, a ja nie będę ci się przecież zwalać do mieszkania. Zresztą, twoi rodzice niedługo wrócą. Byłoby... dość niezręcznie, tym bardziej, że chyba nie wiedzą o moim chwilowym zamieszkaniu u was w domu. 
- Im to tam wszystko jedno. - Wzruszyła ramionami. - Oni tu tylko nocują. W ogóle, o co chodzi z Lou? 
Zamarłam. Modliłam się, żeby nie zauważyła mojej dziwnej reakcji na jej propozycję, jednak chyba moje nadzieje spełzły na niczym.
Zamyśliłam się. Co miałam powiedzieć? Skłamać? Obiecałam sobie, że nie będę okłamywać ludzi, na których mi zależy.  Westchnęłam. 
- Bo widzisz... - jęknęłam, wtapiając twarz w poduszkę. - prweprzpałasislou. 
- Uważaj, bo zrozumiałam. Przestań mamrotać i powiedz normalnie. - wepchnęła sobie trochę czipsów do ust. 
- Mówię, że prawie przespałam się z Lou! 
- Co?! - niemalże wypluła na mnie zawartość, którą miała w buzi. - Pojebało cię do reszty? A co z Eleanor? Ty głupia jesteś? 
Zmarszczyłam brwi, szybko opowiadając jej połowę historii. Wspomniałam o rozstaniu El i Lou, o nocnej rozmowie i o tym, jak prawie wskoczyłam mu do łóżka. Z każdą minutą moje policzki stawały się bardziej czerwone.
- Jak dobrze, że się powstrzymaliście.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, co nie uszło uwadze mojej przyjaciółki. 
- Nie zrobiliście tego, prawda? - słowa wypływały powolnie z jej ust, jakby je starannie dobierała. - Powiedziałaś prawie. 
- Mhm. - Pokiwałam głową. - W sensie... już byliśmy na łóżku i, no wiesz, prawie bez ciuchów, kiedy wszedł Nialler.... 
- O boże... - Usłyszałam głośny plask. Okazało się, ze Sylvia uderzyła się otwartą dłonią w czoło. - Mogliście przynajmniej zamknąć drzwi, albo powiesić skarpetkę na klamce! Jak w akademiku! 
- No wybacz, nie pomyśleliśmy o tym jakoś. 
- Dobra, dobra. Powiedz, co się stało potem. 
Westchnęłam, ponownie zdając relację z zajścia po "nakryciu nas". Nawet powiedziałam jej, o akcji przy pociągu. Dziewczyna zagryzła wargę. Widziałam, że chce o coś zapytać. Westchnęłam. 
- Pytaj. 
- Nie. 
- Pytaj. 
- Nie. Obrazisz się albo coś. 
- Pytaj, do jasnej cholery. 
- Dobrze całuje? - spytała, spoglądając na mnie. W jej zielonych oczach dostrzegłam iskierki podniecenia. 
- Erm... No. Wspaniale! - jęknęłam, wracając myślami do naszych ostatnich pocałunków. Zagryzłam wargi. 
- O nie. - Sylvia jęknęła. - Zakochałaś się. 
Zerknęłam na nią zdziwiona. Ona tylko patrzyła na mnie ze zmartwieniem malującym się na jej ślicznej twarzy. Zacisnęłam usta, chichocząc cicho. 
- Możliwe. A on powiedział, że zakochał się we mnie! - pisnęłam uradowana. 
- Czekaj, co? 
- Powiedział, że się we mnie zakochał! Powiedział mi to. Tak wprost. 
- I ty mi o tym nie powiedziałaś?! Jak mogłaś?! - wrzasnęła, a ja tylko zaczęłam się śmiać. - Czyli jesteście razem? 
Wszystkie emocje nagle zniknęły z mojej twarzy, a energia, którą w sobie miałam wyparowała. Zgarbiłam się lekko. 
- Nie. Dałam mu do zrozumienia, że ja go nie kocham. Że on kocha Eleanor. I że nic z tego nie bę... 
W tej samej chwili Sylvii zadzwonił telefon. Posłała mi przepraszające spojrzenie. Odebrała telefon, a kiedy skończyła, miała nieodgadniony wyraz twarzy. 
- Hmm? 
- To Harry. Zaraz będą. Wszyscy. Łącznie z Lou. 
Super. 
- Przeżyję, tak myślę. Mam nadzieję. Oby. O boże, nie dam rady! - zaczęłam panikować, na co Sylvia mnie lekko spoliczkowała. - Aua? 
- Ogarnij się, kobieto! 
Nie odpowiedziałam. Wzięłam tylko kilka głębszych wdechów. Przed oczami pojawił mi się Niall, wczorajszej nocy. W sercu mnie zakuło. Usiadłam na podłodze, a po policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Wiesz co jest najgorsze? - spytałam, mówiąc jakby do siebie. - Nie to, że odrzuciłam Lou. Nie. najgorszą rzeczą był wyraz twarzy Nialla, kiedy wszedł do pokoju. Najpierw jakby go to... zabolało? A potem był wściekły. Nie rozumiem go, tak szczerze. Nie wiem, czy to chodzi o Lou czy o mnie. Jeśli o mnie, to ja się poddaję. Zgłupiałam. Bo w końcu, zachowuje się tak, jakby mnie nienawidził z całego serca, a potem przyłapuje mnie w łóżku z Lou, wybiega z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Nie rozumiem tego człowieka. 
Łzy spływały strużkami po moich policzkach, rozmazując przy tym cały mój makijaż. Musiałam wyglądać jak jakiś istny potwór. 
Sylvia podeszła do mnie tylko, otaczając ramionami. 
- Ciii, będzie dobrze. 
- Ale mnie to już przerasta! - zaszlochałam jej w rękaw. 
- Ja wiem. Ja wiem, kochanie.
Siedziałyśmy tak przez chwilę przytulone, a ja powoli się uspokajałam. Było mi głupio. Nigdy nie płakałam przy innych, wolałam robić to w ukryciu, tym bardziej, że nie za bardzo wiedziałam, co było powodem mojej niespodziewanej histerii. Kiedy już się uspokoiłam, zadzwonił telefon Sylvii. Odebrała go, po czym się rozłączyła. 
- Już są. Otworzę im drzwi, a ty trochę ogarnij twarz, bo jesteś cała czerwona. 
Pokiwałam głową, wstając. Udałam się do łazienki. Rzeczywiście, wyglądałam okropnie. Miałam czerwone oczy i rozmazany makijaż, a moja buzia była lekko opuchnięta. Szybko przemyłam ją lodowatą wodą i parę razy poklepałam się po policzkach. Westchnęłam cicho, osuszając twarz ręcznikiem. Zacisnęłam wargi w cienką linię, powtarzając sobie w myślach, że sobie poradze. Wzięłam kilka głębszych wdechów, przygotowując się na to, co teraz będzie. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do mojego pokoju. Już nic tam prawie nie było, oprócz trzech pudeł. Do pomieszczenia wszedł Zayn. Podszedł do mnie z uśmiechem malującym się na ustach i pocałował mnie w policzek.
- Hej. - powiedział, po czym podszedł do jednego z pudeł. 
- No cześć. Pomóc ci? Jakoś szybko się uwinęliście. 
- Nie musisz. Widzisz, nie dość, że świetnie śpiewamy, to jeszcze jesteśmy wspaniałą pomocą! - zaśmiał się i wyszedł. 
Rozejrzałam się dookoła. Ściany były puste, tak samo jak biurko, garderoba i szafka nocna, a na łóżku nie było nawet pościeli i kupy zabawek oraz poduszek, które zawsze na nim trzymałam. 
- Dziwnie tak sie wyprowadzać po raz drugi w ciągu niecałych sześciu miesięcy, huh? - podskoczyłam, słysząc za sobą znajomy głos. 
Obróciłam się na pięcie, a w moim brzuchu znalazło się stado motylków. Przede mną stał Louis z założonymi rękoma na piersi. Uśmiechał się szeroko. 
- Nie zachodź mnie od tyłu. Zrobiłeś to już drugi raz w ciągu niecałych 24 godzin. Przestań. - powiedziałam, obracając się na pięcie. 
Podeszłam do pudeł i wzięłam jedno. Było cholernie ciężkie, ale nic sobie na tym nie zrobiłam. Lou poszedł w moje ślady. 
- Musimy pogadać. - powiedział, dorównując mi kroku. 
- Nie teraz. Nie tutaj. Chcę się z tym jak najszybciej uwinąć, bo nie wiem, kiedy Serena wróci. 
Chłopak tylko pokiwał głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zeszliśmy na dół, taszcząc ze sobą kartony. Okazało się, że chłopcy przyjechali trzema samochodami. Spakowaliśmy rzeczy do jednego bagażnika, który był niemalże pusty. Lou prowadził jedno auto, Harry drugie, a za kółkiem trzeciego siedział Paul, z którym postanowiłam jechać. Uśmiechnęłam się do niego, wsiadając do środka. 
- Cześć Paul! - zapięłam pasy. - Dawno cię nie widziałam. 
Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z ochroniarzem chłopaków. Przez jakiś czas zabierali nas czasem na niektóre wywiady, mimo, że nawet o to nie prosiłyśmy. Wtedy przeważnie siedziałam z Sylvią i Paulem za kulisami, więc dużo rozmawialiśmy.
- No hej. - powiedział, uśmiechając się szeroko. - Jak było w domu? 
- Hmm... Całkiem, całkiem. - skłamałam.- Jak tam żona i dzieci? 
- A bardzo dobrze. 
Na moje nieszczęście musiałam jechać z Niallem, który co chwilę posyłał mi pełne pogardy spojrzenia. Zacisnęłam dłonie w pięści, mając ochotę mu przywalić. 
- Możesz przestać? - spytałam szeptem, kiedy już nie wytrzymałam. 
- Nie wiem o co ci chodzi. 
- Przestań się na mnie tak gapić, okej? 
- Przestań sypiać z moim przyjacielem, bo zachowujesz się jak dziwka.
Moje oczy zrobiły się  jak dwa spodki. Nie chciałam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. 
- Będę robić to, co chcę, nie twój zasrany interes. - odburknęłam, wysiadając z auta, kiedy podjechaliśmy pod dom Sylvii. 
Szybko rozpakowaliśmy wszystkie kartony i zanieśliśmy do środka. Wnosiłam właśnie ostatni karton, kiedy zakręciło mi się w głowie i nagle zrobiło mi się zimno. Postawiłam pudło, jednak nie zdążyłam usiąść, kiedy nagle wszystko stało się czarne, a ja usłyszałam tylko z dużej odległości pisk, który najprawdopodobniej należał do Sylvii.

- Cholera, Danielle. - Poczułam na czole czyjąś ciepłą dłoń. - Co się stało? - Usłyszałam czyjś głos, którego nie zdołałam zidentyfikować. 

- Zemdlała. - Odpowiedział chyba Liam. 
- Dobra. Zabierzemy ją na badania. Tylko podstawowe. 
- Możemy jechać? 
- Oczywiście. Ale nie w karetce. 
- A ja mogę jechać w karetce? - spytał Louis. 
- No nie wiem... - mężczyzna najwyraźniej się zawachał. 
- Błagam, jestem jej chłopakiem. 
- Dobrze. Proszę za nami. 
Wszystkie głosy stawały się coraz głośniejsze, przebijały się przez ciemność, która mnie otaczała. Poczułam, jak coś nagle szarpnęło, a potem rozległy się syreny. 
Skrzywiłam się lekko, uchylając powieki. 
- Co się stało? - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Strasznie zaschło mi w gardle.
- Zemdlała pani. - powiedział jeden z sanitariuszy. - Sądzimy, że to ze stresu. Ale proszę teraz odpoczywać. 
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, zabrali mnie na badania. Wszyscy przyjechali tutaj najszybciej jak tylko mogli i pozwalało im na to prawo, chociaż pewnie złamali parę zakazów. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do jednej z sal, która była zupełnie pusta. Zostałam przez chwilę sama, jednak po chwili przyszli moi przyjaciele. 
- Nigdy nam więcej tego nie rób, jasne?! - wpadła zapłakana Sylvia i od razu się do mnie przytuliła. 
- Przepraszam, nie chciałam. - jęknęłam, przytulając ją 
Dostałam niezły opierdziel, ale jednak się nie gniewali, tylko byli nieco przerażeni. Porozmawialiśmy przez chwilę, ale potem wszedł lekarz i kazał mi iść na jeszcze jedne wyniki, bo coś podejrzewali, a chcieli to jak najszybciej potwierdzić. Nie chciał mi powiedzieć co to jest, więc od razu w mojej głowie pojawiły się same czarne scenariusze. Co, jeśli miałam raka? Albo coś innego? 
Po prawie trzech godzinach lekarz wszedł ponownie do sali, trzymając w dłoni pik kartek. Wszyscy wyszli, oprócz Lou,bo "był moim chłopakiem". Za przywłaszczenie sobie tego tytułu dostał wcześniej niezły ochrzan. 
- Mam pani wyniki. - Mężczyzna pomachał kartkami w powietrzu. - Dla niektórych są to dobre wieści. Dla niektórych, niestety, nie za bardzo. 
- Nie rozumiem. - Powiedziałam, marszcząc brwi. Zaczęłam się denerwować, więc chwyciłam dłoń Lou. 
- Cóż - 60-latek poprawił okulary na nosie - rozwija się w pani nowe życie. 
- Co? - spytałam głupio. Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje. 
- Pani Heart, jest pani w ciąży. 




___________________________ 
Nie wiem, jak Wam podziękować za te 1000 wejść! Naprawdę się cieszę!  Dziękuję Wam z całego serca! :D
 Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale napisz mi o tym na tt @danmurrayy albo napisz w komentarzu swoją nazwę.:> 

10 komentarzy = następny rozdział. :> 

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 12

Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale mam kryzys.
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Na razie nie jestem w stanie chyba dodać nic nowego. Sama się dziwię, że dokończyłam tą część. 

Rozdział dla Sylvii. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za to wsparcie teraz. <3
______________________


Kiedy wróciłam do domu było grubo po północy, jednak jakoś się tym zbytnio nie przejęłam. Ze łzami w oczach i rosnącym gniewem wciągnęłam walizkę po schodach. Bagaż był ciężki jak cholera, nie wspominając tego, że byłam strasznie zmęczona i ledwo mogłam iść. Weszłam do pokoju. Był w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. Opadłam na łóżko zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami. Już prawie zasypiałam, kiedy ktoś wtargnął nieproszony do mojego pokoju. Podciągnęłam się na łokciach, spoglądając w stronę drzwi. Stał w nich mój ojciec ze wściekłością malująca się na jego śniadej twarzy.
- Gdzies ty do cholery była?! - wrzasnął, podchodząc do mojego łóżka.
- Po co się tak drzesz? Obudzisz sąsiadów. - powiedziałam, ponownie opadając na materac. - Zresztą, i tak cię to nie obchodzi. Bo gdyby tak było to przynajmniej byś do mnie zadzwonił.
- Jak śmiesz? Martwię się o ciebie!
- Serio? Serio? - spytałam z ironią. - Jakoś się nie martwiłeś, jak zdradzałeś mamę, tym samym niszcząc naszą rodzinę! - wrzasnęłam mu prosto w twarz, siadając. - Teraz to przez ciebie leży w tym cholernym szpitalu, podłączona do tych cholernych aparatur podtrzymujących jej życie. To przez ciebie próbowała popełnić samobójstwo. Spierdoliłeś mi i mamie życie!
Nie potrafiłam panować nad własnym językiem. Chciałam przestać, lecz nie mogłam. Od tak dawna leżało mi to na sercu, że kiedy w końcu jedno słowo, jedno oskarżenie wyleciało z moich ust, wywołało po prostu lawinę.
Widziałam, jak szok malujący się na twarzy ojca przeobraża się w jeszcze większą wściekłość, jednak nie przestawałam:
- Twoja cholerna dziwka jest dla ciebie ważniejsza ode mnie! - łzy spływały strużkami po moich policzkach.
Ojciec chwycił mnie za ramię i pociągnął ku górze, zmuszając mnie do wstania. Syknęłam z bólu i chciałam nawet się wyrwać, jednak mi się nie udało Mężczyzna chwycił drugą ręką moją nierozpakowaną walizkę, po czy wyciągnął mnie na siłę z pokoju. Zszedł szybko po schodach, a ja wlekłam się zapłakana za nim, szarpiąc się, wrzeszcząc i drapiąc. Jednak moje protesty zdały się na nic. Mężczyzna otworzył drzwi, po czym z impetem wyrzucił walizkę, a mnie wypchnął na próg.
- Dla mnie już nie istniejesz. - powiedział z powagą. - Nie jesteś już moją córką. Przykro mi Danielle.
Zamknął drzwi. Zamknął mi drzwi przed nosem, odcinając mnie od moich rzeczy, które wciąż były w moim pokoju. Stałam tak przez chwilę, patrząc się tępo w drzwi. Gdyby nie to, że byłam strasznie zmęczona i przybita, to zapewne bym się teraz dobijała, jednak nie miałam na to siły. Szybko przeszukałam w głowie listę osób, które mogłyby mnie przenocować. Cóż, nie było ich dużo, bo też nie znałam dużo ludzi w Londynie. Westchnęłam cicho, chwytając rączką walizki. Już wiedziałam do kogo mogę się udać. Ruszyłam we właściwym kierunku, mając nadzieję, że zostanę przygarnięta. Po piętnastu minutach stałam już przed domem Sylvii. Jej rodzice wyjechali na dwa miesiące do Polski, bo musieli załatwić jakieś sprawy. Powierzyli córce opiekę nad domem, jako że ona nie mogla opuszczać szkoły. Nacisnęłam dzwonek, czując, jak moje nogi się trzęsą ze zdenerwowania. Co jeśli dziewczyna nie pozwoli mi zostać u siebie przez te parę dni? Zostanę wtedy całkowicie sama, bezbronna... no, może nie do końca bezbronna, ale bezdomna. Wzdrygnęłam się lekko na samą myśl. Usłyszałam szczęk zamków i drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki chłopak. Zmarszczyłam brwi.
- Danielle? - usłyszałam znajomy głos.
- Hej... Louis. - szepnęłam nieśmiało, kuląc się lekko.
- Co tu robisz? Powinnaś być u Matta... - słysząc imię byłego chłopaka w moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam, jak Lou przytula mnie do siebie. - Jesus, co się stało? Ugh, wejdź, cała się trzęsiesz.
Otarłam łzy wierzchem dłoni. Louis wziął walizkę, po czym weszliśmy do środka.
- Co się stało? - spytał.
- Mogłabym.... - przerwałam, starając się nie rozpłakać. - Mogę ci później opowiedzieć? Teraz bez wielkiego ryku i histerii zapewne by się nie obyło, a niedługo będę się z tego śmiać.
- Jasn...
- PIZZA! - usłyszałam krzyk Nialla, który wbiegł do przedpokoju.
Kiedy tylko mnie zobaczył przystanął, a cały jego entuzjazm nagle znikł bez śladu. Zrobiło mi się przykro, wiedząc, że mój dawny przyjaciel nawet nie jest w stanie udawać swojej niechęci do mnie. Irlandczyk westchnął cicho.
- A, to ty, Danielle. - mruknął wyraźnie niezadowolony. - Masz coś może do jedzenia?
Moje oczy zrobiły się jak dwa spodki. Wiedziałam, że chłopak widział w jakim stanie teraz jestem i nawet się nie przejął. Nie, żebym od niego tego oczekiwała, jednak mógłby się spytać czy wszystko okej, albo coś w ten deseń, no, przynajmniej mógłby nie być takim egoistą.
- Niall! - Louis skarcił blondyna. - Nie bądź już takim dupkiem, okej?
- Spokojnie, Lou. - przerwałam mu, widząc, że chce coś jeszcze dodać. Sięgnęłam do torebki, wyciągnąwszy batonika, rzuciłam nim w Niallera. - Udław się.
Chłopak rzucił ciche "dzięki" i wrócił do salonu, a po niecałej minucie przyszła Sylvia. Widocznie chłopak powiedział jej, że przyszłam z wizytą. W tym samym momencie Louisowi zadzwonił telefon. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym wyszedł na zewnątrz.
- Danielle?
- Hej... - Spuściłam głowę. - Możemy pogadać?
- Jasne! - blondynka poszła do kuchni, a ja podążyłam za nią.
Usiadłam na jednym z krzeseł, a dziewczyna zaparzywszy herbatę, zajęła miejsce obok mnie.
- Opowiadaj jak było. W ogóle, nie powinnaś wrócić trochę później.
Przytaknęłam i w skrócie opowiedziałam jej całą historię.
- O mój boże... - zasłoniła usta dłonią, kiedy tylko skończyłam swój monolog. - Ale z nich... Ughh... Pasują do siebie. Mam nadzieję, że ta dziwka zajdzie z nim w ciążę. Mhm, albo złapie od niego jakąś chorobę.
O mało co nie wyplułam na nią herbaty, którą właśnie miałam w ustach.
- Ale... tak czy inaczej, nie rozumiem, jak twój ojciec mógł coś takiego zrobić.
- Wiem... Też tego nie pojmuję. I przychodzę właściwie z prośbą.... Bo jesteś jedyną osobą, na której mogę polegać. Mogłabyś mnie przenocować przez parę dni? Jeśli to nie problem, oczywiście.
- Ty się jeszcze pytasz? - dziewczyna pisnęła, a ja zaśmiałam się cicho.
- Dzięki. Chłopców też bym się spytała, ale wiesz, nie jestem u nich mile widziana przez wszystkich.
- Oj przestać. - dziewczyna cicho jęknęła.
- Ale taka jest prawda. Sama o tym wiesz. A najgorsze jest to, że ja nawet nie wiem o co chodzi. Nagle przestał się do mnie odzywać, a jeśli już to robi, to mam wrażenie, że dla niego to w pewnym rodzaju kara.
Westchnęłam cicho, przytykając kubek do ust. Upiłam łyk słodkiego płynu, po czym ziewnęłam przeciągle.
- Chodź, pokażę ci twój pokój i pójdziesz spać, uprzednio doprowadzając się do porządku, bo wyglądasz.... no wyglądasz gorzej niż siedem nieszczęść. - powiedziała, po czym zniknęła w salonie.
- Dzięki za szczerość! - krzyknęłam za nią.
Powoli wstałam z krzesła. Brudny kubek wstawiłam do zlewu. Po chwili w kuchni pojawiła się blondynka. Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła na górę. Kiedy byłyśmy przy drzwiach z pomieszczenia wyszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym zszedł do chłopaków. Sylvia wprowadziła mnie do dużego pokoju.
- Tu masz łazienkę. - skazała na dębowe drzwi. - ogarnij się, a ja, albo któryś z chłopców przyniesie ci coś do jedzenia.
Moja przyjaciółka wyszła, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Ściany były koloru beżowego, a meble zrobione były z ciemnego dębu. Na środku stało wielkie łoże, bo łóżkiem tego nie można było nazwać, a na podwójnym materacu była sterta poduszek. Obok nocnej szafeczki stała moja walizka. Szybko wyjęłam z niej ręcznik, kosmetyczkę i piżamę, która składała się z dużej koszulki mojego byłego chłopaka i majtek. Wzięłam szybki prysznic, po czym wpełzłam zmęczona do łóżka. Już usypiałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam, zapalając lampkę.
Drzwi uchyliły się, a w nich stanęła Sylvia z tacą pełną jedzenia.
- Przyniosłam ci coś na ząb. - usiadła na łóżku, stawiając tacę obok siebie. - Liam chyba trochę za bardzo wziął do siebie moją prośbę.
Moim oczom ukazały się różne owoce, gofry, naleśniki i tak dalej. Wyglądało jak królewskie śniadanie. Westchnęłam cicho.
- Chyba masz racje. - chwyciłam banana i obrałam go ze skórki. - Nie zjem tego wszystkiego. - Westchnęłam, po czym ugryzłam banana.
- Najwyżej dam Horanowi. On zje wszystko.
Zaśmiałam się cicho. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a ja w tym czasie jadłam swoją kolację. Dziewczyna opowiedziała mi, czy czegoś nie przegapiłam podczas swojego parodniowego wyjazdu. Dowiedziałam się także, że między nią, a Malikiem coś się dzieje, w dobrym sensie oczywiście.
- O mój boże, to cudownie! - pisnęłam i przytuliłam dziewczynę, kiedy powiedziała mi, że Mulat zaprosił ją na randkę do wesołego miasteczka.
- Wiem! Też się cieszę! Nawet nie wiesz jak! - przyjaciółka zaśmiała się, odrywając się ode mnie. - Idziemy jutro, więc wiesz, życz mi powodzenia, żebym nie spadła z rollercoastera, czy się nie połamała spadając ze schodów, bo u mnie wszystko się może zdarzyć.
Zachichotałam cicho, upijając łyk soku pomarańczowego. Złapałam się za brzuch, opadając bezradnie na poduszkę.
- Ugh, ale się najadłam! - jęknęłam cicho, po czym ziewnęłam przeciągle. Nagle zrobiłam się strasznie senna.
- To może ja dam ci spać. - powiedziała, wstając. Zabrała w połowie pustą tacę. - Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałam, jednak kiedy dziewczyna chciała wyjść, pisnęłam. - Sylvia!
- Hmm? - zerknęła na mnie, a ja uśmiechnęłam się blado.- Dzięki. I podziękujesz Liamowi?
- Nie ma za co. Przekażę mu. - uśmiechnęła się lekko, po czym wyszła, zamykając drzwi.
Westchnęłam, wtapiając się w pościel. Zgasiłam światło i nim zdążyłam się wygodnie ułożyć, zapadłam w głęboki sen.


"Danielle, Danielle. Pomóż mi... Danielle!" ciche szepty odbijały się echem. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w samej piżamie w ogromnym korytarzu, którego końca nie było widać. "Danielle, Danielle. Pomóż mi...Danielle!". Skądś znałam ten głos. Podążając za instynktem ruszyłam przed siebie. Korytarz się nie kończył, jednak był coraz węższy. Nagle przede mną pojawiła się wielka ściana, lecz szepty nadal nie ucichły. Nagle poczułam, że coś ściska moje kostki. Spojrzałam w dół i zmarłam. Podłogi nie było widać. Była zasłonięta poodcinanymi dłońmi, które się ruszały, a po nich spacerowały sobie niespokojne robale. Chciałam krzyknąć, jednak nie mogłam wydostać z siebie głosu. "Danielle, Danielle!" Nagle szept zmienił się w krzyk. W tym samym momencie ziemia usunęła się spod moich nóg i poleciałam w czarną przestrzeń. " 

Obudziłam się cała zalana potem. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, przez chwilę nie wiedząc gdzie jestem i co ja tutaj robię. Dopiero po chwili wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły. Westchnęłam cicho, zapalając lampkę i spoglądając przy okazji na zegarek. Było wpół do trzeciej. Czyli spałam tylko niecałe dwie godziny. Świetnie. Zwlekłam się z łóżka, po czym nałożyłam na stopy buty, a na ramiona narzuciłam rozciągnięty sweter. Z torby wyjęłam paczkę papierosów, po czym po cichutku, skradając się wypełzłam z pokoju. Zeszłam na dół i wyszłam na taras. Podeszłam do plecionego, wielkiego wiklinowego fotela, a raczej przymałej sofy i usiadłam na niej. Opatuliłam się mocniej swetrem. Wyjąwszy papierosa z paczki, wsadziłam go do ust i podpaliłam. Oparłam się wygodnie i spojrzałam na gwiazdy. Z każdym pociągnięciem, kiedy dym dostawał się do moich płuc czułam, jak ucieka ode mnie stres.
- Nie ładnie tak palić. - Podskoczyłam, usłyszawszy znajomy głos.
- Ładnie, czy nie ładnie, mam to gdzieś. - wzruszyłam tylko obojętnie ramionami.
Usłyszałam ciche westchnienie, a potem ktoś usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego, unosząc jedną brew.
- Nie możesz spać? - spytałam, ponownie unosząc papierosa do ust.
- Zgłodniałem. - powiedział rozbawiony, podnosząc kanapkę.
- W takim razie smacznego. - uśmiechnęłam się delikatnie, gasząc papierosa w popielniczce, która stała na stoliku.
- Danielle... - poczułam, jak jego dłoń łapie mój nadgarstek, kiedy chciałam już iść.
- Hmm? - mruknęłam, spoglądając na chłopaka zmęczonym wzrokiem.
- Wszystko okej? Widziałem w jakim stanie byłaś dzisiaj. Coś się stało, ale nie wiem co, a Sylvia nie chciała mi za Chiny powiedzieć. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Zastanowiłam się przez chwilę. Okłamać go czy nie? W końcu był moim przyjacielem. Nie chciałam mieć przed nim tajemnic. W końcu pokręciłam przecząco głową.
- Nie... Nic nie jest okej, Louis. - mój głos się załamał, a w oczach stanęły łzy. - Moje życie jest beznadziejne.
- Co jest? - spytał, otaczając mnie ramieniem.
- Matt... Matt mnie zdradzał. - załkałam cicho. - Z Hayley.
- Co?! - Lou zerwał się na nogi. - Zabiję drania!
Zmarszczyłam lekko brwi i westchnęłam przeciągle.
- Spokojnie, bohaterze. - zachichotałam cicho, a chłopak wrócił na swoje miejsce i mnie przytulił. - Jakoś to przeżyję, chociaż będzie trudno. Ale i tak najgorsze jet to, że ojciec wywalił mnie z domu. Tak po prostu.
Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje.
- Ale nawet się cieszę. - skłamałam szybko, widząc, że chłopak robi się cały czerwony  ze złości.
- Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda? - spytał, gdy tylko się lekko uspokoił.
- Chyba nie na wszystkich.... - mruknęłam ponuro.
- Och przestań! - od razu wiedział o kogo mi chodzi. - Niall teraz... Przechodzi dość trudny okres.
Westchnęłam cicho, kładąc głowę na ramieniu mojego przyjaciela. Brakowało mi go przez te parę dni.
- A jak ci się układa z El? - zmieniłam temat.
- Wiesz co.... - nagle jakoś przygasł. - ostatnio przechodzimy dość trudny okres. Fanki coraz bardziej ją hejtują, a ona cierpi. Przeze mnie. Zresztą, ostatnio dosyć często się kłóciliśmy. O moją sławę. Eleanor ma dosyć. Jej marzy się domek na wsi, życie w spokoju. Wspólnie więc stwierdziliśmy, że zrobimy sobie... przerwę.
- Tak mi przykro, Lou. - szepnęłam cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
Między nami nastała cisza. Nie przeszkadzała mi ona. Lubiłam tak posiedzieć w ciszy, żadne słowa nie były potrzebne.
Ciekawe, jak to teraz będzie. Bez Matta. Bez Hayley, ojca i Sereny.
Z zamyślenia wyrwał mnie Lou:
- Dan... - Przykrył nas kocem, kiedy zadrżałam z zimna, po czym otoczył mnie ramieniem. - Dziękuję.
Spojrzałam na niego totalnie zbita z pantałyku.
- Za co? - spojrzałam mu w oczy.
- Za to, że jesteś. 
- Naah, to ja powinnam tobie dziękować. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie!
Nasze ciche chichotanie rozniosło się po tarasie, lecz my wciąż wpatrywaliśmy się w siebie. Zagryzłam lekko wargę, unosząc dłoń. Delikatnie pogładziłam policzek chłopaka. Poczułam lekki zarost na jego żuchwie. Lou uśmiechnął się lekko. Przysunęłam się powoli do niego i po naprawdę bardzo długich sekundach nasze usta się spotkały. Po chwili pocałunek stał się bardziej namiętny. Nasze języki wdały się w szalony taniec. Poczułam, jak ręka Lou błądzi po moich plecach, natomiast moje palce wsunęły się w jego brązową czuprynę. Poczułam, jak chłopak przyciąga mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, chcąc być bliżej. Gorący dreszcz przyjemności przebiegł wzdłuż moich pleców. Poczułam dłonie na moich pośladkach. Zaśmiałam się cicho, nie przerywając całowania. W pewnym momencie Louis podniósł się, a ja oplotłam jego w pasie nogami. Wszedł ze mną do domu i pospiesznie skierował się w stronę schodów. Niestety nie zauważył pierwszego schodka i upadliśmy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, a on razem ze mną, jednak starał się mnie uspokoić.
- Shh... - mruknął. - Obudzisz wszystkich. Wstawaj.
Pocałował mnie przelotnie, po czym sam wstał i pomógł mi w tej samej czynności. Nie puszczając jego dłoni wbiegliśmy cichutko do jednego z pokoi.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęłam, siadając na łóżku.
- To jest w pewnym sensie mój pokój. Nocujemy na zmianę u Sylvii żeby nie była sama, jak jej rodzice wyjechali. Dzisiaj jest moja i Niallera zmiana. On ma pokój gdzie obok.
 Przytaknęłam, a Lou przyciągnął mnie ponownie do siebie. Jego wargi odnalazły moje. Po chwili znaleźliśmy się na łóżku. Gładziłam tors chłopaka, po czym zaczęłam ściągać jego koszulkę, która parę sekund później wylądowała na łóżku. Moim oczom ukazała się ładnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Zagryzłam lekko wargę. Poczułam dłonie Lou na moich biodrach. Teraz to on leżał, a ja siedziałam na nim okrakiem. Ponownie nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Czułam palce chłopaka, które delikatnie jeździły pod moją bluzką.
- Lou, masz może bateri... - usłyszałam głos Nialla.
Szybko zeszłam z Louisa, a praktycznie z niego spadłam. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał blondyn z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poprawiłam sobie włosy, które spadły na moje czoło.
- Niall, puka się! - brunet spojrzał na swojego przyjaciela.
- Wiem, przepraszam! - pisnął cicho. - Nie będę wam przeszkadzać.
Horan zamknął z hukiem drzwi, po czym, jak się domyśliłam po trzaśnięciu drzwi, wrócił do pokoju. Ja natomiast spojrzałam na mojego towarzysza przestraszona, zdezorientowana i wściekła.
- Lou, to nie powinno się zdarzyć! - jęknęłam cicho. - Nie powinniśmy! Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi....
Wiedziałam, że zadałam w ten sposób chłopakowi ból. Mogłam to wyczytać z jego oczu. Ja sama chciałam uwierzyć w swoje słowa, bo dla mnie Louis był kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale on ma Eleanor. Nawet, jeśli "zrobili sobie przerwę" on nadal ją kocha, nawet jeśli by zaprzeczył, sposób, w jaki wypowiada jej imię można się domyślić, że wciąż jest w niej zakochany. Wiedziałam także, że żałowałby gdybyśmy się ze sobą przespali. Dlatego też stwierdziłam, że nie warto tego dłużej ciągnąć, nawet jeśli dla mnie to było cholernie trudne. 
- Udawajmy, że to się nie stało. - powiedziałam, kierując się w stronę drzwi.
- Nie możemy tak ciągle udawać, Danielle, do cholery! To jest chore! - krzyknął, a kiedy chciał podejść nakazałam mu ręką, aby stał w miejscu.
- Owszem możemy, Lou. I będziemy. Tak będzie lepiej, uwierz mi.
- Nie, nie możemy! - podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. - Nie możemy, bo się w tobie zakochałem! Zrozum to! Od kiedy tylko cię zobaczyłem...
- Nie kochasz mnie Lou. Kochasz Eleanor. - przerwałam mu wpół słowa. - To, co do mnie czujesz nie jest prawdziwe. Jest chwilowe, mogę się o to założyć.
Odwróciłam się na pięcie, żeby chłopak nie widział łez, które pojawiły się w moich oczach. Wzięłam głębszy oddech, po czym zostawiłam bruneta samego w pokoju. Wróciłam do siebie i położyłam się w łóżku. Miał rację. Nie możemy wciąż udawać, że nic się nigdy nie stało. Westchnęłam cicho, zakrywając się kołdrą. Przez to wszystko zaczęła boleć mnie głowa. Stwierdziłam, że decyzje podejmę jutro i przedyskutuję wszystko z Tommo na spokojnie. No i jeszcze któreś z nas musi pogadać z Niall'em. Nie wiem czemu, ale czułam potrzebę wyjaśnienia mu wszystkiego.

 _____
Mam nadzieję, że się Wam spodobał rozdział. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo go nie dodawałam. ;>


czwartek, 18 października 2012

jedenaście, part II

Rozdział jedenasty miał być dodany w jednej części, tak jak już pisałam w poprzedniej notce, jednak podzieliłam je na dwie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam. 
Dzisiaj powinien być dłuższy rozdział, od razu mówię, że zmienię perspektywę, ale zrobię to tylko raz, żeby nie było, że nic się tu nie dzieje.
Ogólnie, nie wiem, czy pisać tego bloga, bo nikt nie komentuje.
Ale na razie będę człowiek skurwiel i za 10 komentarzy  nowy rozdział. <ok> Ale proszę bez spamu.I to tylko od jednej osoby 1 komentarz. HA! ;D
<3 

_________________

Danielle: 

 Westchnęłam cicho, otwierając zaspana oczy. Przetarłam je dłonią i wtuliłam się w Matta.
- Dzień dobry, śpiochu. - usłyszałam cichutki pomruk w moich włosach.
- Dzień dobry. - mruknęłam i przeciągnęłam się .
- Jak się spało?
- Ach, bardzo przyjemnie. - Odpowiedziałam, spoglądając chłopakowi w oczy. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. - A panu, jak się spało?
- A nie najgorzej, jednak trochę pani chrapała.
- Ej! - trzepnęłam go leciutko w ramię. - Ja nie chrapię, odczep się!
- Nie, w ogóle. - Zaśmiał się cicho, a ja westchnęłam tylko i ponownie wtuliłam w jego tors.
Poczułam delikatnie klepnięcie w tyłek.
- No, wstawaj mała, muszę posprzątać. A ty mi, mam nadzieję, w tym pomożesz. - wstał i zwinnym ruchem nałożył bokserki.
- Nieeeee. - opadłam na łóżko i jęknęłam. - Wszystko zepsułeś, ty chamie!
- Co masz na myśli?
- No.... Inaczej miało być. - westchnęłam, przewracając się na brzuch. - Miało być tak, że zostawiasz mnie tutaj i idziesz zrobić mi śniadanie, po czym przynosisz mi je do łóżka i karmisz, a potem musielibyśmy spalić nabyte kalorie. - Poruszyłam zabawnie brwiami.
Matt zaśmiał się, całując mnie w czoło.
-  Potem możemy spalić kalorie, nawet bez ich nabywania, skarbie. - powiedział i wyszedł z pokoju.
Zmarszczyłam brwi i pokręciłam głową. Zwlekłam się z łóżka i szybko narzuciłam na siebie koszulkę Matta, którą miał na sobie poprzedniego dnia. Pachniała jego perfumami. Zbiegłam cicho po schodach, a kiedy weszłam do kuchni, zastałam mojego chłopaka z telefonem przy uchu. Uśmiechał się tak, jak uśmiechał się do mnie na początku naszej znajomości, a w brązowych oczach widoczne były iskierki. Zakuło mnie w sercu. Kiedy chłopak mnie zauważył, szybko się rozłączył,nawet się nie żegnając z rozmówcą.
- Kto dzwonił? - spytałam bez zastanowienia.
- Czy to ważne? - oschłość w jego głosie aż mnie zraniła. - Idę sprzątać.
Wzruszyłam lekko ramionami, lecz nadal w lekkim szoku podeszłam do szafki, z której wyjęłam dwie miseczki, płatki czekoladowe i łyżki. W lodówce znalazłam mleko. Płatki zalałam mlekiem, po czym wstawiłam je do mikrofalówki. W tej kuchni czułam się jak u siebie. W końcu tyle razy nocowałam u mojego chłopaka, że aż w końcu jego dom stał się praktycznie moim drugim domem i na odwrót.
Pik, pik, pik. Podskoczyłam na krześle. Cholerna mikrofalówka. Śniadanie postawiłam na stole.
- Matt, śniadanie! - wydarłam się na całe gardło, a kiedy chłopak przyszedł, zajęliśmy się jedzeniem.
Po paru minutach stałam przy zlewie i zmywałam po skromnym śniadaniu, a kiedy już skończyłam poszłam pomóc Mattowi. Nie obyło się oczywiście beż wygłupów. Brakowało mi tych chwil w Londynie. Coraz mnie bardziej zaczynałam żałować, że się tam przeprowadziłam.
- Skarbie... - zaczęłam, kiedy usiedliśmy przed telewizorem.
- Hmm? - jego twarz odwróciła się w moją stronę, jednak wzrok miał wciąż wbity w telewizor.
- Kiedy byłam w Londynie, w ogóle nie rozmawialiśmy. Ciągle mnie zbywałeś, a jak już udało mi się ciebie złapać, to byłeś... nieprzyjemny. Czemu? - spytałam, a oczy chłopaka momentalnie skierowały się na mnie.
- Nie miałem czasu kotku. Drużyna, szkoła... Wszystko się tak nagle nasiliło w tym roku, że to aż boli. Totalny brak czasu, no i nie ukrywam, że byłem też troszkę zazdrosny o tych pedałków.
- Matt! - walnęłam go w ramię. - To są moi przyjaciele! Nie nazywaj ich tak. Przynajmniej nie w moim towarzystwie.
Chłopak tylko zaśmiał się głośno.
- Kiedy zobaczyłem twoje zdjęcia w ramionach tego blondaska, - ta odraza w jego głosie mnie obrzydziła. - Zresztą, jeśli któryś z nich cię chociażby dotknie, to go zabiję.
Czerwona lampka nagle zapaliła się w mojej głowie. Wiedziałam, że Matt byłby zdolny do przyjazdu do Londynu i pobicia któregoś z chłopaków. Dziękowałam Bogu, że nie powiedziałam mu o mojej sytuacji z Lou... Lou, właśnie... Muszę z nim pogadać.
- Spokojnie, bohaterze. - powiedziałam, wysilając się na uśmiech. - To są tylko przyjaciele.
- Jasne. Ale powiedz, że nie chciałabyś mieć takiego sławnego kochanka? Dawałby ci wszystko.
Zmarszczyłam brwi i od razu zerwałam się na równe nogi.
- Czy ty sugerujesz, że cię zdradzam? - spytałam, a w moich oczach pojawiły się łzy. - I że lecę na kasę? Że jestem jakąś dziwką, czy coś? Ale z ciebie dupek.
Pobiegłam szybko na górę do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Szybko przebrałam się w sukienkę i zebrałam swoje rzeczy, po czym zbiegłam ze schodów tak prędko, że o mały włos bym się nie wywaliła, gdybym nie trzymała się barierki.
- Kotku, nie to miałem na myśli! - krzyknął brunet. Nawet nie chciało mu się ruszyć dupska z kanapy.
- Dupek! - wrzasnęłam i wybiegłam z domu.
Szłam szybko, a może był to wolny trucht? Sama nie wiedziałam. Łzy lały się ciurkiem z moich oczu, przez co zamazywały mi też trochę drogę. Po chwili stanęłam, a z torebki wyciągnęłam papierosa. Odpaliłam go i zaciągnęłam się. Dym tak wspaniale wypełnił moje płuca, przyjemnie drapiąc mnie w gardło.

Louis: 



Siedziałem na łóżku ze słuchawkami w uszach, pozwalając, aby muzyka the Fray wypełniła cały mój świat. Pocałowałem ją. Idiota ze mnie. Ja ją pocałowałem, a ona sobie tak po prostu uciekła. To bolało. Cholernie bolało, ale cóż się dziwić. Kiedy Danielle oddała pocałunek byłem szczęśliwy. Dziewczyna stała mi się bardzo bliska w przeciągu niecałego miesiąca. Mimo, że miałem dziewczynę, poczułem coś do tej szalonej brunetki. Wiedziałem, że będziemy się dobrze dogadywać, odkąd tylko ją poznałem. jednak wszystko się zawaliło, kiedy ujrzałem w jej oczach łzy i przerażenie. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo duży błąd popełniłem.Możliwe, że zniszczyłem naszą przyjaźń.
Poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Podskoczyłem, wyrywając tym samym słuchawki z uszu. odwróciłem się. Przede mną stał blondyn z zatroskanym wyrazem twarzy.
- hej stary. - Powiedziałem, a ja tylko westchnąłem.
- Nie możecie dać mi świętego spokoju?
Haran wzruszył jedynie ramionami i usiadł obok mnie. Był uparty jak cholera i miałem ochotę go w tej chwili zabić. Cholerny Irlandczyk, no. Nie da mi pobyć samemu z myślami.
- Myślę, że nie. Wszyscy się o ciebie martwimy. Odkąd wróciłeś wczoraj w ogóle nie wychodzisz z pokoju. Co się stało, jak odwoziłeś... Danielle? - zawahał się lekko, wymawiając imię dziewczyny, co mnie delikatnie zdziwiło.
Cóż, nie dziwiłem im się. Też bym się martwił, jeśli któryś z chłopaków wróciłby późnym wieczorem, trzaskając drzwiami, w ogóle się nie odzywając, po czym zaszyłby się w pokoju, odmawiając jakiejkolwiek pomocy.
- Wszystko jest okej. - skłamałem.
- Wcale nie. - powiedział pewnie. - Coś się stało, jak ją odwiozłeś, tylko nie chcesz powiedzieć co.
Westchnienie wyrwało się z moich ust.
- Racja. - powiedziałem niechętnie. - Pocałowałem ją.
Takiej reakcji ze strony się nigdy, przenigdy się nie spodziewałem. Chłopak wstał i chwycił mnie za kołnierz koszuli, po czym pociągną do siebie, zmuszając, abym był w pozycji stojącej. Pioruny w jego oczach, które ciskały ewidentnie we mnie, przeraziły mnie.
- Że co ty kurwa zrobiłeś?! - wydarł się na mnie. Nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry.
- Pocałowałem ją, do cholery! - wrzasnąłem, nie mogąc się opanować odepchnąłem blondyna.  - zabieraj łapska, smarku.
- Jak mogłeś!? Jam mogłeś zrobić to Eleanor! - I dopiero teraz zrozumiałem o co chodzi.
- Ty... Ty ja kochasz.... - mruknąłem, będąc w szoku. W oczach Horana pojawiły się łzy.


Danielle: 
Następny dzień spędziłam tylko z Hayley, byłyśmy na zakupach, pozwiedzałyśmy trochę starych zakątków, a także poplotkowałyśmy. Niestety, była to niedziela, więc połowę poniedziałku spędziłam sama. Skorzystałam i odwiedziłam matkę w szpitalu. Niestety, jej stan się nie poprawił, od ponad pół roku była w śpiączce.Byłam na nią wściekła. Jak ona w ogóle śmiała zostawić mnie samą na tym świecie? W ogóle gdybym jej nie znalazła w tej pieprzonej łazience, zapewne by jej tu nie było. Ale w sumie... jeśli teraz by się obudziła, byłaby... no cóż, warzywem. Obwiniałam za to wszystko ojca i chyba nawet miałam rację. Gdyby nie ta jego cholerna zdrada, wciąż bylibyśmy szczęśliwą, normalną rodziną. 
Z zamyślenia wyrwał mnie huk, który niechcący spowodowałam, ścieląc łóżko. Na ziemi leżał otwarty zeszyt. Podniosłam go i już miałam go zamknąć, kiedy w oczy rzuciło mi się moje imię. Zaczęłam czytać. 

"Danielle przyjeżdża. Uh, czego ona tutaj chce? Pewnie ma znowu jakieś problemy. Głupia suka. No, ale pomęczę się z nią parę dni, udając jej przyjaciółkę, a później znów będzie okej. Ale mam nadzieję, że nie zabierze mi Matta... Jeśli to zrobi, zabiję ją." 

Czytałam to po raz setny, nie wierząc własnym oczom. Ona mnie nienawidziła. Przewróciłam kartkę. 


"Przyjechała i od razu zrobiła zamieszanie. Jak tylko przyszłyśmy na imprezę, rzuciła się na Matta jak jakieś wygłodzone zwierzę na swoją ofiarę. Teraz pewnie się z nim kocha.... Gdyby nie przyjechała, byłabym teraz na jej miejscu.... Na szczęście po szkole z Mattem spotykam się w mieszkaniu moich dziadków. Jak dobrze, że wyjechali!" 

Nie wierzyłam własnym oczom... Jak ona mogła mi to zrobić?! Szybko schowałam jej pamiętnik na miejsce. Wiem, że nie powinnam tego czytać, w końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Wzdrygnęłam się lekko. Musiałam to sprawdzić. Spojrzałam na zegarek. Już skończyła lekcje. Zarzuciłam szybko bluzę na ramiona, nałożyłam buty na nogi i wyszłam. Biegiem doszłam do mieszkania jej dziadków, po czym bez wahania nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły z bardzo cichym szczęknięciem. Weszłam po cichu. W całym mieszkaniu słychać było obleśne jęki mojej przyjaciółki. Podążyłam w stronę tych okropnych dźwięków, które raniły niezwykle nie tylko moje uszy, ale także i serce. Otworzyłam z hukiem drzwi. Zauważyłam blondynkę siedzącą okrakiem na moim chłopaku. Dziewczyna spojrzała na mnie, a w jej oczach zauważyłam przerażenie.
- Moglibyście już przynajmniej zamykać drzwi jeśli macie już się pieprzyć. - powiedziałam, a mój głos się całkowicie załamał. Z oczu popłynęły łzy. 
Wybiegłam szybko z domu, a za sobą słyszałam tylko krzyki Hayley i Matta, że to nie tak jak myślę. Jasne, a ja jestem baletnicą. Weszłam do domu Hayley, popędziłam na górę. Chwyciłam za walizkę, po czym wrzuciłam tam wszystkie moje rzeczy. Chciałam zdążyć przed moją byłą przyjaciółką i byłym facetem, ale nie zdążyłam. Obydwoje wparowali do pokoju paręnaście minut po mnie. Chłopak podszedł i złapał mnie za rękę, a ja bez namysły zamachnęłam się i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Po całym pomieszczeniu rozniósł się taki ładny plask, aż mnie ręka zapiekła. Brunet złapał się za policzek. 
- Nie bij mojego chłopaka, kurwo! - wrzasnęła Hayley, podchodząc do mnie. Chciała mnie uderzyć, jednak ja zablokowałam jej cios. Zanotowałam w głowie, aby podziękować chłopakom, że uczyli mnie, jak się bić. 
Odepchnęłam tylko dziewczynę. 
- To nie ja się puszczam z chłopakiem przyjaciółki. - mruknęłam, chwytając walizkę. 
Chciałam wyjść z godnością, jednak nie mogłam. Przy drzwiach wisiał ukochany plakat Hayley z autografami członków zespołu. Jako, że potrafię być mściwą, wredną suką, chwyciłam za róg, po czym szybko pociągnęłam go do siebie, drąc przy tym plakat. 
- Ups. - powiedziałam - Och, Matt, - spojrzałam na chłopaka. - Masz małego. - odwróciłam się ze śmiechem i wyszłam.
- Pożałujesz tego! - usłyszałam krzyk dziewczyny, kiedy już byłam przy drzwiach. 
- Miłego życia życzę! - wrzasnęłam, zatrzaskując za sobą drzwi. 
Ruszyłam w stronę stacji kolejowej. Miałam przed sobą jakieś dwa kilometry, więc nie miałam daleko. Idąc powolnym krokiem i ciągnąc walizkę zaczynało do mnie docierać co się właśnie stało. Gdy już doszłam do peronu byłam cała zapłakana i załamana. Zdradzona przez najlepsza przyjaciółkę i chłopaka, pokłócona z Niallerem i nie wiedziałam, co mam zrobić z Louisem. Cholera. Moje życie się zawaliło. 

_____ 


Nie wyszedł tak długi, jak myślałam, ale okej. *_______* 
pamiętaj, czytasz=komentujesz.:D

czwartek, 11 października 2012

jedenaście, part I

Podróż minęła mi dość szybko. Poczucie winy po pocałunku z Lou wcale nie zmalało, jednak chciałam całą tę sprawę na chwilę obecną po prostu odstawić i wytłumaczyć sobie wszystko z chłopakiem dopiero po moim powrocie. Na razie musiałam zdecydować, czy powiedzieć Mattowi o zaistniałej sytuacji, czy też po prostu to przemilczeć i go okłamać. Nie lubiłam tego robić, jednak biorąc pod uwagę to, że ostatnio się kłóciliśmy, a to mogło tylko wszystko pogorszyć, stwierdziłam, że bezpieczniej będzie, jeśli ominę zręcznie ten temat.
Gdy wysiadłam z pociągu czułam, jak podekscytowanie wzrasta. W końcu zobaczę Hayley, stare okolice, a co najważniejsze w końcu zobaczę moją pierwszą, wielka miłość. Stałam tak w miejscu, obładowana bagażami i wciągałam znajome mi powietrze, za którym tęskniłam.
- DANIELLE! - usłyszałam wesoły pisk, po czym czyjeś ramiona oplotły moją szyję. Otworzyłam oczy.
- Hayley! - także pisnęłam, przytulając dziewczynę do siebie mocno. - Cholera, tęskniłam.
- Ja też ! - zaszlochała w moje ramię.
 Postałyśmy tak jeszcze chwilkę, rycząc jak głupie, po czym chwyciłam bagaże i skierowałyśmy się do auta Hay. W końcu zrobiła upragnione prawo jazdy. Jechałyśmy wciąż rozmawiając. Chęć nadrobienia wszystkich zaległości, które pojawiły się przez te parę tygodni wcale, a wcale nie pomagał  w zamknięciu się. Ja opowiadałam jej jak spędziłam ten czas, ona mi także. Dowiedziałam się, że jej rodzice znów się zeszli, co mnie nieco zmartwiło, ponieważ stało się to już rutyną w jej domu, a jej ojciec wciąż ranił jej matkę.
Kiedy dojechałyśmy do domu Hayley, dziewczyna zaprowadziła mnie do swojego pokoju.
- Stwierdziłam, że nie będę Ci przygotowywać oddzielnego pokoju. W końcu jesteśmy jak siostry, a ja za tobą cholernie tęskniłam, Więc będziemy spać razem! - klasnęła ucieszona w ręce radośnie.
-  Tak jak kiedyś! - wykrzyknęłam równie ucieszona. Jej entuzjazm mi się udzielał.
- Okej, więc rozpakuj się, odśwież, zrób coś tam co chcesz, masz dwie godziny, bo o 19 jest impreza. - widząc moją skwaszoną minę dodała - I będzie Matt.
- Doooooobra, okej. Daj mi przestrzeń, kobieto! - odsunęłam ją od siebie.
W zabójczym tempie się rozpakowałam, przeglądając w między czasie ciuchy, które mogłabym założyć. Moja przyjaciółka zaś usiadła przy komputerze.
- Hayley, mam problem. - mruknęłam, kiedy już wszystkie moje rzeczy były wypakowane i spoczywały grzecznie w jednej z wolnych szafek w garderobie blondynki. Usiadłam po turecku na dwuosobowym łóżku.
- Słucham? - dziewczyna obkręciła się na krześle tak, aby być do mnie przedem.
- Bo... - powiedzieć? Nie powiedzieć? Cholera. - Nie mam się w co ubrać! - pisnęłam, w ostatniej chwili zmieniając zdanie.  -Wszystko, co przygotowałam się nie nadaje.
- No! Daj mi się sobą zająć! - Dziewczyna zeskoczyła zwinnie z krzesła, po czym zniknęła w garderobie. Co chwilę słyszałam "to? hmm, nie."
Ja natomiast siedziałam, rozglądając się po pokoju. Nic się nie zmieniło. Na beżowych ścianach wisiały plakaty jej ulubionych zespołów : Paramore, The Pretty Reckless, Guns N'Roses, 30 Seconds To Mars, a także My Chemical Romance. Miałyśmy bardzo podobny gust muzyczny, między innymi dlatego tak dobrze się ze sobą dogadywałyśmy. Na dębowych półkach siedziały sobie grzecznie pluszaki, obserwując całe pomieszczenie. Śledziłam wzrokiem każdy zakątek. Moje serce ścisnęło się, kiedy zauważyłam całą ścianę obklejoną zdjęciami. Od razu przypomniało mi się, jak je wieszałyśmy.
- Mam! - usłyszałam wesoły krzyk.
Hayley wbiegła do pokoju, trzymając w ręce czarną, zwiewną sukienką do kolan i na ramiączka.
- Będzie dla ciebie idealna! A Matt będzie zachwycony! Mówię ci!
Zaśmiałam się cicho. Tak bardzo tęskniłam za jej optymistycznym podejściem do życia.
- Wiesz, że normalnie bym jej nie założyła, ale dziś zrobię wyjątek.
- Ha! Widzisz, mam dar przekonywania! - klasnęła radośnie w dłonie.
Zaśmiałam się po raz kolejny i wywróciłam oczyma. Z walizki wyjęłam ręcznik, jakiś podkoszulek, kosmetyczkę, a także czystą bieliznę, po czym poszłam do łazienki szybko się odświeżyć, bowiem została mi tylko godzina na ogarnięcie się. Szybki prysznic rozluźnił delikatnie moje spięte mięśnie. Strasznie denerwowałam się spotkaniem z Mattem. Czy się ucieszy? A może wścieknie?  Te myśli zaprzątały moją głowę cały czas.
- Ej, co jest? - spytała Hayley, podczas robienia mi fryzury. Uwielbiała się w takie rzeczy bawić. To ona robiła za fryzjerkę i makijażystkę. - Jesteś jakaś smutna.
- Bo denerwuję się spotkaniem. Nie wiem jak zareaguje. Same czarne scenariusze mam w głowie.
Przyjaciółka zaśmiała się cicho.
- Spokojnie, misia! Matt mówił mi, że za tobą tęskni.
Te parę słów sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Pół godziny później razem z przyjaciółką stałyśmy przed drzwiami domu Matta, z którego wydobywała się głośna muzyka. Zacisnęłam usta w cienką linię, a w tym samym momencie moja towarzyszka nacisnęła dzwonek. Poczułam, jak motylki w moim brzuchu się buntują. Wpatrywałam się w klamkę, która się poruszyła. To już teraz. Już. W tej chwili.
Drzwi uchyliły się, a w przejściu stał wysoki brunet, z postawionymi na żel włosami. W ręce trzymał butelkę piwa. Uśmiechnął się do Hayley czule, przez co zalała mnie zazdrość. Przeniósł na mnie wzrok i zamarł.
- Danielle? - powiedział po paru minutach, wychodząc z szoku.
- Hej, Matt. - odpowiedziałam niepewnie. Poprawiłam nerwowo kosmyk włosów.
- Boże, Danielle. - zafascynowany chwycił mnie za ramiona, po czym przycisnął do swojej klatki piersiowej.
- To może ja wam nie będę przeszkadzać. - mruknęła moja przyjaciółka, omijając nas i wchodząc do pomieszczenia.
Przytuliłam się do Matta, wciągając zapach jego perfum, za którymi tak bardzo tęskniłam. Chłopak wciągnął mnie do środka, przyparł mnie do ściany, po czym namiętnie wpił się w moje usta. Zarzuciłam mu ramiona na szyję, oddając pocałunki. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Mój oddech był lekko przyspieszony, tak samo jak mojego chłopaka. Motylki w moim brzuchu szalały jeszcze bardziej niż przed paroma minutami, a moje nogi były jak z waty. Uwielbiałam, jak był taki.
- Dokończymy później, myszko. - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz.
Matt chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do salony. Przywitałam się ze starymi znajomymi. Reszta wieczoru minęła mi naprawdę bardzo przyjemnie. Co prawda alkohol lał się litrami, jednak nie zniszczył dobrej zabawy. Tańczyliśmy, wygłupialiśmy się i tym podobne. Po paru godzinach z Mattem ulotniliśmy się do jego pokoju. Chciałam z nim porozmawiać. Chłopak zamknął za sobą drzwi, a ja usiadłam na łóżku.
- Matt... - mruknęłam, a kiedy zajął miejsce obok mnie przytuliłam sie do niego. - tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też, myszko. - odpowiedział, przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej.
Siedzieliśmy tak chwilę, aż w końcu położyliśmy się na łóżku, wciąż w siebie wtuleni.
- Kocham Cię. - Matt szepnął mi do ucha, a ja spojrzałam na niego, po czym obdarowałam namiętnym pocałunkiem.
- Ja ciebie też.
Nasze usta ponownie zetknęły się w pocałunku. Poczułam, jak dłonie chłopaka zwinnie odpinają zamek mojej sukienki. Po chwili materiał leżał już na ziemi, a ja siedziałam okrakiem na chłopaku, nie przerywając pocałunku. Chłopak szybko zsuną spodnie, a po chwili moje ręce wślizgnęły się pod jego podkoszulek i teraz błądziły po jego umięśnionym ciele. Parę sekund później podkoszulek leżał obok mojej sukienki. Pozbyliśmy się bielizny.
- Matt.... - szepnęłam z chrypką w głosie. - To... Ja... no wiesz...
- Wiem. - zachichotał cicho i pocałował mnie w czoło. - Będę delikatny.
I był.



_____________

Ogólnie będą dwie części tego rozdziału, nie chciałam go dzielić, ale stwierdziłam, że nie będę przedłużać, bo nie wiem ile zajmie mi pisanie reszty. : > Mam nadzieję, że Was nie zanudzę. :D

czwartek, 27 września 2012

dziesięć.

Następne dwa tygodnie minęły mi bardzo szybko. Chodziłam do szkoły, a po lekcjach razem z Sylvią spotykałyśmy się z chłopakami. Bardzo się z nimi zbliżyłam. Śmiałabym stwierdzić, iż są moimi przyjaciółmi. Niestety po imprezie w domu chłopców w internecie znalazły się zdjęcia moje i Nialla, kiedy siedzieliśmy na zewnątrz. Od razu cały świat obiegły plotki, że jestem jego dziewczyną, zważywszy na to, że po raz drugi zostaliśmy złapani sami we dwoje. Oczywiście, Matt był zazdrosny. Zresztą, i tak z nim prawie w ogóle nie rozmawiałam. Przez całe czternaście dni rozmawialiśmy TYLKO dwa razy i kłóciliśmy się przez większość czasu.
- Nie wiem co mam robić. Mam już dość - wtuliłam zapłakaną twarz w ramię Lou.
- Wieem. Też dużo się kłócę z Eleanor. - odpowiedział, gładząc moje plecy delikatnie. 
- Ja za nim tak bardzo tęsknię. A on mnie odpycha.
- Rozumiem Cię... Znaczy, to, że za nim tęsknisz. - poprawił się szybko. - Kiedy jesteśmy w trasie i bardzo tęsknię za Eleanor, a ona za mną, to przyjeżdża do mnie. Może ty też powinnaś tam jechać?Zrób mu niespodziankę.
Cholera. Lou miał naprawdę dobry pomysł. Powinnam pojechać do Matta, spotkać się z nim, spróbować wszystko naprawić.Czemu dopiero teraz, po prawie tygodniu, od przebiegnięcia tej rozmowy podjęłam decyzję? Dlaczego dopiero teraz rozważyłam tę opcję?
"Muszę iść. :D Jadę do Matta! :D Teraz. Już. :D
Ps. Podziękuj Louisowi, za podsunięcie mi pomysłu! :D" 
Nabazgrałam na karteczce, po czym szybko  podsunęłam ją Sylvii, która siedziała ze mną w ławce. Dziewczyna przeczytała szybko. Spojrzała na mnie, oddając mi karteczkę.
"CO?! Haha, shallona TY! :D kiedy masz zamiar wrócić? Czemu mi nic nie powiedziałaś wcześniej? :<
Ps. Sama mu podziękuj, zanim wyjedziesz. Przy okazji się z nimi pożegnasz. Wszystkimi". 
Wiedziałam, co miała na myśli, pisząc ostatnie słowo. Ostatnio ja i Niall  przestaliśmy się dogadywać. Zaczął mnie inaczej traktować, stał się... zimny i wyrafinowany. Odnosił się do mnie z wielkim dystansem, co bardzo mnie denerwowało i raniło jednocześnie, gdyż był moim przyjacielem i to z nim najlepiej się czułam z całej ich piątki. Kiedy tylko mu to powiedziałam, on tylko wzruszył ramionami i powiedział "Tak widocznie na mnie działasz". Od tamtego czasu ze sobą nie rozmawiamy w ogóle. Przez tę właśnie sytuację ja i Lou się bardziej zakolegowaliśmy. Zawsze miałam wrażenie, że jest tym zabawnym, nieogarniętym chłopakiem, z którym rzadko kiedy można pogadać na poważne tematy, jednak się myliłam. Pomagał mi bardzo często. Kiedy kłóciłam się z ojcem, jak ostatni raz starłam się z Niallem, kiedy czytałam chamskie komentarze na mój temat. On zawsze był, służył rękawem i za to byłam mu bardzo wdzięczna.
"W sumie masz rację. :> Będę... nie wiem. Może za jakieś dwa dni? tydzień? Zobaczę. Chcę, aby wszystko mi się naprawiło z Mattem! A teraz pozwól, że opuszczę tę nudną lekcję."
Podsunęłam dziewczynie liścik, a kiedy odczytała wiadomość spojrzała na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. Ja chwyciłam swoje podręczniki i spakowałam je do torby, po czym wstałam. Nauczycielka przerwała coś mówić i spojrzała na mnie zaskoczona.
- Heart, gdzie się wybierasz? - spytała, podchodząc do mnie.
- Wychodzę, nie widać? - odpowiedziałam. - Nie mam po co siedzieć na tej lekcji, skoro i tak niczego się nie nauczę. Zresztą, mam ważniejsze sprawy.
Niewysoka brunetka patrzyła na mnie oszołomiona. Szczerze mówiąc, mnie też moje zachowanie zaskoczyło. Zawsze byłam grzeczną dziewczynką, która nie pyskuje, ani się nie stawia. Widząc, jak twarz kobiety staje się czerwona, zdałam sobie sprawę, że mam przechlapane, ale jakoś mnie to nie zmartwiło.
- Do dyrektora, młoda damo. - podniosła głos, wskazując palcem na drzwi.
- Spoko. Ale to może później, teraz trochę mi się spieszy. - odpowiedziałam, poprawiając torbę.
- Przepraszam? A gdzie się pani spieszy?
- A musi pani wszystko wiedzieć? - spytałam, po czym wyminęłam ją zwinnie.
Ruszyłam w stronę drzwi, a kiedy się przed nimi znalazłam, stanęłam na chwilę. Spojrzałam na klasę, która patrzyła się na mnie. Niektórzy byli zdezorientowali, inni się uśmiechali. Przyłożyłam dwa palce do czoła, po czym oderwałam je i z uśmiechem wyszłam z klasy.
Słyszałam, jak pani Jenkins wykrzykuje, abym wracała na lekcje, inaczej wezwie moich rodziców. Miałam ją gdzieś. Biegłam przez korytarz, ile tylko miałam sił w nogach. Wybiegłam ze szkoły, jednak się nie zatrzymałam. Ruszyłam w stronę domu, a kiedy tylko wbiegłam do pokoju chwyciłam walizkę. Spakowałam wszystkie rzeczy, które wydawały mi się potrzebne. Usłyszałam pukanie.
- Danielle, co ty tutaj robisz? - spytała Serena, nawet nie zważając na to, że nie powiedziałam "proszę".Włączyłam głośno płytę Paramore "RIOT!".
- Nie twoja sprawa. - mruknęłam, wymijając ją. Skierowałam się do łazienki, skąd wzięłam kosmetyki i szczotkę do zębów.
wyszłam z łazienki. Ponownie znalazłam się w moich "czterech ścianach". Wrzuciłam kosmetyczkę do walizki. Chwyciłam za telefon, po czym wybrałam numer Hayley.
- Cześć, baranie. - usłyszałam śmiech przyjaciółki. - co słychać?
- Cześć, lachonie - ach te nasze czułe słówka. - słuchaj, mam sprawę.Chcę dzisiaj przyjechać do Matta.
Usłyszałam pisk w słuchawce, którą musiałam odsunąć na kilometr od ucha.
- I dzwonię z pytaniem, a także prośbą. Mogę się u ciebie zatrzymać? Tak na parę d...
- Ty głupia jesteś. - przerwała mi w połowie słowa. - Co się głupio pytasz? Pakuj manatki i zapierdzielaj do mnie, bo się za tobą stęskniłam.
Zaśmiałam się cicho.
- No okej. A teraz prośba. Nie mów nic Mattowi, okej? Chcę mu zrobić niespodziankę.
- Ermm, okay. Więc idę przygotować Ci pokój, bo pewnie rodzice się zgodzą! - wrzasnęła do słuchawki, po czym się rozłączyła.
Zaśmiałam się cicho, po czym pobiegłam do garderoby. przebrałam się , po czym szybko wpełzłam jeszcze pod łóżko, spod którego wyciągnęłam skarpetę, w której trzymałam swoje wszystkie oszczędności. Szybko wrzuciłam portfel do torby, po czym szybko wyszłam z pokoju. Musiałam jeszcze się pożegnać z chłopakami.
- Będę za godzinę. - krzyknęłam, wychodząc z domu.
Skierowałam się w stronę willi chłopaków. Nie miałam daleko, więc cała droga zajęła mi dziesięć minut. Wzięłam głębszy oddech, naciskając dzwonek. Drzwi otworzył mi Niall, a moje serce zabiło szybciej. Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem, po czym przepuścił w drzwiach.
- Jest reszta? - spytałam niepewnie, wchodząc do pomieszczenia.
Raniło mnie zachowanie blondyna. Nie wiedziałam o co mu chodzi, co ja takiego zrobiłam. W końcu wcześniej był dla mnie przyjazny. Mogłabym powiedzieć, że mógłby być moim przyjacielem.
- W salonie. - odpowiedział szorstko, wymijając mnie.
Wywróciłam oczami. Miałam ochotę chwycić go za te blond włosy i trzepnąć go, czy cokolwiek, aby znów był tym kochanym, przyjaznym Irlandczykiem, który poświęcił jedną z imprez, aby mnie pilnować. Zamiast tego poszłam do salonu. Zastałam w nim Zayna i Lou grających w Fifę, Hazzę narzekający, żeby dali mu zagrać i Liama, który biegał po całym pomieszczeniu za swoim żółwiem.
- Cześć chłopaki. - powiedziałam, siadając obok Hazzy.
- Cześć. - powiedzieli chórem nie przerywając swoich czynności.
Nagle Harry przestał narzekać, tylko piszczeć i skakać jak pojebany. Zajął miejsce Lou i zajął się grą. Brunet wywrócił oczami, siadając obok mnie. Wziął poduszkę, która leżała na kanapie, po czym przywalił mi nią w twarz.Pisnęłam, lecz nie byłam mu dłużna. I tak rozpętała się bitwa na poduszki między mną, a Lou.Krzyczałam, piszczałam, waliłam tą poduszką na oślep i śmiałam się wniebogłosy razem z chłopakiem.
- Stop! - pisnęłam, chroniąc się przed poduszkami. - Loooooou, przestań!
- Okej, okej. Tylko przestań już tak piszczeć. - opadł swobodnie na kanapę.
Odgarnęłam włosy, które opadały mi na twarz. Spojrzałam na zegarek. Cholera. Jest piętnasta. Za pół godziny miałam pociąg.
- Cholera. Kurwa. - zerwałam się na równe nogi.
- Nie klnij tak. - Hazza powiedział, spoglądając na mnie pytająco. - Co jest.
- Zapomniałam wam powiedzieć. W sensie... przyszłam się pożegnać, bo wyjeżdżam. Zupełnie wypadło mi to z głowy, cholera.
- Wyjeżdżasz? - Zayn podszedł lekko przestraszony.
- Tak. - westchnęłam cicho. - Ale niedługo powinnam wrócić. Zresztą wiecie, mam szkołę.
- Czemu jedziesz? - nie spodziewałam się, że Niall będzie chciał wiedzieć.
- Chcę naprawić mój związek z Mattem. - odpowiedziałam, spoglądając na swoje buty.
- Po co? Przecież to jest bez sensu. On jest po drugiej stronie kraju. - że co przepraszam? co ja właśnie usłyszałam?
- A co cię to obchodzi? - odpowiedziałam, patrząc złowrogo na blondyna. - przez cały czas mnie zlewasz, a teraz nagle się zainteresowałeś moim związkiem?
- Jezu, przepraszam. - blondyn wbiegł na górę. Usłyszałam tylko trzask drzwi od jego pokoju.
Zmarszczyłam brwi. Wzrokiem przejechałam po twarzach chłopaków. Oni tylko wzruszyli ramionami. Westchnęłam cicho. Dwadzieścia minut.
- Ech, wyjaśnię to sobie z nim jak wrócę. Teraz muszę naprawdę uciekać. Mam dwadzieścia minut, cholera.
- Odwiozę cię. - zaoferował Lou. - I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Ehmm... Jeśli to nie będzie problem, to okej.
Pożegnałam się z pozostałą trójką, po czym wyszłam z domu. Wsiadłam do samochodu chłopaka.
- Gdzie panią powieźć?
- Najpierw do domu. Potem na dworzec.
Po niecałych piętnastu minutach byliśmy już na dworcu. Lou wziął moje bagaże, po czym szybko pobiegliśmy na peron. Pociągu jeszcze nie było.
włącz to. :D
- Przeprosisz ode mnie Nialla? - spytałam.
- Jasne. - odpowiedział w tej samej chwili, kiedy mój pociąg wjeżdżał.
- Lou, dziękuję. - Powiedziałam, przytulając się do niego mocno.
- Za co? - Otoczył mnie ramionami, przyciągając do siebie.
- Za to wszystko. Za ten pomysł z niespodzianką, za wszystkie porady.Za miłe chwile.
- Nie ma za co, mała. - nienawidziłam kiedy tak mnie nazywał, a on dobrze o tym wiedział.
- Weź. - walnęłam go pięścią w brzuch, śmiejąc się wesoło.
- Aua. To bolało, krasnoludku. - jego śmiech rozniósł się po całym peronie. - idź już, bo ci zaraz pociąg ucieknie i z twojej niespodzianki będzie lipa.
- Okej. - dałam mu buziaka w policzek, po czym wzięłam walizki i poszłam do pociągu. Nim weszłam, Lou złapał mnie za rękę.
- Tylko zadzwoń jak dojedziesz i powiedz jak poszła ci niespodzianka.
Ciepły uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Obiecuję.
Lou spojrzał mi w oczy. Poczułam jego ręce na moich biodrach. Chłopak zaczął się pochylać, a moje serce ruszyło jak szalone. Czy on chce...? Chciałam uciekać, ale nie mogłam. Stałam sztywno, wpatrując się w jego oczy. Nasze wargi w końcu się zetknęły, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Oddałam ten pocałunek, który po chwili przerodził się w coraz bardziej namiętny. O mój boże, jak on świetnie całuje. O mój boże... co ja do kurwy nędzy robię? Zebrałam w sobie wszystkie siły, mimo, że było mi trudno, bowiem moje nogi były jak z waty, jednak oderwałam się od chłopaka. Moje oczy zaszły łzami, a usta zasłoniłam dłonią. Chwyciłam walizki, po czym w biegłam do pociągu. Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem Spojrzałam na Lou. Stał sztywno, patrząc na mnie przerażonymi wzrokiem. Zamknęłam oczy, a w tym samym momencie maszyna ruszyła. Stałam tak chwilę, jednak po chwili otworzyłam oczy. Poszłam szukać przedziału. Znalazłam jeden całkowicie pusty. Weszłam do niego. Opadłam na siedzenie. Wciąż byłam w szoku, a na wargach wciąż czułam pocałunek. Bezwiednie podniosłam dłoń i dotknęłam ust. Cholera. To był błąd. W ogóle, co on do cholery zrobił? Przecież i on, i ja byliśmy tylko przyjaciółmi, tak mi się wydawało, zresztą,obydwoje mieliśmy partnerów. A ja... ja i tak nic do niego nie czułam. Cholera.