niedziela, 14 kwietnia 2013

17. Stay

Stay


- Matt? - spytałam niepewnie.
Spojrzałam na Stylesa, który tylko wytrzeszczył oczy i wwiercał się we mnie wzrokiem.
- To prawda?! - powtórzył pytanie.
Z tonu jego głosu mogłam wywnioskować, że był wściekły. Za bardzo nie wiedziałam o co mu chodzi. Byłam za bardzo zaskoczona i zaszokowana tym telefonem, że nie kontaktowałam najlepiej.
- Ale co? - niepewność wręcz ode mnie biła.
- Och, Boże. - westchnął, podenerwowany, po czym wrzasną - Jesteś w ciąży?!
Moje serce stanęło, aby po chwili ruszyć szaleńczym tempem. Musiał oglądać wywiad chłopców, jednak nie wiem, skąd wiedział, że chodzi o mnie. Nie odzywałam się, co tylko potwierdziło jego słowa.
- Jest moje? - spytał zrezygnowany. - Czy zdradziłaś mnie jednym z tych pedałów?
- A kto ma być? Krasnoludek? - wrzasnęłam, czując, jak po policzkach spływają łzy. - Nie zdradziłam cię, tu dupku!
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - odezwał się po chwili.
Zagryzłam wargi. Zaskoczył mnie tym pytaniem, na które niestety nie znałam odpowiedzi. Nie wiedziałam, czy mu powiem. Oczywiście, powinien wiedzieć, że będzie ojcem, jednak to mogła być jedyna szansa, na normalne życie mojego dziecka, bez wścibskiego idioty.
Spojrzałam na Stylesa z nadzieją, że mi pomoże. On chwycił moją dłoń i uśmiechnął się delikatnie, starając się dodać mi otuchy.
- Danielle?
- Nie wiem! - warknęłam. - Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać.
Chciałam jak najprędzej zakończyć tę uporczywą rozmowę.
- Jeszcze nie skończyliśmy!
- Ależ owszem, skończyliśmy. Nie próbuj się ze mną... nami kontaktować.
Zbierając się na odwagę, wcisnęłam czerwony guzik, zakończając rozmowę. Pozwoliłam łzom spokojnie spłynąć po moich polikach, rozmazując makijaż.
Potrzebowałam teraz kogoś, kogo mogłabym przytulić, kto powiedziałby mi, że wszystko będzie dobrze, a ja bym uwierzyła, tak o. Potrzebowałam teraz Louis'ego.
Poczułam, jak Harry przyciąga mnie do siebie. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie ten gest. Mimo, że ja i zielonooki nie dogadywaliśmy się najlepiej, było mi naprawdę miło, że chce mi pokazać wsparcie, na które mogę liczyć z jego strony. Uśmiechnęłam się lekko, szlochając w jego koszulę.
- Podwieźć cię? - spytał po chwili.
Wiedział doskonale, czego było mi trzeba.Cała zapłakana i zasmarkana, wyszłam z kuchni, a Harry poszedł do salonu. Po chwili wrócił z kluczami do auta. Szybko poprawiłam swój wygląd i mimo wszelkich starań, wciąż wyglądałam okropnie. Poszłam z chłopakiem do samochodu. Jechaliśmy w milczeniu, a ja wpatrywałam się w szybę, zastanawiając się, co zrobić.
- Dan, on nie chciał cię zranić... - zaczął Styles, kiedy byliśmy pod ich domem. - Od czasu waszej kłótni nigdzie nie wychodzi, nie spotyka się ze znajomymi. Do tego Niall ciągle mu dogryza... On naprawdę nie chciał.
Słysząc, co Horan robi, miałam ochotę znaleźć go i normalnie zabić. Jednak teraz nie miałam na to czasu. Nie chciałam sobie nim zawracać głowy w tym momencie.
- Wiem, Hazz. Też nie chciałam go zranić. Po prostu... Nagle znalazłam się na pierwszych stronach gazet, mówicie o mnie w telewizji... I jeszcze ciąża wyszła na jaw... To mnie przerosło i całą winę zwaliłam na Lou...
- Wiem. I on też wie. - chłopak posłał mi uśmiech. - A teraz idź. I powodzenia.
- Dzięki. Doceniam to. - odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go delikatnie w policzek. - Napiszę co i jak. Może.
Wysiadłam z pojazdu i podeszłam do drzwi. Usłyszałam, jak samochód rusza. Zostałam sama, przed wielkim domem w którym był chłopak, który był dla mnie praktycznie wszystkim. Dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo był dla mnie ważny.
Nie wiedziałam, czy mam zapukać, czy wejść ot tak. Jedyne co wiedziałam to to, że mój żołądek wywraca się z nerwów na drugą stronę. Chciałam zapukać, jednak kiedy moja dłoń miała dotknąć drewna, rozmyśliłam się. Miałam odejść, jednak drzwi w tym samym momencie otworzyły się, a w nich stanął Louis.
- Dan?
Mhm, teraz nie mogę uciec. Uśmiechnęłam się lekko zmieszana. Nie wiedziałam co mam robić więc tylko machnęłam do niego ręką. Niezręczność można było wręcz zobaczyć w powietrzu.
- Cześć, Lou.
Dopiero teraz zauważyłam, że wyglądał... dziwnie. Miał dwudniowy zarost, rozciągnięty dres i podkrążone oczy, a jego brązowe włosy sterczały na wszystkie strony.
Chłopak nic się nie odzywał, a moje serce biło coraz szybciej. Tak, jakby miało wyskoczyć zaraz z mojej piersi. Wbiłam wzrok w swoje buty, czekając, aż każe mi wracać do domu czy coś w tym rodzaju. Jakie było moje zdziwienie, kiedy poczułam jego silne ramiona oplatające mnie. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre.
- Przepraszam. - Wychlipałam cicho, nadal chowając twarz w jego szyi.
- Ja też. Nie powinienem mówić o tobie w telewizji. Niepotrzebnie dałem się sprowokować tej dziennikarce i Niallowi. Nie chciałem ab...
Nie mogąc już dłużej wytrzymać, chwyciłam jego twarz w obie dłonie i zamknęłam usta namiętnym pocałunkiem. Najpierw był zaskoczony, jednak po niemalże sekundzie, ocknął się i oddał pocałunek. Wciągnął mnie do domu, zatrzaskując za mną drzwi, wciąż nie przerywając pocałunku. Przycisnął mnie do ściany, coraz brutalniej wpijając się w moje usta. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i po chwili moje uda oplotły jego biodra. Dłonie wplątałam w jego potargane, brązowe włosy. Lou złapał mnie za pośladki, podtrzymując mnie, po czym poszedł w stronę sypialni dla gości, bo tylko ta nie była na piętrze. Szybko moje palce z włosów, przeniosły się pod jego koszulkę. Badałam dokładnie każdy centymetr jego brzucha, powoli pozbywając się jego koszulki, która parę sekund później leżała gdzieś w salonie. Moja bluzka też jakimś cudem leżała gdzieś rzucona. Przez prawie cały czas nasze usta były ze sobą złączone, a języki prawie walczyły o dominację. W końcu znaleźliśmy się w pokoju. Stanęłam na własnych nogach, jednak szybko znalazłam się na łóżku. Brunet przygniótł mnie swoim ciężarem, po czym zaczął składać delikatne pocałunki wzdłuż mojej żuchwy, potem zjechał na szyję, a dalej na dekolt, przy którym zatrzymał się na dłużej. Spojrzał na mnie z troską wymalowaną na twarzy, jednak w jego oczach widziałam pożądanie.
- Na pewno tego chcesz? - spytał, a ja jedynie skinęłam głową, nie mogąc wydusić z siebie dźwięku.
Posłał mi łobuzerski uśmiech, od którego zakręciło mi się w głowie, po czym powrócił do poprzedniej czynności, kierując się w dół brzucha, w którym i tak miałam stado motylków. Delikatnie rozpiął guzik moich spodni, po czym ściągną je bez problemu. Ponownie jego usta adnalazły moje. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na nim i tym razem to ja składałam delikatnie pocałunki wzdłuż jego klatki piersiowej, aż do brzucha. Pozbyłam się jego dresów, nie odrywając ust od jego ciała. Złapałam zębami jego bokserki....

 - Danielle! - poczułam szturchnięcie. - Halo? Ziemia do Dan!
Zobaczyłam machającą dłoń przed moimi oczami i twarz Hayley. Później do moich uszu dobiegły piski innych dziewczyn. Louis wyparował. Całe to wyobrażenie nagle prysnęło, jak bańka mydlana.
- Co? - spytałam, nie wiedząc co się dzieje.
- Dawaj bilety. Zaraz otwierają! Nie mogę uwierzyć, że ich zobaczymy! Pewnie Harry....
Przestałam słuchać Hayley, zdając sobie sprawę, że to była tylko moja chora wyobraźnia. Tak naprawdę nigdy nie poznałam One Direction i pewnie nigdy ich nie poznam, a Sylvia nie istnieje. Nie byłam w ciąży, Matt nie zdradzał mnie z Hayley... Byłyśmy tylko dwoma directionerkami, które czekały w tej chwili na koncert swoich idoli. Nigdy nie przeprowadziłam się do Londynu, mam normalną rodzinę, którą kocham.
Tak bardzo zaangażowałam się w ten "sen", że aż chciało mi się płakać. Czasem naprawdę nienawidziłam swojego mózgu, przez obrazy, które wytwarza.
Potrząsnęłam  głową, musząc się otrząsnąć. Podałam Hayley jej bilet i przecisnęłyśmy się do wejścia. Za tym wejściem kryły się nasze wspólne marzenie, które miało się zaraz spełnić. Cała podekscytowana poszłam za Hayley na wielka arenę i pozwoliłam mojej małej wyimaginowanej przygodzie pozostać w mojej pamięci.

 ________________________________

 I tak oto miłym akcentem kończę moją przygodę z tym opowiadaniem. ;> Szczerze mówiąc, trudno mi to zrobić, bo naprawdę się z nim zżyłam i będzie mi brakować myślenia co się może stać. Miałam tak dużo pomysłów na tego bloga, jednak nie miał on wystarczająco dużo czytelników, by ciągnąc go dalej. Tak więc dziękuję za każdy komentarz i przeczytany rozdział i przepraszam za moją niesystematyczność.

Dziękuję też Sylvii za pomoc w pisaniu i wymyślenie zakończenia. ;3 Pomagałaś mi i jestem cholernie wdzięczna, że jak dzieliłam się z Tobą moimi pomysłami mówiłaś co jest dobre, a co złe. ♥ Jesteś tak jakby współautorką tego bloga, haha. ♥
Przy następnych blogach będę się Ciebie pytać o rady, sialala. ♥


 Tak więc... dziękuję jeszcze raz za każdy komentarz i zapraszam na drugiego bloga : o Narry'm. ♥ .

Nie mogę się nadziękować Wam, haha. XD Ostatni raz Wam dziękuję. :3

Danielle. ♥

poniedziałek, 4 marca 2013

16. Hospital for souls.

Cześć ! A więc jestem znowu! :D Trochę mi zajęło pisanie, jednak udało mi się. Rozdział krótki i mi się nie podoba, ale musiałam go wstawić. Mam już napisany następny rozdział, co jest dziwne, bo nigdy nie mam jeszcze napisanego, ale dobra.
Jak widać, zmieniłam (znowu) nazwy rozdziałów. Teraz będą to tytuły piosenek. :>
Tak więc ... przepraszam, że tak długo czekaliście i postaram się poprawić, ale...
5 komentarzy = następny rozdział. :3
Hospital for souls.

 Opadłam bezwładnie na łóżko, a łzy zaczęły swobodnie spływać po moich zaróżowionych policzkach. Cała się trzęsłam, a gniew, który towarzyszył mi tego wieczora, powoli uchodził ze mnie, pozwalając zmęczeniu opanować mój organizm. Chciałam zasnąć, ustąpić nieprzyjemnemu uczuciowi, zapomnieć o dzisiejszym dniu, pozwolić, aby był już historią, jednak wyraz twarzy Lou, pełna bólu, którą wciąż miałam przed oczami, nie pozwalała mi oddać się w ramiona Morfeusza. Nie chciałam go zranić. Zrobiłam to nieświadomie i bardzo tego żałowałam. Wiedziałam, że on także miał wyrzuty sumienia po całym tym wywiadzie. Lecz patrząc na to wszystko z innej strony, mógł odmówić komentarza na mój temat i nie dać się podpuścić Irlandczykowi. Ja po prostu muszę odczekać parę dni i popatrzeć na tą sprawę nieco inaczej. Mam nadzieje, ze przez pryzmat czasu, wszystko będzie wydawało się śmieszne.
Przykryłam głowę poduszką, bowiem mój telefon rozdzwonił się, denerwując mnie przy tym niemiłosiernie i przyprawiając o większy ból głowy. Wiedziałam, że to Louis. A przynajmniej domyślałam się. Zapewne chciał mi wszystko wytłumaczyć, przeprosić, albo coś w tym stylu. Jednak ja wciąż byłam wściekła i nie miałam ochoty nawet go wysłuchiwać. Pospiesznie wyłączyłam telefon, dając tym do zrozumienia, ze definitywnie nie chcę z nikim się teraz kontaktować. A po paru minutach, w końcu odpłynęłam w krainę marzeń.

Następne parę dni minęły mi dosyć... spokojnie, a moje życie wpadało w rutynę. Budziłam się, szłam do szkoły, odsiadywałam swoją karę, szłam do pracy, wracałam do domu i szłam spać. Przez cały ten czas byłam przybita kłótnią z Lou i padałam ze zmęczenia. Wiedziałam, że nie powinnam tak postępować w moim stanie, jednak nie potrafiłam inaczej. Kiedy tylko miałam chwilę dla siebie, zaczynałam się zamartwiać, więc znajdowałam sobie najróżniejsze zajęcia.

W piątek o szóstej obudził mnie budzik, który wydawał z siebie naprawdę irytujące dźwięki, które przyprawiały mnie o ból głowy. Jęknęłam cicho, wyłączając irytujący sprzęt, po czym zwlekłam się z łóżka. Poczułam burczenie w brzuchu, więc pospiesznie zbiegłam do kuchni, gdzie już siedziała Sylvia.
- Jezus, o której ty wstajesz? - mruknęłam, zaglądając do szafki.
- Jakoś nie mogłam spać.
- Ale przynajmniej się zdrzemnęłaś?
- Mhm.. - Pokiwała głową, jedząc swoją porcję płatek. 
Ja w tym czasie wyciągnęłam z niej nutellę, batona zbożowego i płatki. Z lodówki zaś wzięłam mleko, truskawki i banany. Pospiesznie zrobiłam kawę.
- I ty to wszystko zjesz? - spytała Sylvia, patrząc na produkty, znajdujące się na stole.
- Jestem w ciąży! Mogę jeść. - wzruszyłam ramionami, jednocześnie maczając truskawkę w nutelli, po czym wpakowałam ją do ust. - Zresztą, umieram z głodu!
- Ty zawsze jesteś głodna.
- Nie, wcale nie! - powiedziałam z pełnymi ustami. - O mój boże, to jest przepyszne! Chcesz?
Sylvia pokręciła jedynie głową i wróciła do jedzenia swojego śniadania. Ja pospiesznie zjadłam moje, co chwilę zagadując dziewczynę. Gdy już skończyłam pobiegłam do pokoju i odprawiłam wszystkie poranne czynności. Kiedy wysuszyłam już włosy zbiegłam po schodach, uprzednio zabierając ze sobą plecak. Poszłyśmy pospiesznie do szkoły i przetrwałyśmy ten cholerny dzień, ja dodatkowo musiałam zostać godzinę, odbyć swoją karę. Dopiero potem mogłam, w pośpiechu, iść do nowej pracy. Nie było zbyt dużego ruchu. Na mojej zmianie była jeszcze jedna kelnerka, Kate. Była niewysoką, naturalną blondynką z niebieskimi oczami i nie wzbudziła we mnie żadnych miłych odczuć. Wydawała mi się arogancka i chamska, dlatego też postanowiłam jej unikać jak tylko się da.
Około dziewiętnastej wróciłam do domu, a Sylvii nie było. Zostawiła tylko karteczkę na lodówce z powiadomieniem, że poszła do chłopaków. Uśmiechnęłam się delikatnie. Wiedziałam, że ciągnie ją do Malika no i jego do niej. Na prawdę im kibicowałam, mimo, że nawet nie poszli na pierwszą randkę, którą przy okazji zepsułam. Podgrzałam sobie wczorajszy obiad, a w międzyczasie poszłam do pokoju i przebrałam się w wygodny dres. Wzięłam też telefon, który wczorajszego wieczora wyłączyłam i totalnie o nim zapomniałam.Usłyszałam, jak ktoś na dole zamyka drzwi wejściowe. Pewnie była to Sylvia. Zbiegłam po schodach, piszcząc jak głupia. Jakie było moje zdziwienie, kiedy obok mojej przyjaciółki ujrzałam Harry'ego, Liama i Malika. Co prawda, zdziwiła mnie nieobecność Nialla, a brak Lou jakoś mnie nie zaskoczył. Atmosfera między nami była dość napięta i nawet się do siebie nie odzywaliśmy.
- Hej! - pisnęłam, po czym przywitałam się z każdym z osobna.
- Co ty dzisiaj taka wesoła? - spytał Liam, a ja tylko zaśmiałam się jedynie.
- Mam dobry humor.
- Ale wyglądasz na przemęczoną. - zauważył Malik.
- Nie powinnaś się tak przemęczać. W ogóle jak się czuje nasza przyszła mamuśka? - odezwał się Harry, kiedy się z nim witałam.
Wywróciłam oczami i dałam mu kuksańca w bok.
- Weź ! - śmiejąc się, poszłam do kuchni. - Nie nazywaj mnie mamuśką!
- Czemu? - tym razem to był Liam.
- Bo nie czuję się jak matka... - mruknęłam do siebie, nakładając porcję obiadu.
Usiadłam do stołu i zaczęłam powoli jeść, jednak poczułam się samotnie i przeniosłam do salonu, gdzie siedziała cała czwórka. Sylvia była przytulona do Malika, a Liam i Harry rozwaleni byli na drugiej kanapie. Wszyscy oglądali jakiś film. Wgramoliłam się pomiędzy chłopaków, a po jakimś czasie wszyscy płakaliśmy w najlepsze, bo film, który miał być komedią, okazał się być dramatem. Kiedy już wszystkie emocje, które nam towarzyszyły opadły, Styles poprosił mnie do kuchni. Wychodząc z salonu, spojrzałam na Sylvię, mając nadzieję, że wie o co chodzi, ta jednak wzruszyła jedynie ramionami. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Harry już siedział przy stole. Do zlewu wstawiłam talerz, który ze sobą zabrałam i umyłam go, odwlekając jak najdłużej z rozmową. Kiedy już skończyłam, zajęłam miejsce na przeciwko Harry'ego. Widziałam, że się denerwuje. Mogłam to rozpoznać po rozbieganym wzroku no i ciągle miętolił w palcach koniec obrusa. Wbiłam wzrok w swoje dłonie i zapadła między nami dość niezręczna cisza. Po paru minutach miałam już dosyć, więc postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.
- Co jest Hazz? - spytałam, a chłopak jedynie spojrzał się na mnie.
- Jak się czujesz? - zmienił temat.
- Dobrze, dziękuję. Ale o tym chcesz rozmawiać?
Moja brew uniosła się ku górze, a brunet pokręcił głową.
- Chciałeś pogadać o Lou, prawda?
Znów nic nie odpowiedział, tylko pokiwał głową. Zgadłam.
- No więc? - pospieszyłam go delikatnie, niecierpliwiąc się już.
Styles już otwierał usta, aby w końcu coś powiedzieć, kiedy nagle po pomieszczeniu rozległa się znajoma piosenka. Był to mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekranik, ale numer był zastrzeżony. Zerknęłam na zielonookiego, a on tylko wskazał mi ręką, abym odebrała. Nacisnęłam więc zieloną słuchawkę.
- Halo? - spytałam.
- To prawda? - zamarłam, usłyszawszy znajomy głos, którego się najmniej spodziewałam.

środa, 9 stycznia 2013

Rozdział 15

Postanowiłam nie odchodzić, bo zżyłam się z Danielle, Sylvią, Lou, Hazzą, Liamem, Zaynem i Niallerem. :3
Szczerze mówiąc nie podoba mi się ten rozdział, dlatego też jest taki krótki.Mam szczerą nadzieję, że następne będą lepsze... ;>

Następny dzień był jednym z gorszych. Rano obudziłam się z bólem głowy i nadzieją, że to wszystko mi się przyśniło. Jednak wcale tak nie było.Byłam w ciąży, rozwijało się we mnie małe stworzenie, a ja nawet nie byłam gotowa na macierzyństwo. Wczoraj Niall zranił mnie bardziej niż Matt, Hayley i ojciec razem wzięci. Wydał nas bez skrupułów, nawet nie dając sobie wcześniej wytłumaczyć tamtej dość niezręcznej sytuacji. Co prawda nie było na to okazji, ale mógł poczekać na wyjaśnienia. Z drugiej strony zastanawiało mnie, czemu było w nim wtedy tyle nienawiści do mnie i do Lou. Jednak wolałam dzisiaj nie zawracać sobie tym głowy, w końcu musiałam wrócić do szkoły i nadrobić zaległości.
Oczywiście, nie obyło się od wizyty u dyrektora, a także nagany. Prawie zostałam zawieszona, jednak poszczęściło mi się. Pani Jenkins nie chciała mi odpuścić mojego niestosownego zachowania i podważenia jej autorytetu, przez co miałam zostać przez najbliższy miesiąc w kozie, napisać referat o historii Anglii. Jednak nie dziwiłam się za bardzo, a moja kara i tak wydawała mi się trochę łagodna, biorąc pod uwagę mój mały wybryk. Przez cały dzień byłam niezwykle roztargniona. Nie mogłam się na niczym skupić, a do tego co chwilę ktoś podchodził do mnie i gratulował. Nikt wcześniej bowiem nie odważył się nawet odpyskować pani Jenkins, a co dopiero wyjść z jej lekcji.
Po szkole i pierwszej kozie, wróciłam do domu, jednak długo w nim nie zawitałam. Szybko się odświeżyłam, zjadłam coś i wyruszyłam do centrum Londynu w poszukiwaniu pracy. W końcu udało mi się znaleźć posadę w przytulnej knajpce niedaleko London Eye w jednej z uliczek. Lokal nie był jakiś wyrafinowany, był... inny. Można było napić się tam kawy, zjeść ciasto domowej roboty, był nawet regał z książkami do użytku klientów. Ogólnie było bardzo przyjemnie i cieszę się, że tam weszłam. Zapytałam się miłej kobiety, która miała około czterdzieści lat o posadę kelnerki. Bardzo się ucieszyła i niemalże od razu przyjęła, uprzednio przeprowadzając ze mną niewielki wywiad, który wyglądał trochę jak ploteczki, a nie rozmowa o pracę. Udało mi się mi się ustalić godziny tak, aby nie gryzły się z godzinami w szkole. Uprzedziłam także moją nową szefową o moim stanie. Kobieta nie była zadowolona, jednak życzyła mi wszystkiego dobrego.
Kiedy wróciłam do domu, nogi wchodziły mi w tyłek. Dosłownie. Opadłam na kanapę, a Sylvia od razu przysiadła się do mnie.
- Gdzie byłaś? Nie powinnaś tak długo być poza domem. W twoim stanie...
- Boże, to dopiero wczesne tygodnie, spokojnie, misia! Nic mi się nie stanie! - zaśmiałam się cicho, zdejmując buty z nóg.
- Okej, okej.... Przynieść ci coś?
- Mhmm, jeśli byś mogła zrobić mi płatki i ciepłą herbatkę, byłabym wdzięczna.- powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę ze słodką minką.
Dziewczyna od razu się zgodziła i poszła do kuchni. Ja natomiast wzięłam koc, położyłam się wygodnie i włączyłam telewizor. Leciało jakieś reality show, które nawet mnie nie zaciekawiło. Już miałam przełączyć, kiedy po całym salonie rozniosły się pierwsze dźwięki piosenki 30 seconds to mars - closer to the edge, powiadamiając mnie o próbie połączenia. Westchnęłam głośno, wyciągając komórkę. Spojrzałam na wyświetlacz. "Louis". Zagryzłam wargi, zastanawiając się, czy odebrać. Bałam się trochę rozmowy z nim. Wczoraj praktycznie zaproponował mi związek, a ja nie udzieliłam mu jasnej odpowiedzi.
- Odbierz. - usłyszałam głos przyjaciółki, która właśnie weszła do salonu z talerzem kanapek i kubkiem w ręce.
Wstrzymałam oddech, nawet nie wiedząc, czemu tak się denerwuję, i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Danielle! - usłyszałam zdyszany głos.
- Liam? - nie kryłam zdziwienia.
- No cześć. - ucieszył się. - Czemu dzwonisz?
- Liam... To ty zadzwoniłeś do mnie. I to do tego z telefonu Lou.
- Liam, ty jebnięty idioto, oddawaj ten telefon! - usłyszałam w słuchawce krzyk Tommo.
- No, to ten... Cześć, Dan!
- Pa, Liam.
- Dani... Przepraszam za niego, idiota jeden. - usłyszałam głos Lou w słuchawce.
- Nic się nie stało. - zaśmiałam się cicho.
-  Jednak to dobrze, że zadzwonił, bo ja bym tego nie zrobił, a chciałem z tobą pogadać.
Mój żołądek podskoczył do gardła.
- O czym? - niepewność w moim głosie trochę mnie przestraszyła.
- Nie widzieliśmy się dzisiaj. - Nie odpowiedział na moje pytanie.- To przez ten cholerny wywiad.
- Wiem....
- I tęskniłem za tobą. Masz jutro czas?
- Lou....
- Jeśli tak wpadłbym po ciebie pod szkołę i poszlibyśmy gdzieś. Mam na myśli... na jakąś kolację albo coś.
- Lou.
- Hmm? - W końcu przestał wchodzić mi w słowo i zaczął słuchać.
- Nie mogę jutro. Mam pracę.
- Masz co?
- Mam pracę. - zaśmiałam się cicho, widząc minę Sylvii.
- Gdzie? - Lou i Sylvia spytali równocześnie, jednak moja przyjaciółka tylko poruszyła ustami.
- W kawiarni. Jestem kelnerką.
- Ale ty nie możesz! - Lou obruszył się. - Jesteś przecież w ciąży!
- Och, ty też zaczynasz? Nie jestem z porcelany, nic mi się nie stanie. Dziecku też nie. Tym bardziej, że to dopiero początki, więc mogę normalnie pracować.
- Ale ja wolę, żebyś sobie spokojnie odpoczywała w domu. Ja mam pieniądze na utrzymanie ciebie i dziecka.
- Lou, błagam cię, nie prowadźmy tej rozmowy przez telefon.
- Mam przyjechać? - spytał, a ja pokręciłam głową, mimo, że mnie nie widział.
- Nie.
- Przyjadę. Nie dam ci pracować w ciąży.
- Louis!
- Będę za piętnaście minut, góra. - rozłączył się.
- Super. Kurwa zajebiście. - wrzasnęłam, rzucając telefonem w kąt.
- Co jest?
- Nic. Lou tu przyjedzie zaraz. - powiedziałam, wstając z kanapy.
Pobiegłam szybko na górę, próbując się nie rozpłakać. Nie miałam ochoty się teraz kłócić, tym bardziej, że byłam cholernie zmęczona i wszystko mnie dzisiaj denerwowało. Wzięłam szybki prysznic i przebrana w wygodną piżamę, która składała się z króciutkich szortów i przykrótkiej bluzeczki na ramiączka koloru czerwonego, zbiegłam po schodach do salonu. Moja przyjaciółka siedziała na sofie, oglądając coś w telewizji.
- Chodź, puszczają wywiad chłopców.
Zajęłam miejsce obok niej. Wzięłam kubek ciepłej herbaty w dłonie, po czym pocałowałam Sylvię w policzek.
- Dzięki. Jesteś wielka.
- Więc chłopcy, kto z was jest w związku? Na pewno wasze fanki są tego ciekawe! - zadała pytanie dziennikarka, na co rękę podniósł tylko Liam, jednak Niall się zawahał i w połowie opuścił dłoń, co mnie zidziwiło. - Więc, tylko jeden z was jest zajęty? Reszta z was jest wolna?
Chłopcy jedynie pokiwali głowami.
- Więc, Liam... Opowiedz nam coś o swojej dziewczynie.
Liaś zaczął opowiadać o Danielle z dużym szacunkiem, a także bardzo widoczną miłością. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Marzyłam, aby ktoś wypowiadał się kiedyś o mnie w taki sposób.
- Niall, zauważyłam twoje wahanie. Wytłumaczyłbyś to? - spytała dziennikarka, kiedy Liam przestał opowiadać.
- Więc... Niechętnie to mówię, muszę przyznać, lecz jest pewna dziewczyna. Jednak nie chciałbym niczego zapeszać, bo to chyba za wcześnie.
- Mhmm, dziękuję, Niall. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze potoczy. - kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a blondyn się zarumienił. - Louis, a co z tobą i Eleanor?
Chłopak odchrząknął cicho, zaczynając wiercić się na krześle.
- Cóż, - zaczął, starannie dobierając słowa. - Mamy od siebie... przerwę. Tak, myślę, że tak to można ująć. Ostatnio się nie dogadywaliśmy zbyt dobrze, więc wspólnie podjęliśmy tą decyzję.
- No, Lou, powiedz co jeszcze skłoniło cię do zakończenia związku z El. - Niall szturchnął bruneta w ramię, a co on spojrzał na niego wilkiem.
Moje serce zatrzymało się, aby ruszyć po chwili w szaleńczym tempie.
- Cholera, zabiję go. - powiedziałam, ściskając dłonie w pięści, a Sylvia tylko poklepała mnie po kolanie. 
- Brały w waszej decyzji osoby trzecie? - spytała dociekliwa kobieta. 
- Erm.... - Lou ponownie chrząknął. - W pewnym sensie.
- Opowiedz nam o tym. Zapewne wasze fanki chciałyby się o tym dowiedzieć.
- Hmm... Więc jest pewna dziewczyna, nasza wspólna przyjaciółka, jest naprawdę kochana, a jeszcze teraz spodziewa się dziecka...
- To twoje dziecko? - przerwała mu kobieta. 
- Nie, nie. Jednak ja się nim zajmę. Dzieckiem i Danielle.
- Interesujące... - mina kobiety mówiła wszystko, co o mnie myśli. -Więc jesteście razem, tak?
- Nie... jednak zobaczymy jak się wszystko ułoży.
- Dobrze, trzymamy kciuki. - spojrzała w kamerę. - To już wszystko na dziś, moimi gośćmi byli One... - wyłączyłam telewizor, zrywając się przy tym z kanapy.
- Mówiłam, że zabiję Nialla? Teraz dołączy do niego Lou! - wrzasnęłam, chodząc po pokoju. - Zrobił ze mnie dziwkę! Jak to w ogóle zabrzmiało?! "Nie moje, ona wpadła". Zabiję go. Lepiej, żeby w ogóle nie pokazywał mi się na oczy z tą bandą tępaków!
- Kto ma ci się nie pokazywać na oczy? - usłyszałam głos Lou. - Czemu jesteś wściekła? Nie powinnaś się denerwować, to zaszkodzi dziecku, lepiej usiądź.
Wszystko się we mnie zagotowało. Kolejny raz tego wieczoru. Spojrzałam na niego wilkiem, zaciskając pięści. Podeszłam do chłopaka, starając się jak najbardziej hamować.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić i co jest dla mnie dobre, a co nie! - wysyczałam przez zęby.
- Spokojnie, Dan, ja chcę tylko dla ciebie jak najlepiej. - chłopak chciał złapać mnie za rękę, jednak się odsunęłam.
- Jasne, chcesz dla mnie jak najlepiej, jednak na chęci najwidoczniej tylko się kończy! - wrzasnęłam.
Lou zmarszczył jedynie czoło, nie wiedząc o czym mówię. Stał tylko i wpatrywał się we mnie głupkowato, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło, jednak starałam się uspokoić.
- Mówiłeś w telewizji o mojej ciąży, doprawiając, że dziecko nie jest twoje, robiąc ze mnie przy okazji dziwkę. A, no i powiedziałeś, że ukradłam chłopaka Eleanor. Dzięki, serio.Bardzo mi to pomogło.
Westchnęłam cicho, po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do mojego pokoju.
 - Danielle, oczekaj. - poczułam, jak Lou łapie mnie za nadgarstek.
Zatrzymałam się i zerknęłam na niego, co przyszło mi z trudem. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Upokorzył mnie przed całą Anglią. Ba, jeśli nie przed całym światem.
- Daj mi czas, Lou. - szepnęłam, starając się powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. - Potrzebuję czasu. Przepraszam.
Zebrałam się w sobie i z naprawdę wielkim trudem weszłam do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi przed nosem chłopaka, widząc przy okazji szok i ból malujący się na jego twarzy.


 Zróbcie mi prezent na urodziny, proszę i dobijcie do 10 komentarzy. :D XD

niedziela, 23 grudnia 2012

Wesołych Świąt + info. :>

No więc tak, moi Drodzy Czytelnicy! :D
Wiem, że nie jest Was dużo, jednak i tak i tak, jestem Wam mega wdzięczna! :D

No więc, jutro święta, więc przydałoby się złożyć życzenia. :> Nienawidzę tego robić, bo nigdy nie wiem co powiedzieć, jednak życzę Wam dużo radości, szczęścia, spełnienia marzeń, miłości, mega prezentów, pieniędzy, zdrowia NO I koncertu One Direction i spotkania chłopaków, ofc. :> Też szczęśliwego Nowego Roku. Kocham Was wszystkich, szczerze! <3









a teraz info...
Nie wiem, czy jest sens prowadzenia tego bloga. Mam mnóstwo pomysłów na to opowiadanie, jednak nie widzę  przyszłości tej historii, jeśli jest tak mała czytelność bloga. Albo możliwe, że po prostu nie dodajecie komentarzy, ale one dają mi pewność, czy ten blog jest niewypałem. I dla mnie jest. Zawsze starałam się nie zniechęcać, jednak tak się stało. Więc prawdopodobnie blog zostanie zawieszony. No, chyba, że chcecie wciąż czytać o losach Danielle, Sylvii i chłopców, więc po prostu zacznijcie komentować. :D Taki lekki szantaż. :3

pozostawię Wam mojego twittera : @danmurrayy . :>

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, Olka. :3

Rozdział 14

Przepraszam, trochę namotam teraz. XD Za bardzo się pospieszyłam z tą cholerną ciążą Danielle, więc załóżmy, że była w rodzinnym mieście przez dwa tygodnie... Przepraszaaaaaaaaaaaam za zamotanie, haha. ;D 

Moje życie nagle się zawaliło. Wpadłam. Wpadłam za pierwszym razem i jeszcze do tego z osobą, której szczerze nienawidzę. W moich oczach pojawiły się łzy, a Louis puścił moją dłoń i złapał się za włosy. Widziałam na jego twarzy przerażenie, chociaż wiedział, że to nie jego dziecko, więc nawet nie rozumiałam, czemu się przejął.
- Który tydzień? - spytałam, wpatrując się tempo w przestrzeń. Po moich policzkach leciały strużki łez.
- To dość wcześnie, bo.. dopiero trzeci tydzień. - lekarz odchrząknął. - Widzę, że nie spodziewali się tego państwo. Zawsze są różne możliwości, proszę nie zapominać. Przy recepcji są przeróżne ulotki. Proszę się tam także zapisać na następną wizytę, która powinna odbyć się za miesiąc. Życzę państwu powodzenia. Przyda się.
Lekarz wyszedł, zostawiając nas samych. Po moich policzkach spływał potok łez. Nic nie szło po mojej myśli.
Lou w końcu podszedł do mnie i objął ramionami.
- Nie płacz, mała. - szepnął, a ja załkałam jeszcze bardziej. - Dziecko to wspaniała rzecz!
- Ale Lou! - jęknęłam. Twarz zaczęła mnie piec od płaczu. - To dziecko nie będzie szczęśliwe! Nie będzie miało ojca, normalnego domu! Zresztą, ja mam dopiero 16 lat! Całe życie przede mną! Do tego nie mam gdzie mieszkać. To nie jest najlepszy czas na dziecko!
- Dan... - Lou szepnął niepewnie, wtulając twarz w moje włosy. - Zawsze.... Zawsze... Ja mógłbym być... Ja chcę być... chcę być ojcem tego dziecka!
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, zadzierając głowę, aby spojrzeć w jego niesamowite i hipnotyzujące oczy.
- Dziękuję! Dziękuję, że mogę na ciebie liczyć. Jestem wdzięczna, Lou. Naprawdę. Będę pamiętać.
Chłopak uśmiechnął się tylko i chwycił moje opuchnięte policzki. Patrząc mi głęboko w oczy, pochylił się nade mną, a kiedy nasze usta miały się ze sobą zetknąć usłyszałam ciche chrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, spoglądając w stronę drzwi. Stali tam wszyscy i patrzyli się na nas dziwnie. Zachciało mi się płakać, jednak zacisnęłam usta w cienką linię i otarłam łzy wierzchem dłoni.
- Co się stało? - spytał Harry, a jego głos był jakby o oktawę wyższy.
- O mój boże, to coś złego. - powiedziała Sylvia, podchodząc do mnie i przytulając mnie do siebie.
Wszyscy momentalnie pobladli, nawet Niall, który stał w progu, opierając się o framugę. Wcześniej na jego twarzy nie malowały się żadne emocje, jednak teraz był wyraźnie zmartwiony.
- Ja... - głos mi drżał. Przyjaciele przyglądali mi się z niepokojem w oczach. - Ja, ja wpadłam.
Wszyscy zamarli, wwiercając się niemalże we mnie wzrokiem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To było okropne. Na całe szczęście Louis chcąc mnie jakoś podtrzymać na duchu chwycił moją dłoń. Posłałam mu za to pełne wdzięczności spojrzenie.
- Lou, to twoje dziecko? - spytał Liam, widząc nasze dłonie.
Mój przyjaciel otworzył usta, aby zaprzeczyć, jednak mu się to nie udało.
- Oczywiście. - odparł Niall przez zaciśnięte zęby. - Pieprzą się na okrągło. Prawda, Danielle?
Rozdziawiłam usta jak idiotka. Moje ręce opadły wzdłuż ciała. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.
- Niall, nie przeginaj. - szepnął Lou, zaciskając dłonie w pięści.
- Ale to prawda. - blondyn jedynie wzruszył ramionami. - Od samego początku. Odkąd Danielle przyjechała do Londynu i zaczęła się z nami spotykać.
- Niall! - krzyknęłam. - Zamknij się wreszcie!
- Myśleliście, że możecie nas oślepić tą swoją przyjaźnią? - chłopak jednak wciąż ciągnął swój monolog, starając się najwyraźniej nam coś udowodnić. - Ale wczoraj wam się nie udało. Nakryłem was. A dzisiaj okazało się, że będziecie mieć bachora.
Łzy ponownie napłynęły do moich oczu. Czułam się bezsilna. Wcześniej uważałam Nialla za przyjaciela, jednak z czasem ta nasza "przyjaźń" się zmniejszała, z każdym kolejnym niemiłym słowem, które wydobyło się z jego ust, jednakże dzisiaj to już przesadził.
- Wyjdź. - szepnęłam ledwo słyszalnie. - Po prostu wyjdź i nie pokazuj mi się do cholery na oczy.
- Ale nie dość, że pieprzyliście się jak króliki, w tajemnicy przed wszystkimi, to jeszcze Danielle zdradzała swojego chłopaka, a Lou Eleanor. Nie dziwię się, że się rozstaliście, Tomlinson.
Tego już było zbyt wiele. Louis nie wytrzymał i rzucił się na Nialla z pięściami, a ten zamiast uciekać także ruszył do bójki. Zeskoczyłam z łóżka, ale stanęłam, nie wiedząc co robić. To wszystko zaczynało mnie przerastać. Na całe szczęście moi przyjaciele złapali ich tuż przed starciem. Harry naparł na bruneta, odpychając go lekko. Szybko złapał go za nadgarstki i wygiął do tyłu. Sylvia natomiast zaczęła go uspokajać. Liam i Zayn natomiast złapali Irlandczyka, po czym szybko wypchnęli go z sali. Oczywiście, nie obyło się bez przekleństw, które wylatywały z ust obojgu chłopaków. Czasem nawet zastanawiałam się, czy istnieją takie przekleństwa.
- Louis, spokojnie... - Podeszłam do chłopaka, chwytając go za rękę. - Potem to wyjaśnimy z ... nim. Na razie niech się uspokoi. Potem to ja skopię mu dupę. Dopóki jeszcze mogę.
 Loueh wziął kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić, a chwilę później tkwiłam w jego objęciach. Schował twarz w moich włosach, wdychając głęboko ich zapach. Najwidoczniej podziałało to na niego odprężająco, bo od razu się rozluźnił. Uśmiechnęłam się delikatnie. Usłyszałam jedynie, jak drzwi od sali cicho się zamykają, a później tylko jak Sylvia mówiła do kogoś podniesionym głosem. Domyśliłam się, że jej ofiarą był Niall, jednak się tym nie przejmowałam.
- Danielle... - Spojrzałam mu w oczy, a jako, że był wyższy musiałam zadrzeć głowę. Ujrzałam na jego twarzy malujący się uśmiech, jednak wciąż był trochę zdenerwowany.
- Hmm? - Kąciki moich ust uniosły się lekko ku górze, kiedy chłopak kciukiem starł łzę z mojego policzka.
Nic nie odpowiedział. Po prostu chwycił moją twarz w obie dłonie i złożył na wargach delikatny pocałunek.

Wróciłam z Sylvią do domu po godzinie dwudziestej. Od razu skierowałyśmy się do kuchni, z chęcią napicia się herbaty i zrobienia kolacji. Ja nie byłam głodna, jednak moja przyjaciółka uparła się, że to dla dobra maluszka, który rozwija się w moim brzuchu. Zaśmiałam się tylko, twierdząc, że jednak coś zjem. Byłyśmy w trakcie robienia sosu do spaghetti, na które miałam ogromną ochotę, kiedy Sylvia w końcu zapytała o to, co ją ciekawiło przez cały dzień.
- D, ty jesteś z Lou? - spytała, krojąc cebulę.
- Nie wiem. - mruknęłam, mieszając makaron. - Nie jestem pewna, czy jestem gotowa na nowy związek. Bądź co bądź, ale Matt mnie zranił.
- Wiem to, misia. Ale nie możesz się zamykać przed światem, przed facetami, bo tak nie da się żyć. No, chyba, że chcesz być starą panną z milionem kotów.
- Harry by mnie pewnie często odwiedzał. - Zaśmiałyśmy się cicho.
- Chcę tylko powiedzieć, że Louis jest dobrym facetem. I widzę, jak na ciebie patrzy.
- Muszę ci coś powiedzieć.... - zagryzłam wargi.
- Hymm? - Dziewczyna wsadziła sobie do ust łyżkę umoczoną w sosie i przy okazji poparzyła się. - Aua, cholera.
- Louis chce... chce mi pomóc wychować dziecko. - wyszeptałam, kładąc dłoń na moim płaskim jeszcze brzuchu.
Sylvia nabrała powietrza w płuca.
- Boże drogi, bierz się za niego! - krzyknęła mi prosto w twarz, a moja brew uniosła się lekko ku górze.
- Ale... ja nie jestem jeszcze gotowa.... - jęknęłam cicho.
- Nie chcę cię do niczego namawiać, ale może warto spróbować? Rzucić się na głęboką wodę? No wiesz, raz spadasz z konia to od razu na niego wsiadasz.
Parsknęłam śmiechem, słysząc to głupie porównanie. Wyjęłam z jednej z szafek durszlak, po czym wsadziłam go do zlewu. Odcedziłam makaron.
- Dan... Ja widzę, jak on na ciebie patrzy. Jak się zachowuje, kiedy jesteś obok. Kiedy wyjechałaś, on wrócił. Nawet się do nikogo nie odzywał. Po prostu poszedł przygnębiony do siebie, trzaskając drzwiami. Podobno nie wychodził przez dłuższy czas, aż w końcu porozmawiał z nim... Niall. Potem i tak chodził przygnębiony. Aż do twojego powrotu.
Westchnęłam cicho, spoglądając na sos. Szybko wyjęłam dwa talerze, nałożyłam trochę makaronu, po czym polałam go sosem. Postawiłam dwa talerze na stole, na przeciwko siebie. Usiadłam przy jednym talerzu, jednak nic nie tknęłam.
- Jedz. - rozkazała mi Sylvia, pałaszując swoją porcję.
Zagryzłam wargę, chwytając widelec, na który po chwili nawinęłam trochę spaghetti. Wsadziłam jedzenie do ust, powoli je przeżuwając. Wciąż biłam się z myślami. Czyżby Lou naprawdę coś do mnie czuł? A może to było tylko chwilowe zauroczenie? Potrząsnęłam głową, starając się odpędzić wszystkie myśli.
- Wiem, czemu Lou wrócił wtedy taki... przybity. - szepnęłam, kiedy blondynka skończyła jeść swoją porcję.
- Jak to? - wytarła usta chusteczką.
- No bo wtedy, kiedy mnie odwiózł na stację, pierwszy raz się całowaliśmy. W sensie... On mnie pocałował. A ja oddałam.
Dziewczyna niemal nie wypluła na mnie herbaty, którą właśnie piła.
- A wtedy obydwoje byliśmy w związku. I myślę, że to dlatego wrócił przygnębiony. - dodałam szybko, widząc, że moja przyjaciółka chce coś powiedzieć.
- Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz, do cholery jasnej? - wrzasnęła, a ja lekko podskoczyłam ze strachu.
- Bo nie chcieliśmy się z tym tak afiszować. Zresztą, miałam nadzieję, że to było tylko jednorazowe i ustaliliśmy, że nic nikomu nie powiemy. No i to tak trochę zaliczało się do zdrady, a Lou był wtedy z El i w ogóle. Wszystko się zjebało. - opuściłam głowę i zaczęłam wpatrywać się w mój niemalże pełny talerz.
- Wcale nie. - Sylvia podeszła do mnie i przytuliła. - Czasem musi padać, żeby potem wyszło słońce.
Uśmiechnęłam się delikatnie, także wstając. Odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję.
- Obejrzymy film? - spytała, idąc do salonu.
Podążyłam za nią, po drodze biorąc herbaty. Odstawiłam dwa kubki na stoik.
- Zaraz wrócę.
Pobiegłam na górę, gdzie były wszystkie już pudła. Westchnęłam cicho, po czym z wzięłam piżamę i poszłam się umyć. Po niecałych dziesięciu minutach, kiedy byłam już odświeżona stanęłam przed wielkim lustrze w moim pokoju. Uniosłam delikatnie bluzkę, odsłaniając brzuch. Może i było za wcześnie, aby było widać ciążę, jednak ja miałam wrażenie, że już nie jest taki płaski jak poprzednio.
- D, żyjesz? - Sylvia weszła do mojego pokoju, a ja szybko zasłoniłam brzuch, wstydząc się jakby tego, że go oglądałam.
- Mhm, już idę. - powiedziałam, związując włosy czarną gumką.
Zeszłam na dół, gdzie była już moja przyjaciółka. Usiadłam obok niej na kanapie, uprzednio przykrywając się kocem. Wzięłam ze stolika gorącą herbatę i upiłam łyk.
Oglądałyśmy jakiś beznadziejny film, który chyba miał być komedią, jednak coś się nie udało.
- Sylvia... - przytuliłam się do dziewczyny, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Co jest? - dziewczyna zaczęła głaskać mnie po głowie.
- Przepraszam. Za zepsucie twojej randki z Malikiem. Nie chciałam. Przepraszam.
Dziewczyna jedynie zaśmiała się serdecznie, nie przestając mnie głaskać.
- Nic się nie stało, misia. Przełożyliśmy to na następny weekend, bo w ten chłopcy mają promocję płyty.
Pokiwałam głową i położyłam głowę na kolanach przyjaciółki. Wróciłyśmy do oglądania tego dennego filmu, a ja w połowie usnęłam wykończona wydarzeniami z dzisiejszego dnia.

Taki denny ten rozdział. Przepraszam. :< Coś ostatnio dużo przepraszam, haha. :D

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 13

Rozdział dla Sylvii i Kate. Dziękuję, że Was mam. <3 
 ______________

Otworzyłam oczy, przeciągając się z cichym jęknięciem. Przetarłam powieki, przewracając się na drugi bok z zamiarem zdrzemnięcia się jeszcze, jednak przed tym chwyciłam telefon, który miałam przy poduszce i spojrzałam na zegarek. Cała senność, która przed chwilą mnie ogarniała, zniknęła bez śladu. Było parę minut przed trzynastą. Cholera. Zerwałam się szybko z łóżka, czego od razu pożałowałam, gdyż zakręciło mi się w głowie, a ja zatoczyłam się w bok i wpadłam z impetem na szafkę nocną i nadziałam się biodrem na róg. Jęknęłam cicho, łapiąc się za bolące biodro. Zacisnęłam zęby, po czym wyszłam spokojnie z pokoju. Zbiegłam do kuchni, w której była już moja przyjaciółka.
- Wiesz, która jest godzina? - spytałam, nawet się nie witając. Usiadłam na stołku przy stole.
- Tobie też dzień dobry. - zagaiła, kiwając głową i zerkając na zegarek, który miała na lewym przegubie. - Jest za dwadzieścia trzynasta. A co?
- Jak to co? Nie powinnyśmy być w szkole?
- Powinnyśmy. - wzruszyła ramionami - Ale stwierdziłam, że może lepiej dzisiaj zrobić sobie jour de congé? 
- Co ty do mnie mówisz? - jęknęłam cicho. - Wiesz, że nie umiem francuskiego. 
- Dzień wolny. Jesus, kobieto ucz się! - poklepała mnie po ramieniu, stawiając przede mną talerz z kanapkami z  nutellą oraz kawę. - bon appetit. 
- Dzięki. - powiedziałam, biorąc kanapkę do ręki, jednak nie było mi dane nawet spróbować posiłku, gdyż chleb wyślizgnął mi się z dłoni i upadł posmarowaną stroną na moją świeżą piżamę. - Ja pierdole. - jęknęłam cicho. Już wiedziałam, że ten dzień nie będzie moim najlepszym. 
- Jezu.- Sylvia zaśmiała się tylko. - Może... może byśmy dzisiaj zabrały wszystkie twoje rzeczy od twojego ojca? 
Posłałam jej przenikliwe spojrzenie, zdejmując żywność z mojej piżamy 
- Hmm... Okej. - zgodziłam się, nawet tego nie myśląc zbyt długo. 
- Okej. To ja zadzwonię do Louisa, żeby nam pomógł w przewiezieniu pudeł.
- Nie! - pisnęłam, może za bardzo dając do zrozumienia, że nie chcę jego pomocy. - eee.... To znaczy... Nie trzeba. 
- Okej...? - dziewczyna posłała mi dziwne spojrzenie. Nie dziwie się jej. - To ogarnij się i idziemy. Musimy się wyrobić, chyba, że chcesz spotkać ojca?  
Wzdrygnęłam się delikatnie, zeskakując z siedzenia. 
- To może ja się pospieszę. - powiedziałam, pędząc  po schodach do pokoju. 
Kiedy się już w nim znalazłam szybko wzięłam ubrania składające się z krótkich, jeansowych spodenek i rozciągniętej koszulki Paramore. Poszłam do łazienki i szybko się odświeżyłam. Ubrana wyszłam jeszcze z turbanem na mokrych włosach, po czym pospiesznie, stojąc przy lustrze nałożyłam trochę pudru, a na powiekach narysowałam starannie kreski. Wróciłam do łazienki, aby szybko wysuszyć moje brązowe loki. Kiedy juz skończyłam, zbiegłam po schodach . Sylvia siedziała w przedpokoju, jedząc płatki. 
- Idziemy? 
Dziewczyna podskoczyła, nie zauważając wcześniej, że weszłam do pomieszczenia. Zapewne wyrwałam ją z zamyslenia. 
- Mhm. - pokiwała głową, odstawiając miskę na stolik. - Zadzwoniłam do Harry'ego. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. 
- Mmm, okej. - mruknęłam, zarzucając na ramię plecak. 
- Czyli... że się nie gniewasz? 
- Czemu miałabym się gniewać? 
- No... Bo tak dziwne zareagowałaś, kiedy zaproponowałam Lou, więc pomyślałam, że może też byś tak samo zareagowała na Harolda. 
- Erm...Bo wiesz... - w tej samej chwili usłyszałyśmy klakson. - Harry już jest. Później ci powiem co jest, chodź. 
Blondynka skinęła głową, zarzucając na swoje barki kurtkę. Po chwili byłyśmy w samochodzie. Zajęłam miejsce na tyle, zaś moja towarzyszka usiadła obok chłopaka. 
- Hej, Hazz - posłałam mu szeroki uśmiech, a on go odwzajemnił. 
- No cześć. - przywitał się. - To gdzie? 
Podałam  chłopakowi adres i ruszyliśmy w danym kierunku. Ja siedziałam zapatrzona w okno, podziwiając te parę ulic, które dobrze znałam, zaś moje towarzystwo gawędziło sobie wesoło. W końcu zatrzymaliśmy się przed niewielkim domem. Zagryzłam wargi, wysiadając z auta. Zerknęłam na zegarek. Miałyśmy około dwóch godzin. 
- Muszę jechać, bo wyrwałem się w próby. - powiedział Harry, wychylając się z samochodu. - Zadzwońcie, jak skończycie. 
- Okej. - powiedziałam, posyłając mu szeroki uśmiech. - Dzięki. 
- No problem. - powiedział, machając do nas, po czym odjechał. 
Westchnęłam, idąc w stronę drzwi. Stanęłam na ganku, zbierając się w sobie. Niby już się oswoiłam z tym, że ojciec tak po prostu wyrzucił mnie z domu, jednak wciąż miałam nadzieję, że zmieni decyzję, a zabranie moich rzeczy tylko by przypieczętowało całą tą chorą sytuację. Zagryzając wargę sięgnęłam do klamki i lekko na nia naparłam, jednak drzwi ani drgnęły. Posłałam Sylvii pełne obaw spojrzenie. Szybko cofnęłam się parę kroków, spoglądając na podjazd. Nie było samochodu mojej przyszłem macochy. 
- Kurwa. - jęknęłam, oddychając głęboko. - Chodź. 
Ruchem ręki pokazałam Sylvii, aby podążyła za mną. Poszłyśmy na tyły domu, gdzie były drugie drzwi, przeważnie były otwarte. Modląc się w duchu, aby i tym razem ta idiotka ich nie zamknęłam, nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie usmiechało mi się wracać tutaj. Chciałam już raz na zawsze zamknąć ten rozdział w moim życiu. 
Weszłyśmy do domu, a ja od razu skierowałam się do mojego pokoju. Od razu po wejściu rzuciłam się do wierzy. Włączyłam pierwszą lepszą płytę. Po pokoju rozbrzmiały pierwsze dźwięki Careful, paramore, a ja udałam się  w stronę garderoby. Wyjęłam z niej trzy walizki, po czym zaczęłam wsadzać do nich po kolei wszystkie ubrania. Sylvia dołączyła do mnie. Kiedy już skończyłyśmy, wystawiłam walizki na korytarz. Z szafki, która wisiała nad wejściem do salonu, wyciągnęłam pudła, które jeszcze zostały z przeprowadzki.Wróciłam na górę. Na całe szczęście połowa pudeł jeszcze nie była rozpakowana, więc oszczędziłyśmy mnóstwo czasu. 
Kiedy zaklejałam ostatnie pudło, moja pomocnica leżała sobie na łóżku, wesoło nucąc pod nosem i opychając się czipsami i fantą, którą przyniosłam z kuchni. Po chwili wylądowałam obok niej, chwytając zimną puszkę coli. Przeciągnęłam się, ziewając przeciągle. Przekręciłam się na brzuch. 
- Niedługo cię zabiorę, moje drogie łóżeczko! Tylko daj mi czas. Muszę znaleźć mieszkanie. - wymruczałam w prześcieradło. 
- Czekaj co? - zerwała się Sylvia. - Chcesz mnie zostawić? Zresztą, czemu gadasz do łóżka? A, no tak. Nikt cię nie lubi i nie masz przyjaciół. 
Wywróciłam jedynie oczami, upijając łyk napoju. Na samym początku denerwowało mnie to całe "nie masz przyjaciół", jednak teraz się zdążyłam przyzwyczaić. Sylvia najwidoczniej uwielbiała mi dokuczać, a ja nigdy nie miałam wystarczająco dobrej, bądź błyskotliwej odzywki. 
- Ja po prostu kocham moje łóżko. Jest niesamowicie wygodne! Dobrze się na nim śpi, a ja nie będę ci się przecież zwalać do mieszkania. Zresztą, twoi rodzice niedługo wrócą. Byłoby... dość niezręcznie, tym bardziej, że chyba nie wiedzą o moim chwilowym zamieszkaniu u was w domu. 
- Im to tam wszystko jedno. - Wzruszyła ramionami. - Oni tu tylko nocują. W ogóle, o co chodzi z Lou? 
Zamarłam. Modliłam się, żeby nie zauważyła mojej dziwnej reakcji na jej propozycję, jednak chyba moje nadzieje spełzły na niczym.
Zamyśliłam się. Co miałam powiedzieć? Skłamać? Obiecałam sobie, że nie będę okłamywać ludzi, na których mi zależy.  Westchnęłam. 
- Bo widzisz... - jęknęłam, wtapiając twarz w poduszkę. - prweprzpałasislou. 
- Uważaj, bo zrozumiałam. Przestań mamrotać i powiedz normalnie. - wepchnęła sobie trochę czipsów do ust. 
- Mówię, że prawie przespałam się z Lou! 
- Co?! - niemalże wypluła na mnie zawartość, którą miała w buzi. - Pojebało cię do reszty? A co z Eleanor? Ty głupia jesteś? 
Zmarszczyłam brwi, szybko opowiadając jej połowę historii. Wspomniałam o rozstaniu El i Lou, o nocnej rozmowie i o tym, jak prawie wskoczyłam mu do łóżka. Z każdą minutą moje policzki stawały się bardziej czerwone.
- Jak dobrze, że się powstrzymaliście.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, co nie uszło uwadze mojej przyjaciółki. 
- Nie zrobiliście tego, prawda? - słowa wypływały powolnie z jej ust, jakby je starannie dobierała. - Powiedziałaś prawie. 
- Mhm. - Pokiwałam głową. - W sensie... już byliśmy na łóżku i, no wiesz, prawie bez ciuchów, kiedy wszedł Nialler.... 
- O boże... - Usłyszałam głośny plask. Okazało się, ze Sylvia uderzyła się otwartą dłonią w czoło. - Mogliście przynajmniej zamknąć drzwi, albo powiesić skarpetkę na klamce! Jak w akademiku! 
- No wybacz, nie pomyśleliśmy o tym jakoś. 
- Dobra, dobra. Powiedz, co się stało potem. 
Westchnęłam, ponownie zdając relację z zajścia po "nakryciu nas". Nawet powiedziałam jej, o akcji przy pociągu. Dziewczyna zagryzła wargę. Widziałam, że chce o coś zapytać. Westchnęłam. 
- Pytaj. 
- Nie. 
- Pytaj. 
- Nie. Obrazisz się albo coś. 
- Pytaj, do jasnej cholery. 
- Dobrze całuje? - spytała, spoglądając na mnie. W jej zielonych oczach dostrzegłam iskierki podniecenia. 
- Erm... No. Wspaniale! - jęknęłam, wracając myślami do naszych ostatnich pocałunków. Zagryzłam wargi. 
- O nie. - Sylvia jęknęła. - Zakochałaś się. 
Zerknęłam na nią zdziwiona. Ona tylko patrzyła na mnie ze zmartwieniem malującym się na jej ślicznej twarzy. Zacisnęłam usta, chichocząc cicho. 
- Możliwe. A on powiedział, że zakochał się we mnie! - pisnęłam uradowana. 
- Czekaj, co? 
- Powiedział, że się we mnie zakochał! Powiedział mi to. Tak wprost. 
- I ty mi o tym nie powiedziałaś?! Jak mogłaś?! - wrzasnęła, a ja tylko zaczęłam się śmiać. - Czyli jesteście razem? 
Wszystkie emocje nagle zniknęły z mojej twarzy, a energia, którą w sobie miałam wyparowała. Zgarbiłam się lekko. 
- Nie. Dałam mu do zrozumienia, że ja go nie kocham. Że on kocha Eleanor. I że nic z tego nie bę... 
W tej samej chwili Sylvii zadzwonił telefon. Posłała mi przepraszające spojrzenie. Odebrała telefon, a kiedy skończyła, miała nieodgadniony wyraz twarzy. 
- Hmm? 
- To Harry. Zaraz będą. Wszyscy. Łącznie z Lou. 
Super. 
- Przeżyję, tak myślę. Mam nadzieję. Oby. O boże, nie dam rady! - zaczęłam panikować, na co Sylvia mnie lekko spoliczkowała. - Aua? 
- Ogarnij się, kobieto! 
Nie odpowiedziałam. Wzięłam tylko kilka głębszych wdechów. Przed oczami pojawił mi się Niall, wczorajszej nocy. W sercu mnie zakuło. Usiadłam na podłodze, a po policzkach zaczęły spływać łzy. 
- Wiesz co jest najgorsze? - spytałam, mówiąc jakby do siebie. - Nie to, że odrzuciłam Lou. Nie. najgorszą rzeczą był wyraz twarzy Nialla, kiedy wszedł do pokoju. Najpierw jakby go to... zabolało? A potem był wściekły. Nie rozumiem go, tak szczerze. Nie wiem, czy to chodzi o Lou czy o mnie. Jeśli o mnie, to ja się poddaję. Zgłupiałam. Bo w końcu, zachowuje się tak, jakby mnie nienawidził z całego serca, a potem przyłapuje mnie w łóżku z Lou, wybiega z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Nie rozumiem tego człowieka. 
Łzy spływały strużkami po moich policzkach, rozmazując przy tym cały mój makijaż. Musiałam wyglądać jak jakiś istny potwór. 
Sylvia podeszła do mnie tylko, otaczając ramionami. 
- Ciii, będzie dobrze. 
- Ale mnie to już przerasta! - zaszlochałam jej w rękaw. 
- Ja wiem. Ja wiem, kochanie.
Siedziałyśmy tak przez chwilę przytulone, a ja powoli się uspokajałam. Było mi głupio. Nigdy nie płakałam przy innych, wolałam robić to w ukryciu, tym bardziej, że nie za bardzo wiedziałam, co było powodem mojej niespodziewanej histerii. Kiedy już się uspokoiłam, zadzwonił telefon Sylvii. Odebrała go, po czym się rozłączyła. 
- Już są. Otworzę im drzwi, a ty trochę ogarnij twarz, bo jesteś cała czerwona. 
Pokiwałam głową, wstając. Udałam się do łazienki. Rzeczywiście, wyglądałam okropnie. Miałam czerwone oczy i rozmazany makijaż, a moja buzia była lekko opuchnięta. Szybko przemyłam ją lodowatą wodą i parę razy poklepałam się po policzkach. Westchnęłam cicho, osuszając twarz ręcznikiem. Zacisnęłam wargi w cienką linię, powtarzając sobie w myślach, że sobie poradze. Wzięłam kilka głębszych wdechów, przygotowując się na to, co teraz będzie. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do mojego pokoju. Już nic tam prawie nie było, oprócz trzech pudeł. Do pomieszczenia wszedł Zayn. Podszedł do mnie z uśmiechem malującym się na ustach i pocałował mnie w policzek.
- Hej. - powiedział, po czym podszedł do jednego z pudeł. 
- No cześć. Pomóc ci? Jakoś szybko się uwinęliście. 
- Nie musisz. Widzisz, nie dość, że świetnie śpiewamy, to jeszcze jesteśmy wspaniałą pomocą! - zaśmiał się i wyszedł. 
Rozejrzałam się dookoła. Ściany były puste, tak samo jak biurko, garderoba i szafka nocna, a na łóżku nie było nawet pościeli i kupy zabawek oraz poduszek, które zawsze na nim trzymałam. 
- Dziwnie tak sie wyprowadzać po raz drugi w ciągu niecałych sześciu miesięcy, huh? - podskoczyłam, słysząc za sobą znajomy głos. 
Obróciłam się na pięcie, a w moim brzuchu znalazło się stado motylków. Przede mną stał Louis z założonymi rękoma na piersi. Uśmiechał się szeroko. 
- Nie zachodź mnie od tyłu. Zrobiłeś to już drugi raz w ciągu niecałych 24 godzin. Przestań. - powiedziałam, obracając się na pięcie. 
Podeszłam do pudeł i wzięłam jedno. Było cholernie ciężkie, ale nic sobie na tym nie zrobiłam. Lou poszedł w moje ślady. 
- Musimy pogadać. - powiedział, dorównując mi kroku. 
- Nie teraz. Nie tutaj. Chcę się z tym jak najszybciej uwinąć, bo nie wiem, kiedy Serena wróci. 
Chłopak tylko pokiwał głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zeszliśmy na dół, taszcząc ze sobą kartony. Okazało się, że chłopcy przyjechali trzema samochodami. Spakowaliśmy rzeczy do jednego bagażnika, który był niemalże pusty. Lou prowadził jedno auto, Harry drugie, a za kółkiem trzeciego siedział Paul, z którym postanowiłam jechać. Uśmiechnęłam się do niego, wsiadając do środka. 
- Cześć Paul! - zapięłam pasy. - Dawno cię nie widziałam. 
Można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z ochroniarzem chłopaków. Przez jakiś czas zabierali nas czasem na niektóre wywiady, mimo, że nawet o to nie prosiłyśmy. Wtedy przeważnie siedziałam z Sylvią i Paulem za kulisami, więc dużo rozmawialiśmy.
- No hej. - powiedział, uśmiechając się szeroko. - Jak było w domu? 
- Hmm... Całkiem, całkiem. - skłamałam.- Jak tam żona i dzieci? 
- A bardzo dobrze. 
Na moje nieszczęście musiałam jechać z Niallem, który co chwilę posyłał mi pełne pogardy spojrzenia. Zacisnęłam dłonie w pięści, mając ochotę mu przywalić. 
- Możesz przestać? - spytałam szeptem, kiedy już nie wytrzymałam. 
- Nie wiem o co ci chodzi. 
- Przestań się na mnie tak gapić, okej? 
- Przestań sypiać z moim przyjacielem, bo zachowujesz się jak dziwka.
Moje oczy zrobiły się  jak dwa spodki. Nie chciałam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. 
- Będę robić to, co chcę, nie twój zasrany interes. - odburknęłam, wysiadając z auta, kiedy podjechaliśmy pod dom Sylvii. 
Szybko rozpakowaliśmy wszystkie kartony i zanieśliśmy do środka. Wnosiłam właśnie ostatni karton, kiedy zakręciło mi się w głowie i nagle zrobiło mi się zimno. Postawiłam pudło, jednak nie zdążyłam usiąść, kiedy nagle wszystko stało się czarne, a ja usłyszałam tylko z dużej odległości pisk, który najprawdopodobniej należał do Sylvii.

- Cholera, Danielle. - Poczułam na czole czyjąś ciepłą dłoń. - Co się stało? - Usłyszałam czyjś głos, którego nie zdołałam zidentyfikować. 

- Zemdlała. - Odpowiedział chyba Liam. 
- Dobra. Zabierzemy ją na badania. Tylko podstawowe. 
- Możemy jechać? 
- Oczywiście. Ale nie w karetce. 
- A ja mogę jechać w karetce? - spytał Louis. 
- No nie wiem... - mężczyzna najwyraźniej się zawachał. 
- Błagam, jestem jej chłopakiem. 
- Dobrze. Proszę za nami. 
Wszystkie głosy stawały się coraz głośniejsze, przebijały się przez ciemność, która mnie otaczała. Poczułam, jak coś nagle szarpnęło, a potem rozległy się syreny. 
Skrzywiłam się lekko, uchylając powieki. 
- Co się stało? - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Strasznie zaschło mi w gardle.
- Zemdlała pani. - powiedział jeden z sanitariuszy. - Sądzimy, że to ze stresu. Ale proszę teraz odpoczywać. 
Kiedy dojechaliśmy do szpitala, zabrali mnie na badania. Wszyscy przyjechali tutaj najszybciej jak tylko mogli i pozwalało im na to prawo, chociaż pewnie złamali parę zakazów. Pielęgniarka zaprowadziła mnie do jednej z sal, która była zupełnie pusta. Zostałam przez chwilę sama, jednak po chwili przyszli moi przyjaciele. 
- Nigdy nam więcej tego nie rób, jasne?! - wpadła zapłakana Sylvia i od razu się do mnie przytuliła. 
- Przepraszam, nie chciałam. - jęknęłam, przytulając ją 
Dostałam niezły opierdziel, ale jednak się nie gniewali, tylko byli nieco przerażeni. Porozmawialiśmy przez chwilę, ale potem wszedł lekarz i kazał mi iść na jeszcze jedne wyniki, bo coś podejrzewali, a chcieli to jak najszybciej potwierdzić. Nie chciał mi powiedzieć co to jest, więc od razu w mojej głowie pojawiły się same czarne scenariusze. Co, jeśli miałam raka? Albo coś innego? 
Po prawie trzech godzinach lekarz wszedł ponownie do sali, trzymając w dłoni pik kartek. Wszyscy wyszli, oprócz Lou,bo "był moim chłopakiem". Za przywłaszczenie sobie tego tytułu dostał wcześniej niezły ochrzan. 
- Mam pani wyniki. - Mężczyzna pomachał kartkami w powietrzu. - Dla niektórych są to dobre wieści. Dla niektórych, niestety, nie za bardzo. 
- Nie rozumiem. - Powiedziałam, marszcząc brwi. Zaczęłam się denerwować, więc chwyciłam dłoń Lou. 
- Cóż - 60-latek poprawił okulary na nosie - rozwija się w pani nowe życie. 
- Co? - spytałam głupio. Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje. 
- Pani Heart, jest pani w ciąży. 




___________________________ 
Nie wiem, jak Wam podziękować za te 1000 wejść! Naprawdę się cieszę!  Dziękuję Wam z całego serca! :D
 Jeśli chcesz być informowany o nowym rozdziale napisz mi o tym na tt @danmurrayy albo napisz w komentarzu swoją nazwę.:> 

10 komentarzy = następny rozdział. :> 

czwartek, 22 listopada 2012

Rozdział 12

Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale mam kryzys.
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Na razie nie jestem w stanie chyba dodać nic nowego. Sama się dziwię, że dokończyłam tą część. 

Rozdział dla Sylvii. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci wdzięczna za to wsparcie teraz. <3
______________________


Kiedy wróciłam do domu było grubo po północy, jednak jakoś się tym zbytnio nie przejęłam. Ze łzami w oczach i rosnącym gniewem wciągnęłam walizkę po schodach. Bagaż był ciężki jak cholera, nie wspominając tego, że byłam strasznie zmęczona i ledwo mogłam iść. Weszłam do pokoju. Był w takim samym stanie, w jakim go zostawiłam. Opadłam na łóżko zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami. Już prawie zasypiałam, kiedy ktoś wtargnął nieproszony do mojego pokoju. Podciągnęłam się na łokciach, spoglądając w stronę drzwi. Stał w nich mój ojciec ze wściekłością malująca się na jego śniadej twarzy.
- Gdzies ty do cholery była?! - wrzasnął, podchodząc do mojego łóżka.
- Po co się tak drzesz? Obudzisz sąsiadów. - powiedziałam, ponownie opadając na materac. - Zresztą, i tak cię to nie obchodzi. Bo gdyby tak było to przynajmniej byś do mnie zadzwonił.
- Jak śmiesz? Martwię się o ciebie!
- Serio? Serio? - spytałam z ironią. - Jakoś się nie martwiłeś, jak zdradzałeś mamę, tym samym niszcząc naszą rodzinę! - wrzasnęłam mu prosto w twarz, siadając. - Teraz to przez ciebie leży w tym cholernym szpitalu, podłączona do tych cholernych aparatur podtrzymujących jej życie. To przez ciebie próbowała popełnić samobójstwo. Spierdoliłeś mi i mamie życie!
Nie potrafiłam panować nad własnym językiem. Chciałam przestać, lecz nie mogłam. Od tak dawna leżało mi to na sercu, że kiedy w końcu jedno słowo, jedno oskarżenie wyleciało z moich ust, wywołało po prostu lawinę.
Widziałam, jak szok malujący się na twarzy ojca przeobraża się w jeszcze większą wściekłość, jednak nie przestawałam:
- Twoja cholerna dziwka jest dla ciebie ważniejsza ode mnie! - łzy spływały strużkami po moich policzkach.
Ojciec chwycił mnie za ramię i pociągnął ku górze, zmuszając mnie do wstania. Syknęłam z bólu i chciałam nawet się wyrwać, jednak mi się nie udało Mężczyzna chwycił drugą ręką moją nierozpakowaną walizkę, po czy wyciągnął mnie na siłę z pokoju. Zszedł szybko po schodach, a ja wlekłam się zapłakana za nim, szarpiąc się, wrzeszcząc i drapiąc. Jednak moje protesty zdały się na nic. Mężczyzna otworzył drzwi, po czym z impetem wyrzucił walizkę, a mnie wypchnął na próg.
- Dla mnie już nie istniejesz. - powiedział z powagą. - Nie jesteś już moją córką. Przykro mi Danielle.
Zamknął drzwi. Zamknął mi drzwi przed nosem, odcinając mnie od moich rzeczy, które wciąż były w moim pokoju. Stałam tak przez chwilę, patrząc się tępo w drzwi. Gdyby nie to, że byłam strasznie zmęczona i przybita, to zapewne bym się teraz dobijała, jednak nie miałam na to siły. Szybko przeszukałam w głowie listę osób, które mogłyby mnie przenocować. Cóż, nie było ich dużo, bo też nie znałam dużo ludzi w Londynie. Westchnęłam cicho, chwytając rączką walizki. Już wiedziałam do kogo mogę się udać. Ruszyłam we właściwym kierunku, mając nadzieję, że zostanę przygarnięta. Po piętnastu minutach stałam już przed domem Sylvii. Jej rodzice wyjechali na dwa miesiące do Polski, bo musieli załatwić jakieś sprawy. Powierzyli córce opiekę nad domem, jako że ona nie mogla opuszczać szkoły. Nacisnęłam dzwonek, czując, jak moje nogi się trzęsą ze zdenerwowania. Co jeśli dziewczyna nie pozwoli mi zostać u siebie przez te parę dni? Zostanę wtedy całkowicie sama, bezbronna... no, może nie do końca bezbronna, ale bezdomna. Wzdrygnęłam się lekko na samą myśl. Usłyszałam szczęk zamków i drzwi otworzyły się, a w nich stanął wysoki chłopak. Zmarszczyłam brwi.
- Danielle? - usłyszałam znajomy głos.
- Hej... Louis. - szepnęłam nieśmiało, kuląc się lekko.
- Co tu robisz? Powinnaś być u Matta... - słysząc imię byłego chłopaka w moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam, jak Lou przytula mnie do siebie. - Jesus, co się stało? Ugh, wejdź, cała się trzęsiesz.
Otarłam łzy wierzchem dłoni. Louis wziął walizkę, po czym weszliśmy do środka.
- Co się stało? - spytał.
- Mogłabym.... - przerwałam, starając się nie rozpłakać. - Mogę ci później opowiedzieć? Teraz bez wielkiego ryku i histerii zapewne by się nie obyło, a niedługo będę się z tego śmiać.
- Jasn...
- PIZZA! - usłyszałam krzyk Nialla, który wbiegł do przedpokoju.
Kiedy tylko mnie zobaczył przystanął, a cały jego entuzjazm nagle znikł bez śladu. Zrobiło mi się przykro, wiedząc, że mój dawny przyjaciel nawet nie jest w stanie udawać swojej niechęci do mnie. Irlandczyk westchnął cicho.
- A, to ty, Danielle. - mruknął wyraźnie niezadowolony. - Masz coś może do jedzenia?
Moje oczy zrobiły się jak dwa spodki. Wiedziałam, że chłopak widział w jakim stanie teraz jestem i nawet się nie przejął. Nie, żebym od niego tego oczekiwała, jednak mógłby się spytać czy wszystko okej, albo coś w ten deseń, no, przynajmniej mógłby nie być takim egoistą.
- Niall! - Louis skarcił blondyna. - Nie bądź już takim dupkiem, okej?
- Spokojnie, Lou. - przerwałam mu, widząc, że chce coś jeszcze dodać. Sięgnęłam do torebki, wyciągnąwszy batonika, rzuciłam nim w Niallera. - Udław się.
Chłopak rzucił ciche "dzięki" i wrócił do salonu, a po niecałej minucie przyszła Sylvia. Widocznie chłopak powiedział jej, że przyszłam z wizytą. W tym samym momencie Louisowi zadzwonił telefon. Posłał mi przepraszające spojrzenie, po czym wyszedł na zewnątrz.
- Danielle?
- Hej... - Spuściłam głowę. - Możemy pogadać?
- Jasne! - blondynka poszła do kuchni, a ja podążyłam za nią.
Usiadłam na jednym z krzeseł, a dziewczyna zaparzywszy herbatę, zajęła miejsce obok mnie.
- Opowiadaj jak było. W ogóle, nie powinnaś wrócić trochę później.
Przytaknęłam i w skrócie opowiedziałam jej całą historię.
- O mój boże... - zasłoniła usta dłonią, kiedy tylko skończyłam swój monolog. - Ale z nich... Ughh... Pasują do siebie. Mam nadzieję, że ta dziwka zajdzie z nim w ciążę. Mhm, albo złapie od niego jakąś chorobę.
O mało co nie wyplułam na nią herbaty, którą właśnie miałam w ustach.
- Ale... tak czy inaczej, nie rozumiem, jak twój ojciec mógł coś takiego zrobić.
- Wiem... Też tego nie pojmuję. I przychodzę właściwie z prośbą.... Bo jesteś jedyną osobą, na której mogę polegać. Mogłabyś mnie przenocować przez parę dni? Jeśli to nie problem, oczywiście.
- Ty się jeszcze pytasz? - dziewczyna pisnęła, a ja zaśmiałam się cicho.
- Dzięki. Chłopców też bym się spytała, ale wiesz, nie jestem u nich mile widziana przez wszystkich.
- Oj przestać. - dziewczyna cicho jęknęła.
- Ale taka jest prawda. Sama o tym wiesz. A najgorsze jest to, że ja nawet nie wiem o co chodzi. Nagle przestał się do mnie odzywać, a jeśli już to robi, to mam wrażenie, że dla niego to w pewnym rodzaju kara.
Westchnęłam cicho, przytykając kubek do ust. Upiłam łyk słodkiego płynu, po czym ziewnęłam przeciągle.
- Chodź, pokażę ci twój pokój i pójdziesz spać, uprzednio doprowadzając się do porządku, bo wyglądasz.... no wyglądasz gorzej niż siedem nieszczęść. - powiedziała, po czym zniknęła w salonie.
- Dzięki za szczerość! - krzyknęłam za nią.
Powoli wstałam z krzesła. Brudny kubek wstawiłam do zlewu. Po chwili w kuchni pojawiła się blondynka. Chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła na górę. Kiedy byłyśmy przy drzwiach z pomieszczenia wyszedł Zayn. Uśmiechnął się do mnie lekko, po czym zszedł do chłopaków. Sylvia wprowadziła mnie do dużego pokoju.
- Tu masz łazienkę. - skazała na dębowe drzwi. - ogarnij się, a ja, albo któryś z chłopców przyniesie ci coś do jedzenia.
Moja przyjaciółka wyszła, zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się dookoła. Ściany były koloru beżowego, a meble zrobione były z ciemnego dębu. Na środku stało wielkie łoże, bo łóżkiem tego nie można było nazwać, a na podwójnym materacu była sterta poduszek. Obok nocnej szafeczki stała moja walizka. Szybko wyjęłam z niej ręcznik, kosmetyczkę i piżamę, która składała się z dużej koszulki mojego byłego chłopaka i majtek. Wzięłam szybki prysznic, po czym wpełzłam zmęczona do łóżka. Już usypiałam, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - powiedziałam, zapalając lampkę.
Drzwi uchyliły się, a w nich stanęła Sylvia z tacą pełną jedzenia.
- Przyniosłam ci coś na ząb. - usiadła na łóżku, stawiając tacę obok siebie. - Liam chyba trochę za bardzo wziął do siebie moją prośbę.
Moim oczom ukazały się różne owoce, gofry, naleśniki i tak dalej. Wyglądało jak królewskie śniadanie. Westchnęłam cicho.
- Chyba masz racje. - chwyciłam banana i obrałam go ze skórki. - Nie zjem tego wszystkiego. - Westchnęłam, po czym ugryzłam banana.
- Najwyżej dam Horanowi. On zje wszystko.
Zaśmiałam się cicho. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a ja w tym czasie jadłam swoją kolację. Dziewczyna opowiedziała mi, czy czegoś nie przegapiłam podczas swojego parodniowego wyjazdu. Dowiedziałam się także, że między nią, a Malikiem coś się dzieje, w dobrym sensie oczywiście.
- O mój boże, to cudownie! - pisnęłam i przytuliłam dziewczynę, kiedy powiedziała mi, że Mulat zaprosił ją na randkę do wesołego miasteczka.
- Wiem! Też się cieszę! Nawet nie wiesz jak! - przyjaciółka zaśmiała się, odrywając się ode mnie. - Idziemy jutro, więc wiesz, życz mi powodzenia, żebym nie spadła z rollercoastera, czy się nie połamała spadając ze schodów, bo u mnie wszystko się może zdarzyć.
Zachichotałam cicho, upijając łyk soku pomarańczowego. Złapałam się za brzuch, opadając bezradnie na poduszkę.
- Ugh, ale się najadłam! - jęknęłam cicho, po czym ziewnęłam przeciągle. Nagle zrobiłam się strasznie senna.
- To może ja dam ci spać. - powiedziała, wstając. Zabrała w połowie pustą tacę. - Dobranoc.
- Dobranoc. - powiedziałam, jednak kiedy dziewczyna chciała wyjść, pisnęłam. - Sylvia!
- Hmm? - zerknęła na mnie, a ja uśmiechnęłam się blado.- Dzięki. I podziękujesz Liamowi?
- Nie ma za co. Przekażę mu. - uśmiechnęła się lekko, po czym wyszła, zamykając drzwi.
Westchnęłam, wtapiając się w pościel. Zgasiłam światło i nim zdążyłam się wygodnie ułożyć, zapadłam w głęboki sen.


"Danielle, Danielle. Pomóż mi... Danielle!" ciche szepty odbijały się echem. Rozejrzałam się dookoła. Stałam w samej piżamie w ogromnym korytarzu, którego końca nie było widać. "Danielle, Danielle. Pomóż mi...Danielle!". Skądś znałam ten głos. Podążając za instynktem ruszyłam przed siebie. Korytarz się nie kończył, jednak był coraz węższy. Nagle przede mną pojawiła się wielka ściana, lecz szepty nadal nie ucichły. Nagle poczułam, że coś ściska moje kostki. Spojrzałam w dół i zmarłam. Podłogi nie było widać. Była zasłonięta poodcinanymi dłońmi, które się ruszały, a po nich spacerowały sobie niespokojne robale. Chciałam krzyknąć, jednak nie mogłam wydostać z siebie głosu. "Danielle, Danielle!" Nagle szept zmienił się w krzyk. W tym samym momencie ziemia usunęła się spod moich nóg i poleciałam w czarną przestrzeń. " 

Obudziłam się cała zalana potem. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, przez chwilę nie wiedząc gdzie jestem i co ja tutaj robię. Dopiero po chwili wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły. Westchnęłam cicho, zapalając lampkę i spoglądając przy okazji na zegarek. Było wpół do trzeciej. Czyli spałam tylko niecałe dwie godziny. Świetnie. Zwlekłam się z łóżka, po czym nałożyłam na stopy buty, a na ramiona narzuciłam rozciągnięty sweter. Z torby wyjęłam paczkę papierosów, po czym po cichutku, skradając się wypełzłam z pokoju. Zeszłam na dół i wyszłam na taras. Podeszłam do plecionego, wielkiego wiklinowego fotela, a raczej przymałej sofy i usiadłam na niej. Opatuliłam się mocniej swetrem. Wyjąwszy papierosa z paczki, wsadziłam go do ust i podpaliłam. Oparłam się wygodnie i spojrzałam na gwiazdy. Z każdym pociągnięciem, kiedy dym dostawał się do moich płuc czułam, jak ucieka ode mnie stres.
- Nie ładnie tak palić. - Podskoczyłam, usłyszawszy znajomy głos.
- Ładnie, czy nie ładnie, mam to gdzieś. - wzruszyłam tylko obojętnie ramionami.
Usłyszałam ciche westchnienie, a potem ktoś usiadł obok mnie. Zerknęłam na niego, unosząc jedną brew.
- Nie możesz spać? - spytałam, ponownie unosząc papierosa do ust.
- Zgłodniałem. - powiedział rozbawiony, podnosząc kanapkę.
- W takim razie smacznego. - uśmiechnęłam się delikatnie, gasząc papierosa w popielniczce, która stała na stoliku.
- Danielle... - poczułam, jak jego dłoń łapie mój nadgarstek, kiedy chciałam już iść.
- Hmm? - mruknęłam, spoglądając na chłopaka zmęczonym wzrokiem.
- Wszystko okej? Widziałem w jakim stanie byłaś dzisiaj. Coś się stało, ale nie wiem co, a Sylvia nie chciała mi za Chiny powiedzieć. Nie chcę, żebyś cierpiała.
Zastanowiłam się przez chwilę. Okłamać go czy nie? W końcu był moim przyjacielem. Nie chciałam mieć przed nim tajemnic. W końcu pokręciłam przecząco głową.
- Nie... Nic nie jest okej, Louis. - mój głos się załamał, a w oczach stanęły łzy. - Moje życie jest beznadziejne.
- Co jest? - spytał, otaczając mnie ramieniem.
- Matt... Matt mnie zdradzał. - załkałam cicho. - Z Hayley.
- Co?! - Lou zerwał się na nogi. - Zabiję drania!
Zmarszczyłam lekko brwi i westchnęłam przeciągle.
- Spokojnie, bohaterze. - zachichotałam cicho, a chłopak wrócił na swoje miejsce i mnie przytulił. - Jakoś to przeżyję, chociaż będzie trudno. Ale i tak najgorsze jet to, że ojciec wywalił mnie z domu. Tak po prostu.
Poczułam, jak mój przyjaciel sztywnieje.
- Ale nawet się cieszę. - skłamałam szybko, widząc, że chłopak robi się cały czerwony  ze złości.
- Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć, prawda? - spytał, gdy tylko się lekko uspokoił.
- Chyba nie na wszystkich.... - mruknęłam ponuro.
- Och przestań! - od razu wiedział o kogo mi chodzi. - Niall teraz... Przechodzi dość trudny okres.
Westchnęłam cicho, kładąc głowę na ramieniu mojego przyjaciela. Brakowało mi go przez te parę dni.
- A jak ci się układa z El? - zmieniłam temat.
- Wiesz co.... - nagle jakoś przygasł. - ostatnio przechodzimy dość trudny okres. Fanki coraz bardziej ją hejtują, a ona cierpi. Przeze mnie. Zresztą, ostatnio dosyć często się kłóciliśmy. O moją sławę. Eleanor ma dosyć. Jej marzy się domek na wsi, życie w spokoju. Wspólnie więc stwierdziliśmy, że zrobimy sobie... przerwę.
- Tak mi przykro, Lou. - szepnęłam cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
Między nami nastała cisza. Nie przeszkadzała mi ona. Lubiłam tak posiedzieć w ciszy, żadne słowa nie były potrzebne.
Ciekawe, jak to teraz będzie. Bez Matta. Bez Hayley, ojca i Sereny.
Z zamyślenia wyrwał mnie Lou:
- Dan... - Przykrył nas kocem, kiedy zadrżałam z zimna, po czym otoczył mnie ramieniem. - Dziękuję.
Spojrzałam na niego totalnie zbita z pantałyku.
- Za co? - spojrzałam mu w oczy.
- Za to, że jesteś. 
- Naah, to ja powinnam tobie dziękować. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie!
Nasze ciche chichotanie rozniosło się po tarasie, lecz my wciąż wpatrywaliśmy się w siebie. Zagryzłam lekko wargę, unosząc dłoń. Delikatnie pogładziłam policzek chłopaka. Poczułam lekki zarost na jego żuchwie. Lou uśmiechnął się lekko. Przysunęłam się powoli do niego i po naprawdę bardzo długich sekundach nasze usta się spotkały. Po chwili pocałunek stał się bardziej namiętny. Nasze języki wdały się w szalony taniec. Poczułam, jak ręka Lou błądzi po moich plecach, natomiast moje palce wsunęły się w jego brązową czuprynę. Poczułam, jak chłopak przyciąga mnie do siebie. Usiadłam na nim okrakiem, chcąc być bliżej. Gorący dreszcz przyjemności przebiegł wzdłuż moich pleców. Poczułam dłonie na moich pośladkach. Zaśmiałam się cicho, nie przerywając całowania. W pewnym momencie Louis podniósł się, a ja oplotłam jego w pasie nogami. Wszedł ze mną do domu i pospiesznie skierował się w stronę schodów. Niestety nie zauważył pierwszego schodka i upadliśmy. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, a on razem ze mną, jednak starał się mnie uspokoić.
- Shh... - mruknął. - Obudzisz wszystkich. Wstawaj.
Pocałował mnie przelotnie, po czym sam wstał i pomógł mi w tej samej czynności. Nie puszczając jego dłoni wbiegliśmy cichutko do jednego z pokoi.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęłam, siadając na łóżku.
- To jest w pewnym sensie mój pokój. Nocujemy na zmianę u Sylvii żeby nie była sama, jak jej rodzice wyjechali. Dzisiaj jest moja i Niallera zmiana. On ma pokój gdzie obok.
 Przytaknęłam, a Lou przyciągnął mnie ponownie do siebie. Jego wargi odnalazły moje. Po chwili znaleźliśmy się na łóżku. Gładziłam tors chłopaka, po czym zaczęłam ściągać jego koszulkę, która parę sekund później wylądowała na łóżku. Moim oczom ukazała się ładnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Zagryzłam lekko wargę. Poczułam dłonie Lou na moich biodrach. Teraz to on leżał, a ja siedziałam na nim okrakiem. Ponownie nasze usta złączyły się w gorącym pocałunku. Czułam palce chłopaka, które delikatnie jeździły pod moją bluzką.
- Lou, masz może bateri... - usłyszałam głos Nialla.
Szybko zeszłam z Louisa, a praktycznie z niego spadłam. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stał blondyn z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poprawiłam sobie włosy, które spadły na moje czoło.
- Niall, puka się! - brunet spojrzał na swojego przyjaciela.
- Wiem, przepraszam! - pisnął cicho. - Nie będę wam przeszkadzać.
Horan zamknął z hukiem drzwi, po czym, jak się domyśliłam po trzaśnięciu drzwi, wrócił do pokoju. Ja natomiast spojrzałam na mojego towarzysza przestraszona, zdezorientowana i wściekła.
- Lou, to nie powinno się zdarzyć! - jęknęłam cicho. - Nie powinniśmy! Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi....
Wiedziałam, że zadałam w ten sposób chłopakowi ból. Mogłam to wyczytać z jego oczu. Ja sama chciałam uwierzyć w swoje słowa, bo dla mnie Louis był kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale on ma Eleanor. Nawet, jeśli "zrobili sobie przerwę" on nadal ją kocha, nawet jeśli by zaprzeczył, sposób, w jaki wypowiada jej imię można się domyślić, że wciąż jest w niej zakochany. Wiedziałam także, że żałowałby gdybyśmy się ze sobą przespali. Dlatego też stwierdziłam, że nie warto tego dłużej ciągnąć, nawet jeśli dla mnie to było cholernie trudne. 
- Udawajmy, że to się nie stało. - powiedziałam, kierując się w stronę drzwi.
- Nie możemy tak ciągle udawać, Danielle, do cholery! To jest chore! - krzyknął, a kiedy chciał podejść nakazałam mu ręką, aby stał w miejscu.
- Owszem możemy, Lou. I będziemy. Tak będzie lepiej, uwierz mi.
- Nie, nie możemy! - podszedł do mnie, nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. - Nie możemy, bo się w tobie zakochałem! Zrozum to! Od kiedy tylko cię zobaczyłem...
- Nie kochasz mnie Lou. Kochasz Eleanor. - przerwałam mu wpół słowa. - To, co do mnie czujesz nie jest prawdziwe. Jest chwilowe, mogę się o to założyć.
Odwróciłam się na pięcie, żeby chłopak nie widział łez, które pojawiły się w moich oczach. Wzięłam głębszy oddech, po czym zostawiłam bruneta samego w pokoju. Wróciłam do siebie i położyłam się w łóżku. Miał rację. Nie możemy wciąż udawać, że nic się nigdy nie stało. Westchnęłam cicho, zakrywając się kołdrą. Przez to wszystko zaczęła boleć mnie głowa. Stwierdziłam, że decyzje podejmę jutro i przedyskutuję wszystko z Tommo na spokojnie. No i jeszcze któreś z nas musi pogadać z Niall'em. Nie wiem czemu, ale czułam potrzebę wyjaśnienia mu wszystkiego.

 _____
Mam nadzieję, że się Wam spodobał rozdział. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo go nie dodawałam. ;>