niedziela, 22 lipca 2012

osiem.

omg, wyrobił się chłopak. :D :3

______________________

Godzina przyjścia mojej koleżanki wybiła bardzo szybko, jednak w tym czasie zdążyłam nieco się rozpakować i odrobić wszystkie lekcje, a także wykąpać. Siedziałam w kuchni z mokrymi włosami, pochłaniając miskę płatków czekoladowych z mlekiem. Bardzo pożywną miałam kolację, a raczej obiad. Kiedy zadzwonił dzwonek, podskoczyłam, obijając sobie zęby łyżką, co mnie zabolało. Przeklinając pod nosem, otworzyłam drzwi. Stała w nich Sylvia z szerokim uśmiechem na twarzy i torbą zawieszoną na ramieniu. Wpuściłam ją do środka.
- Cześć. - powiedziała i zdjęła buty.
- Hej. - odpowiadałam, kierując się w stronę kuchni.
Wzięłam ostatni kęs posiłku, po czym odłożyłam naczynie do zmywarki, po czym ją włączyłam. Zerknęłam na zegarek. Miałyśmy równo godzinę do wyjścia. Oczywiście, mogłyśmy się spóźnić, co było nieuniknione bowiem byłam strasznie spóźnialska.
- Chcesz czegoś do picia? - spytałam, zerkając na dziewczynę, która właśnie weszła do kuchni. Zajrzałam do lodówki. - Mam wodę, sok pomarańczowy, fantę i cherry coke. Co wybierasz?
Zerknęłam na nią z wesołym wyrazem twarzy.
- Fantę poproszę.
Sięgnęłam po puszkę fanty i podałam ją blondynce, po czym wyciągnęłam cherry coke dla siebie. Machnęłam ręką na znak, aby poszła za mną. Nie śpiesząc się, weszłam do pokoju i stanęłam przed wielką szafą. Cholera, nie pomyślałam, aby coś sobie wybrać. Przez piętnaście minut wybierałam sukienki, co chwilę się przebierając i pokazując koleżance. W końcu wybrałam jakąś sukienkę, dobrałam do niej dodatki i buty na obcasie. Nieco się ich obawiałam, bo dawno w nich nie chodziłam i wiedziałam, że moje stopy będą po prostu odpadać, ale zawsze można je zdjąć. Będziemy przecież w domu. Moja nowa znajoma wybierając strój chciała nałożyć bluzkę z napisem "I love 1D", jednak jej to subtelnie odradziłam. Dziwnie by to wyglądało. W końcu z przegraną miną, wybrała sobie coś innego. Kiedy Sylvia się przyszykowała, teraz nadeszła moja kolej na umalowanie się. Postawiłam na kreski i delikatną szminkę. Wyprostowałam grzywkę prostownicą, gdyż moje włosy były falowane, co niezbyt dobrze wyglądało. Przynajmniej dla mnie. Stanęłam przed lustrem, już całkiem gotowa. Spojrzałam na moją towarzyszkę z uśmiechem malującym się na mojej twarzy. Wzięłam torebkę, po czym wyszłyśmy z domu, a ja wcześniej włączyłam alarm i zakluczyłam drzwi.

- Okej, jesteśmy. - Powiedziałam, zwracając się do dziewczyny. Chwyciłam ją za ramiona. - Obiecaj mi, że nie będziesz piszczeć, ani nie zemdlejesz, okej? Błagam. Przysięgnij.
Dziewczyna lekko skinęła głową, jednak na jej twarzy malowało się zdezorientowanie.
- Dobra, nie będę piszczeć i na pewno nie zemdleję. Chociaż, kto wie. - Zaśmiała się, a ja zmroziłam ją wzrokiem. - Żartowałam tylko, no.
Odetchnęłam z  ulgą, po czym podniosłam dłoń.
- HIGH FIVE! - powiedziałam, a dziewczyna przybiła mi piątkę.
Zaśmiałam się i podeszłyśmy do drzwi. Nacisnęłam dzwonek, a w tym samym czasie poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Naprawdę modliłam się w duchu, aby Sylvia nie zrobiła nic głupiego, jak na przykład rzucenie się na któregoś z chłopaków.
Drzwi otworzyły się, a przed nami stanął chłopak w koszulce w paski i niebieskimi tym razem spodniami. Uśmiechał się szeroko.
- Danielle! - wrzasnął i porwał mnie w swoje ramiona. - Niall mówił, że przyjdziesz.
- LOU! Moja marna podróbo! - zaśmiałam się. Po naszym zachowaniu można było stwierdzić, że znamy się kilka lat, mimo, iż tak wcale nie było. 
Odsunęłam się od niego delikatnie i zerknęłam kątem oka na moją towarzyszkę. Była nieco rozkojarzona i wpatrywała się w chłopaka wielkimi oczami.
- O mój Malik... To znaczy.... O mój Boże. - poprawiła się, a Louis ryknął śmiechem, zresztą ja także.
- Cześć, jestem Louis. - wyciągnął do niej dłoń, która zaraz została uściśnięta.
- Sylvia. - powiedziała. Szok znikał powoli z jej twarzy.
Zaśmiałam się i pociągnęłam ją do środka.Ucieszyłam się, że nie zaczęła wrzeszczeć, ani płakać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystkie meble były podsunięte pod ściany, aby na środku salonu zrobić parkiet. Na jednym ze stołów, które stały pod oknami był alkohol, a na pozostałych dwóch przekąski.
- Cześć, Danielle! - usłyszałam głos za plecami, a kiedy się obejrzałam za siebie ujrzałam szczęśliwą twarz blondyna, który od razu porwał mnie w objęcia.
- Niallll - przeciągnęłam, czując, że niemal łamie mi kości swoim silnym uściskiem. Jęknęłam cicho. - Też się cieszę, że cię widzę, ale zaraz mnie zgnieeeciesz.
Od razu wypuścił mnie z objęć, uśmiechając się szeroko. Zaśmiałam się cicho i walnęłam go pięścią w ramię.
- Aua! - złapał się w bolące miejsce. - Za co to?
- Za to, że przez ciebie jestem na pierwszych stronach gazet, czy innych gówien i za to, że trafiłam do dyrektora. - powiedziałam z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na koleżankę. - Niall, to jest Sylvia. Sylv, to jest Niall, ale chyba nie muszę ci go przedstawiać. - zaśmiałam się cicho.
- Heeeej. - Niebieskooki przywitał się z moją koleżanką tak samo jak ze mną, zamykając ją w szczelnym uścisku.
- No siema. - Blondynka zaśmiała się cicho, nie wiedząc co zrobić.
Kiedy już skończył się witać, ruszył przed siebie, dając nam znak, abyśmy ruszyły za nim. Tak też zrobiłyśmy.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że znasz One Direction?! - dziewczyna szepnęła mi do ucha. - Albo, że idziemy do nich na imprezę! Przygotowałabym się lepiej, a nie.
Zachichotałam cicho, spoglądając na nią. rozbawiona.
- Chciałam ci zrobić niespodziankę. - delikatny uśmiech rozświetlił moją twarz. W tej samej chwili wpadłam na Nialla, który nagle się zatrzymał. - Auć. Mógłbyś uprzedzić, że się zatrzymałeś.
- Mogłabyś patrzeć pod nogi. - Zaśmiał się donośnie. - Chłopaki, pamiętacie Danielle?
Zerknęłam na kanapę, na której siedział Harry, Zayn i Louis, który najwidoczniej zdążył dojść do swoich przyjaciół. Obok niego usiadła wysoka brunetka z szerokim uśmiechem na twarzy. Od razu przytuliła się do chłopaka.
- Jasne, że tak. - Odpowiedział Zayn, który posłał mi szeroki uśmiech, a ja go odwzajemniłam.
- Okej. Więc to jest Sylvia, koleżanka Danielle.- wskazał na blondynkę, a później na towarzyszkę Louisa. - A to jest Eleanor. Dziewczyna Lou.
- Cześć. - powiedziała, posyłając nam przyjazny uśmiech.
- Hej. - powiedziałyśmy równocześnie z S. Uniosłam dłoń, a ona przybiła mi piątkę.
- High five! - powiedziałam i zaśmiałam się.
Zajęłyśmy miejsca na sofie, na przeciwko chłopaków z zespołu, a Niall przyniósł nam drinki, zasiadając obok mnie. Upiłam łyk trunku, po czym wciągnęłam się w rozmowę z blondynem. Po paru minutach zauważyłam, że moja koleżanka zajęta była odpowiadaniem na pytania, które zadawał jej Zayn. Coś mi się wydawało, że oboje się sobie podobali. Zerknęłam ukradkiem na Harry'ego i Louisa, którzy rozmawiali z Eleanor, wygłupiając się przy tym. Po parunastu minutach przyszedł Liam z jakąś dziewczyną u boku. Miała śliczne, kręcone włosy.
- Cześć. Wybaczcie, trening mi się trochę przedłużył. - powiedziała z przepraszającym wyrazem twarzy, jednak wszyscy stwierdzili, że nic nie szkodzi.
- Emm, Danielle, to jest Sylvia. - Liam wskazał na moją przyjaciółkę, a później na mnie. - A to jest Danielle.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i uścisnęła nasze dłonie, po czym przysiadła do nas. Niall razem z Liamem zajęli się rozmową, więc ja zrobiłam to samo z moją imienniczką. Dziewczyna była przesympatyczna, od razu ją polubiłam. Rozmawiałyśmy o modzie, a także o muzyce. Dowiedziałam się, że jest tancerką, na co ja wybałuszyłam oczy, co spowodowało, że wybuchnęła śmiechem. Po paru drinkach ruszyłyśmy na parkiet, dając się ponieść rytmowi piosenki. W pewnej chwili poczułam, że ktoś do mnie dołączył. Był to jakiś chłopak, widać, że już trochę wypił, bo jego dłonie powędrowały na moje pośladki. Jako że, ja także nie byłam w pełni trzeźwa, pozwoliłam mu na to. Kilka piosenek później ja wylądowałam na stole, tańcząc macarenę z butelką piwa w ręce. Nawet nie pamiętałam jak znalazłam się w pokoju na górze z chłopakiem, z którym wcześniej tańczyłam. Czułam jego usta na moich, a ręce błądziły po moim ciele. Nagły przebłysk świadomości tego, co robię, zmusił mnie do odepchnięcia chłopaka. Wybiegłam z z pokoju i pędząc na dół po schodach. Minęłam wszystkich, a wychodząc z domu nawet się nie pożegnałam Poczułam na policzkach zimny wiatr, który powoli mnie ocucił. Usiadłam na krawężniku przed domem i schowałam głowę między kolana. Czułam, jak kręci mi się w głowie, a moje nogi bolały niemiłosiernie.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam znajomy głos.
Od razu się wyprostowałam i zerknęłam na Nialla z bladym uśmiechem na twarzy.
- Taak. - skłamałam, mając nadzieję, że mi uwierzy, mimo, iż ja sama nie byłam co do tego przekonana.
- Jasne. - mruknął i usiadł obok mnie.
- Wracaj do środka, nie trać imprezy. - mruknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Trudno. Wolę zostać. - mogłabym przysiąc, że właśnie się uśmiechnął. - Co jest?
Westchnęłam cicho.
- Prawie... -  głos mi się załamał, a łzy pociekły po policzku. - prawie zdradziłam swojego chłopaka. Tak bardzo za nim tęsknię!
Blondyn zdjął bluzę i narzucił na moje ramiona, po czym nieśmiało przyciągnął mnie do siebie. Poczułam, jak delikatnie głaszcze mnie po włosach.
- Wszystko będzie dobrze. Zadzwoń do niego. Spotkaj się.
- Ale to nie takie łatwe! On nie jest z Londynu. Mieszka w miasteczku, gdzie ja kiedyś. Nie mam możliwości zobaczenia go, nawet przez tę jebaną kamerkę, bo jak on nie ma czasu to ja mam, a jak ja nie mam to on ma. Nawet nie mogę się do niego przytulić. A teraz jest jeszcze zazdrosny. Czuję, że go tracę, a nie chcę tego. - Zaszlochałam, wtulając się bardziej w chłopaka. - Do tego nogi mnie bolą i zaraz chyba zwrócę wszystko, co dzisiaj zjadłam....
Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Zerwałam się niczym torpeda do najbliższego śmietnika, po czym nachyliłam się i... no cóż. Wiadomo co. (XD) Wyprostowałam się, gdy skończyłam, odgarniając przy tym włosy do tyłu. Jęknęłam cicho, kucając i chowając głowę między kolanami.
- Chodź. - usłyszałam chichot mojego kolegi. - Zaprowadzę cię do domu.
Ponownie z moich ust wydobył się cichy jęk.
- Okej. - mruknęłam i sięgnęłam do torebki po miętową gumę do żucia. - Ale mógłbyś mi przynieść wody albo coś? Zaschło mi troszkę w ustach....
Nie zdążyłam dokończyć, a wejściowe drzwi trzasnęły. Usiadłam i ściągnęłam buty. Trudno, będę wracać boso, moje stopy nie wytrzymałyby i odpadły. Naprawdę żałowałam, że nałożyłam obcasy. Po chwili u mojego boku pojawił się Niall z butelką wody. Wzięłam ją od niego. Wzięłam łyka, płucząc sobie usta, a później wyplułam wodę do kosza na śmieci. W końcu się napiłam, zwilżając moje zeschnięte usta. Wzięłam jedną gumę i zaczęłam ją spokojnie żuć, aby mój oddech był nieco świeższy. Wyciągnęłam ręce w stronę blondyna, a on je złapał i pomógł mi wstać. Niestety, gdy tylko mnie puścił, ja o mało co nie wylądowałam na ziemi, jednak złapał mnie w porę. Nie mogłam utrzymać się na nogach, więc chłopak wziął mnie na ręce, każąc jedynie trzymać mocno buty, po czym zaniósł mnie do domu. I to wszystko, co zapamiętałam z tamtej imprezy.

środa, 18 lipca 2012

siedem.

szukałam tej piosenki przez calusieńki rok. -,- XD


___________________________
Zarzuciłam torbę na ramię i weszłam do gabinetu dyrektora. Mężczyzna miał około pięćdziesiątki, trochę przygruby, z wąsem, a na nosie miał okrągłe okulary, które ciągle poprawiał. Był ubrany elegancko. Biała koszula, granatowe spodnie, a do kompletu marynarka, która wisiała na oparciu krzesła. Pod szyją miał zawiązany gładki, jasno niebieski krawat.
Na jego twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech, gdy tylko mnie zobaczył. Wskazał ręką na krzesło, na przeciwko jego biurka. Usiadłam, to samo zrobił pan McKinley, bo chyba tak miał na nazwisko, skoro to nazwisko było wygrawerowane na tabliczce, która leżała na biurku.
- Dzień dobry. - przywitałam się grzecznie.
- Witam panią, pani.....?
- Heart. Danielle Heart. - powiedziałam. - Jestem nowa.
- Ohm... Tak, tak. Już kojarzę. Więc co cię tu sprowadza? - spytał, po czym podsunął mi pod niemalże sam nos miseczkę z cukierkami. - poczęstuj się.
Wzięłam jednego cukierka i schowałam go do kieszeni. Posłałam mężczyźnie delikatny uśmiech, a on go odwzajemnił.
- Dziękuję. - mruknęłam. - Więc... Pan Argent wysłał mnie tutaj, gdyż nie chciałam mu oddać telefonu.
Dyrektor pokiwał głową, zamyślony gładząc swoje (śmieszne) wąsy.
- A czemu nie chciałaś go oddać? - spytał.
- Cóż... W sumie to nic nim nie robiłam. Dostałam jedynie wiadomość, a nie wyłączyłam dźwięku. Zresztą, telefon był bardzo drogi, a także czekam na ważną wiadomość, więc wolałam go nie oddawać, jednakże pan Argent nie dał mi dojść do głosu i wysłał mnie tutaj. - Powiedziałam jak najbardziej spokojnie. Dyrektor słuchał mnie uważnie, a kiedy już skończyłam, pokiwał tylko głową i wstał.
- Ehhh, jako, że pani jest tu nowa i najwyraźniej nie zapoznała się z regulaminem szkoły, nie zostanie pani ukarana za swoje zachowanie. - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. - Jednak nie zostanie ono zapomniane. Będziemy mieć panią na uwadze, bo widzę, że jest pani raczej.... zadziorna. - powiedział, spoglądając na mnie znacząco, a ja tylko się uśmiechnęłam. - Wiec wyjdzie pani tylko z naganą. I zapozna się pani z regulaminem, dobrze? Może pani wracać na lekcję, która skończy się za pięć minut.
Nawet nie czekał na moją odpowiedź, tylko zajął się przeszukiwaniem papierów. Chwyciłam torbę i wyszłam z pokoju, mówiąc oczywiście "Do widzenia".
Wyciągnęłam telefon z torby i otworzyłam tę nieszczęsną wiadomość.

Wybacz, ale po prostu zauważyłem, że mnie nie kojarzysz, więc po prostu pomyślałem, że fajnie byłoby poznać kogoś, kto nie uważa cię za "tego Nialla z One Direction", tylko za normalnego chłopaka. 


Westchnęłam cicho, czytając wiadomość po raz drugi. Trochę było mi głupio, jednak gdy do niego pisałam, byłam nieźle wkurzona.

Ech, dobra, powiedzmy, że Ci wybaczam. :> Tylko teraz przez te głupie zdjęcia cała szkoła, w sensie prawie wszystkie dziewczyny się na mnie gapią. o.O I trafiłam przez Ciebie na dywanik... Zabiję cię, blondasie. XD :D 

Wysłałam i wydostałam plik karteczek ze swoim planem lekcji. Następną miałam geografię, a później francuski, co mnie delikatnie przeraziło, bo w ogóle nie potrafiłam mówić w tym języku. Poszłam pod salę, w której teraz mam lekcję. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam komórkę.
 

NIEEE! Jestem za młody, żeby umierać! :C Haha, ale teraz dzięki mnie będziesz słaaaaaawna! ;D Nawet nie wiesz, ile dziewczyn by chciało tobą teraz być. Czemu przeze mnie? Ja nic nie zrobiłem. :< Btw. Dzisiaj z chłopakami robimy imprezę. Dopiero co wróciliśmy z trasy i chcemy to uczcić. Może wpadniesz?

Zmarszczyłam brwi. Serio? O boże, jak on mnie zaczynał denerwować, ale był w pewnym stopniu zabawny i dlatego go polubiłam. 


Serio? Wiesz, że teraz będę miała przejebane? :O :D Co do imprezy... Może wpadnę, może nie. Nadal jestem trochę zła, za te cholerne ploteczki. :D Trafiłam do dyrektora, bo nie wyciszyłam telefonu, a Ty dopiero teraz odpisałeś... *.* Mam nauczkę. Doobra, muszę kończyć, bo mi się lekcja zaczyna. Opowiem Ci, jeśli się jeszcze spotkamy. Geografia... Skaczę z radości. D: 

Wcisnęłam wyślij i wyciszyłam dźwięk.Dzwonek zabrzęczał w tej samej chwili.
Cały dzień w szkole szybko mi zleciał. Ludzie przestali się na mnie tak gapić, jak rano. Poznałam parę osób, jednak nikt nie przypadł mi do gustu. Kiedy wychodziłam ze szkoły podeszła do mnie blondynka z zielonymi oczami. Myślałam, że minie mnie, tak jak reszta uczniów, ona jednak zatrzymała się z szerokim uśmiechem na ustach.
- Cześć. - Przywitała się grzecznie. - Jestem Sylvia.
- No cześć. - mruknęłam, chowając książkę, którą trzymałam w ręce do torby. - Danielle.
- Miło mi. - uśmiech nie schodził z jej twarzy. Nie powiem, był zaraźliwy. - Hmm..... Może wybierzemy się na kawę? Niedaleko jest kawiarnia.
Zagryzłam lekko wargę. Propozycja była dość kusząca, lecz nie wiedziałam, czy się na nią zgodzić. Po chwili zastanowienia pokiwałam głową.
- Okej. Chodźmy. - powiedziałam z uśmiechem.
Ruszyłam przed siebie, jednak po chwili zerknęłam za siebie, sprawdzając, czy  dziewczyna idzie za mną. Ona jednak stała i patrzyła się na mnie z rozbawieniem. Zmarszczyłam brwi.
- Co?
- Kawiarnia jest tam. - powiedziała i wskazała ręką stronę.
Podeszłam do niej, o czym ruszyłyśmy już w prawidłową stronę. Po drodze dowiedziałam się dosyć dużo o mojej nowej znajomej. Ona pół roku temu była "tą nową" i wie, jakie to trudne być w nowej szkole i nikogo nie znać, dlatego też do mnie podeszła. Poczułam wielką wdzięczność, jednak wolałam tego teraz nie okazywać. Zanotowałam sobie w głowie, że muszę się jej jakoś odwdzięczyć. Ponadto, dziewczyna była z Polski, przeprowadziła się do Londynu, gdyż jej rodzice dostali lepsze propozycje pracy.
- Więc... - zaczęłam, przerywając niezręczną ciszę, która właśnie zapadła między nami. - jakie są twoje ulubione zespoły? - spytałam. Naprawdę mnie to ciekawiło.
Dziewczyna zastanowiła się nad odpowiedzią, co nie zajęło jej nawet minuty i odpowiedziała bez zająknięcia.
- Na pewno Green Day i The Make Believe. - powiedziała, upijając łyk swojej kawy. - No i One Direction. Cholernie się ucieszyłam, kiedy rodzice powiedzieli mi o przeprowadzce, bo wtedy nadarzyła się okazja, żeby ich poznać. Jednak na razie nie miałam jeszcze tej przyjemności.
W mojej głowie zapaliła się zielona lampka. Jednak aby zrealizować ten plan, musiałam się spytać o pozwolenie.
- Hah... - mruknęłam w zamyśleniu. - To dużo się od siebie nie różnimy. Tyle, że ja nie słucham tych chłopaczków. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy. - Echm, wybacz, muszę do toalety.
Powiedziałam, wstając. Wzięłam swoją torbę i poszłam do damskiej toalety. Wyciągnęłam komórkę po dość długich poszukiwaniach. Wzięłam głębszy oddech. Znalazłam w kontaktach imię mojego nowego znajomego i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nie musiałam długo czekać.
- Halo? - Usłyszałam ten specyficzny akcent i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Cześć, blondasie. - przywitałam się. - Czy zaproszenie na dzisiejszą imprezę nadal jest aktualne? - spytałam ostrożnie.
- Jasne. - powiedział po chwili milczenia, jednak słychać było, że się ucieszył. - prześlę Ci adres SMS-em.
- A... mogę przyjść z koleżanką? Bo w sumie nie będę nikogo znać. - Powiedziałam, zaciskając kciuki.
- Jaasne, przychodź z kim chcesz. - Odpowiedział wesoło. - Dobra, ja muszę kończyć, bo zaraz zaczynamy wywiad. Pewnie będą pytać o moją nową miłość. - zachichotał, po czym się pożegnał. - Pa, kocie.
Wywróciłam oczami, chowając telefon z powrotem do torby i wróciłam do mojej znajomej.
- Wybacz, ale jeszcze musiałam wykonać ważny telefon. - Spojrzałam na nią tajemniczo z uśmiechem na ustach. - Co robisz dzisiaj wieczorem?
- W sumie nic. - Tym pytaniem zbiłam ją z tropu. - A czemu pytasz?
- Mój znajomy robi imprezę. A ty - wepchnęłam sobie trochę lodów do buzi i wskazałam na blondynkę łyżeczką. - idziesz ze mną, moja droga.
Jej oczy zabłysły, a na twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech niz przedtem. Aż się zdziwiłam, ze to było możliwe.
- Okej. To o 18 u mnie. Co prawda wszystko zaczyna się o 19, ale wiesz. Trzeba się przygotować. - Powiedziałam, uśmiechając się zawadiacko. Zerknęłam na zegarek. - Masz dwie godziny, wyrobisz się, no nie? Dobra, muszę spadać.
Położyłam pieniądze na stół i wyszłam z kawiarni, żegnając się wcześniej z koleżanką. Humor mi się niezwykle poprawił, więc niemalże w podskokach doszłam do domu. Musiałam jeszcze posprzątać pokój i odrobić lekcje, mimo, że jutrzejszy dzień był wolny z okazji Dnia Nauczyciela, jednak miałam przeczucie, że nie będę w stanie odrobić jutro lekcji.


_____________
męczyłam się nad tym rozdziałem strasznie. :O i mi się za bardzo nie podoba, ale trudno. następny powinien być lepszy. :D

sobota, 14 lipca 2012

sześć.

"Hollywood whore
Passed out on the floor
I'm sorry but the party's over"

Odszukałam telefon, który od pięciu minut grał refren piosenki Papa Roach, którą kiedyś uwielbiałam. Zmieniło się to po pewnym czasie, kiedy popełniłam podstawowy błąd i ustawiłam ją sobie jako budzik. Wyłączyłam denerwujący dźwięk, zerkając przy tym na zegarek. Było pięć po szóstej. Wygramoliłam się z łóżka, wsunęłam na stopy kapcie w króliczki, a na ramiona nasunęłam puchowy szlafrok, koloru niebieskiego. Podeszłam do szafy, zagryzając lekko wargi. Dzisiaj pierwszy dzień w nowej szkole, do tego jest początek semestru, ale jestem w drugiej klasie, więc będę postrzegana jako "ta nowa", co nie za bardzo mi się uśmiechało. Jako, że według mnie, wszyscy będą spoglądać na mnie z politowaniem, musiałam się jakoś ładnie ubrać. W końcu wybrałam czerwone rurki i conversy tego samego koloru, a do tego luźną białą bluzkę na krótki rękawek z napisem "Bite Me" i podobizną kłów. Wampiry były tandetne i dawno wyszły już z mody, jednak ja byłam w nich wręcz zakochana. Nic na to nie poradziłam. Skierowałam się do toalety, wzięłam szybki prysznic i umyłam starannie zęby oraz twarz. Kiedy się ubrałam, a włosy uczesałam i pozwoliłam im opaść swobodnie na plecy, nałożyłam naprawdę delikatny makijaż. Wyszłam z łazienki, spoglądając na zegarek. Miałam jeszcze godzinę. Otworzyłam laptopa i weszłam na twittera.

Pierwszy dzień w nowej szkole. :O Może nie będzie aż tak źle. xx. 

Dodałam tweeta. Zaczęłam przeglądać jakieś portale, aż w końcu jeden artykuł przykuł moją uwagę. A właściwie to imię, które mi się skojarzyło. Nagłówek brzmiał tak : "Niall Horan, jeden z pięciu członków  boy bandu One Direction został wczoraj złapany na spotkaniu z tajemniczą dziewczyną. Czy to jego nowa miłość?!". Niall.... Nie, to nie mógł być on. Chociaż.... Szybko kliknęłam w nagłówek i ukazał mi się cały artykuł. Było w nim mnóstwo zdjęć blondasa z jakąś dziewczyną. Dopiero po pięciu minutach zorientowałam się, że to mój nowy znajomy i ... ja.

Niall Horan (18l.) był wczoraj widziany z nieznajomą dziewczyną na ulicach Londynu. Wyraźnie między nimi iskrzyło. Zakochana para spacerowała ulicami Londynu przez prawie cały dzień. Śmiali się i wygłupiali, widać, że cieszyli się swoim towarzystwem. Czy coś z tego będzie? Czy członek One Direction w końcu znalazł prawdziwą miłość? Cóż, dowiemy się w swoim czasie.

Siedziałam przez parę minut z rozdziawioną buzią. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą przeczytałam.
- Co kurwa? - mruknęłam do siebie i od razu rzuciłam się w stronę telefonu. Nie było żadnych wiadomości. Ani od Matta, ani od Hayley. Zagryzłam lekko wargi.

Widziałeś, co piszę O NAS w tabloidach? Czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś pieprzoną gwiazdką?

Byłam wkurzona. I to nieźle. Wiedziałam już, skąd nagle tyle hejtów się pojawiło w moją stronę na twitterze. Miałam jednak nadzieję, że w szkole nikt nie rozpozna mojej twarzy, chociaż trudno będzie jej nie rozpoznać, skoro było dużo zbliżeń. Niestety.
Wystukałam tak dobrze znany mi numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po paru sygnałach usłyszałam jego głos.
- Halo? - spytał z tą charakterystyczną chrypką Matt. Tak bardzo brakowało mi dźwięku jego głosu. - Po co dzwonisz? Przecież masz już nowego chłopaka.
Zamurowało mnie.
- Co proszę? - powiedziałam po chwili. - Jaja sobie robisz, stary?! Jakiego NOWEGO chłopaka? - specjalnie zrobiłam nacisk na przedostatnie słowo.
- No co się tak dziwisz? - słyszałam, że jest wkurzony. - Trzeba było się tak nie afiszować nowym związkiem.
Parsknęłam śmiechem.
- No chyba cię pojebało. Nowym związkiem? Mnie z tym chłopakiem nic nie łączy. Nawet o dobrze nie znam. Oddał mi wczoraj telefon, bo go zgubiłam.
Mój chłopak nic nie odpowiedział. Tylko głucha cisza.
- Nie mogę uwierzyć, że jesteś zazdrosny! - pisnęłam do aparatu i zaśmiałam się cicho. - Kocham cię, idioto. Niall czy jak mu tam jest tylko i jedynie znajomym. I pewnie się z nim więcej nie spotkam.
- To... to dobrze. - powiedział z ulgą w głosie. - Tęsknię za tobą i zaczynam świrować.
Westchnęłam cicho. Tak bardzo chciałam go teraz przytulić.
- Wiem. Ja też za tobą tęsknię, ale niedługo się zobaczymy, obiecuję.
- DANIELLE! ŚNIADANIE! - usłyszałam krzyk ojca. Zdusiłam w sobie westchnienie.
- Skarbie muszę kończyć. Kocham cię, pa. - powiedziałam i rozłączyłam się. Telefon wpakowałam do kieszeni.
Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni jak rakieta. Spojrzałam na zegarek. Miałam jakieś pół godziny, a było to bardzo mało, bo jeszcze musiałam iść po plan zajęć i książki. Chwyciłam tylko tosta, który leżał na talerzu i szybko go ugryzłam, po czym popiłam szklanką soku pomarańczowego. Wróciłam do pokoju, wzięłam tylko torbę i wybiegłam z domu. Na szczęście tata też wychodził i mnie podwiózł.
Wysiadłam z bmw mojego ojca i stanęłam przed wielkim, murowanym  budynkiem. Zawiesiłam torbę na ramieniu, pożegnałam się z moim "szoferem" i ruszyłam przed siebie. Sekretariat znalazłam dość szybko. Znajdował się na parterze, a na suficie wisiała wielka tabliczka ze strzałką. Zapukałam cicho i weszłam do środka gdy usłyszałam pozwolenie.
Pomieszczenie było dość duże, na ścianach położone kawowe tapety, szara wykładzina na podłodze była pomięta przez tysiące butów przechodzących po niej. Na przeciwko drzwi stało wielkie biurko, za którym siedziała kobieta po czterdziestce z farbowanymi na platynowy blond włosami i sztuczną opalenizną. Kiedy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Witam, w czym mogę pomóc? - spytała uprzejmym tonem, spoglądając w moją stronę.
- Dzień dobry. - Powiedziałam. - Nazywam się Danielle Heart i jestem tu nowa. Przyszłam po plan zajęć.
- Ach tak. - Kobieta pokiwała głową i zaczęła przebierać w stertach papierów. Po pięciu minutach wyciągnęła plik kartek i mi go podała. Zerknęłam na niego. Pierwszą lekcją była matematyka w sali numer 130. Westchnęłam cicho. Po chwili kobieta wręczyła mi książki i mundurek
- Powodzenia. - pożegnała się, kiedy wychodziłam z gabinetu.
"Będzie mi potrzebne" pomyślałam, jednak nie wyjawiłam tego światu. Idąc tak z plikiem kartek, mijałam uczniów. Czasem niektórzy coś szeptali, inni się śmiali. Skierowałam się do toalety, szybko przebrałam w białą bluzkę polo, na to nałożyłam granatowy sweter z emblematem szkoły oraz plisowaną spódniczkę do kolan. Jedynym elementem, który mogłam zostawić i które w ogóle nie pasowały były buty. Cóż, musiałam przeżyć jeden dzień w czerwonych conversach. Szybko skierowałam się do sali 130. Weszłam trochę po dzwonku i nauczyciel przedstawił mnie klasie, po czym wskazał moje miejsce obok pryszczatego chłopaka z totalnie niezadbanymi włosami, które odstawały na wszystkie strony. Chyba miało to wyglądać na artystyczny nieład, albo chłopak chciał się upodobnić do Roberta Pattinsona, ale chyba coś mu nie wyszło.
- Hej ty, Danielle. - usłyszałam, jak mój sąsiad mnie woła. Kiedy na niego spojrzałam uśmiechnął się do mnie zadziornie, na co ja tylko uniosłam jedną brew. - Jestem Eliott. Eliott Brown, dla jasności.
- Miło mi. - mruknęłam, spoglądając na nauczyciela, który właśnie rozpoczął prowadzić lekcję. Eliott próbował parę razy do mnie zagadać, ale delikatnie dawałam mu do zrozumienia, że wolę słuchać nauczyciela.
Nagle w połowie lekcji rozległ się przeraźliwy krzyk, aż wszyscy podskoczyli, a później usłyszeć można było dźwięki gitar. Nagle poleciała cała piosenka.
http://www.youtube.com/watch?v=Hg7lIkZdTPk (chodzi mi o nią. :D)
Cholera. To był mój telefon. Zaczęłam klepać się po udach, jednak nie miałam kieszeni. Rzuciłam się do torby. Kiedy znalazłam komórkę, zaczynała się druga zwrotka piosenki. Cała czerwona wyciszyłam telefon. Przelotnie zauważyłam, że dostałam SMS-a od Nialla. Pięknie.
- Ehm.... Przepraszam bardzo. - mruknęłam, rumieniąc się jeszcze bardziej. Cała cholerna klasa patrzyła się na mnie, jakbym właśnie zabiła ich rodzinę, albo przynajmniej narzygała na środek klasy.
- Oddaj mi telefon. - Powiedział nauczyciel, wyciągając rękę w moją stronę. Zamurowało mnie.
- Przepraszam, ale nie. - mruknęłam, chowając telefon do torby.
- Oddawaj mi go, młoda panno, albo pójdziesz do dyrektora.
- Przepraszam bardzo, ale jest to mój telefon, moja własność. Nie oddam go panu, przykro mi. - powiedziałam, podnosząc dumnie głowę i wypinając pierś.
- W takim razie, proszę do dyrektora. - powiedział mężczyzna. - Adam, zaprowadź pannę nie-wykonuję-poleceń-nauczyciela do pana McKinley. - skierował swoja prośbę do wysokiego bruneta z przekłutym uchem i włosami postawionymi na żel.
Chłopak wstał i wskazał mi ręką, żebym szła za nim. Chwyciłam torbę, po czym wyszłam z sali, nawet nie mówiąc "do widzenia".Westchnęłam cicho, podążając za chłopakiem. Nie ma co, dobrze zaczęłam szkołę.


______________________________
Ogólnie, pisałam ten rozdział parę godzin, że trzy chyba, i nie jestem z niego zadowolona. *.* No, nevermind. :D
Rozdział dla Staśka, która nawet go nie czyta, ale co tam. W końcu ma dzisiaj urodziny.:3
Pozdrawiam S,S,J(żonoXD),W i M. i kurde, udanego obozu. ;3 I kurde żebyście tańczyli po nim jeszcze lepiej niż dotychczas. XD :D Lofki soł macz.  :3 Widzimy się 27 przez pięć minut, haha. :3

środa, 11 lipca 2012

pięć.

Haha, ten rozdział pisany był na paragonie, kawałku kartki, starej legitymacji (XDD) i papierowym talerzu. Widać, że muszę brać zawsze ze sobą jakiś zeszyt... :D

________________________________

Kiedy wróciłam do domu, poczułam charakterystyczny zapach smażonych naleśników. Rzuciłam więc torbę i poszłam do kuchni, sprawdzić, czy coś jeszcze zostało. Było miłą niespodzianką widzieć ojca w fartuchu, który właśnie kładł talerz z naleśnikami na stole.
- Cześć tato. - Przywitałam się grzecznie, dając mu buziaka w policzek i usiadłam na krześle.
- Cześć, skarbie. - Odpowiedział, całując mnie w czoło. Poczułam wtedy zapach jego wody kolońskiej, którą tak bardzo uwielbiałam. Dobrze mi się kojarzyła.
- Gdzie byłaś? - spytał, widząc, że mam na sobie buty.
- Zwiedzałam okolicę. - wzruszyłam ramionami.
Opowiedziałam mu o mojej wycieczce i wrażeniach. Oczywiście pominęłam spotkanie z Li...Le... Jak on się nazywał? Westchnęłam w duchu. Nigdy nie miałam pamięci do nazwisk.
- Cieszę się, że ci się tutaj podoba. - powiedział, ponownie całując mnie w czoło. Wiedziałam, że miał wyrzuty sumienia odnośnie tego, iż nie porozumiał się ze mną w sprawie przeprowadzki, ale widziałam, że stara się mi to wynagrodzić. 
Nałożyłam na talerz naleśnika i pokryłam go nutellą, po czym zawinęłam. W tej samej chwili do pomieszczenia weszła Serena i przywitała się z ojcem bardzo namiętnie. Nie chciałam na to patrzeć, wciąż trudno mi było poradzić sobie z myślą, że ta paniusia zajęła miejsce mamy. Wpakowałam sobie naleśnika do ust. Kiedy skończyłam śniadanie, posprzątałam po sobie, po czym ruszyłam do pokoju.  Gdy już zawartość większości pudeł miało już swoje miejsce, chwyciłam laptopa, który cierpliwie czekał na biurku. Włączyłam go i czekając, az się załaduje zeszłam do kuchni. Wzięłam paczkę chipsów, a także colę. Wróciłam do pokoju, zamykając za sobą drzwi nogą. Rozłożyłam się wygodnie na łóżku. Hayley była dostępna na Skype, więc do niej zadzwoniłam. Nie musiałam dużo czekać. Odebrała od razu.
- DANIELLE!- wrzasnęła na powitanie, czym wywołała u mnie atak śmiechu.
- HAYLEY! - odkrzyknęłam, dalej się śmiejąc.
Kiedy już się trochę uspokoiłam, uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny, która szczerzyła się jak głupia do kamerki.
- Co u Ciebie? Jak tam Matt? - spytałam.
- Emm, dobrze, całkiem. Matt tęskni za tobą. Zresztą, ja też. - powiedziała, a ja westchnęłam cicho.
- Też za wami tęsknię. - odpowiedziałam.
Przez następne piętnaście minut rozmawiałyśmy głownie o moim nowym domu, planowałyśmy wakacje. Hayley miała przyjechać do mnie na dwa tygodnie, a później ja do niej. Później rozmowa zmieniła się w ploteczki. Dowiedziałam się, że między innymi, że jest planowany konkurs Miss w naszym małym miasteczku i startuje trzykrotna Miss, Caroline. Typowa dziunia, chamska, zarozumiała. Nigdy mnie nie lubiła, zresztą ze wzajemnością. Kiedyś niechcący ją szturchnęłam, a ona wylała na mnie jogurt, więc ja jej oddałam, tyle że na jej ślicznej koszulce wylądowało ciasto z kremem. Od tamtego czasu stałam się jej celem numer jeden.
- Ej, w ogóle, to czemu nie odbierasz telefonu?  Nie odpisujesz na SMS-y? - spytała Hayley, a ja zamarłam.
Rzuciłam się jak poparzona do torby. Przetrząsnęłam ją całą, ale nie mogłam znaleźć komórki. Przeszukałam cały dom i nic. W końcu przypomniałam sobie o porannym incydencie.
- Cholera. - mruknęłam pod nosem. - Muszę kończyć. Pa.
Rozłączyłam się z przyjaciółką i od razu pobiegłam po domowy. Chwyciłam słuchawkę i zadzwoniłam na swój numer. Nikt nie odbierał, jednak ja wciąż dzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki, dopiero po piątym razie.
- Cześć. - odezwałam się po chwili. - Kto mówi?
- Harry. Chociaż to ja powinienem się spytać ciebie.
Westchnęłam cicho.
- Masz mój telefon. Kojarzysz? Dzisiaj wpadłam na twojego kolegę. Wyglądałam jak on. W sensie z ubrania. - powiedziałam, plącząc się we własnych słowach. - Danielle.
- Ach, tak, tak. Kojarzę.
- Kiedy mogę odebrać telefon? - spytałam, nie owijając w bawełnę. Chciałam mieć już go przy sobie.
Harry się zawahał.
- O 19, MilkShake City. - powiedział przyjaznym głosem. -  Do zobaczenia. - rozłączył się.
Zmarszczyłam brwi. Nawet nie wiedziałam gdzie to jest. Zerknęłam na zegarek. Była dopiero piętnasta. Miałam więc dużo czasu. Weszłam na twittera, potem na facebook'a. Nic ciekawego się nie działo. Oprócz tego, że nagle przybyło mi dużo obserwujących na twitterze i posypały się hejty skierowane do mojej osoby. Nie wiedziałam o co chodzi, więc po prostu to olałam. Sprawdziłam, jak dojechać do MilkShake City i zerknęłam na zegarek. Dochodziła już szesnasta, więc wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w krótkie spodenki, luźną bluzkę i trampki. Włosy zostawiłam rozpuszczone.Chwyciłam torebkę, do której wpakowałam klucze i tak dalej. Tuż przed samym wyjściem poprawiłam włosy, a usta pociągnęłam malinowym błyszczykiem, który po chwili wylądował w mojej torbie. Wyszłam z domu, ogłaszając domownikom, iż wychodzę i nie wiem kiedy wrócę.
Do umówionego miejsca dotarłam bez żadnego problemu, więc byłam trochę przed czasem. Weszłam do pomieszczenia, siadając przy jednym ze stolików. z nudów zaczęłam wpatrywać się w swoje ręce, które nagle zrobiły się takie interesujące.
- Hej. - usłyszałam czyjś głos i podskoczyłam na krześle. Złapałam się odruchowo za serce, a do moich uszu dobiegł śmiech, który już kiedyś słyszałam.
Zadarłam głowę, a nade mną stał ten blondyn, przyjaciel mojego klona. Uśmiechał się przyjaźnie i wpatrywał we mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział, siadając na przeciwko mnie. Moja brew lekko się uniosła. Chłopak musiał zauważyć malujące się na mojej twarzy pytanie.
- Tylko ja mogłem przyjść i przynieść ci twój telefon. - powiedział i wyciągnął z kieszeni moją komórkę.
Wzięłam ją i odblokowałam. Miałam dziesięć wiadomości od Matta, piętnaście od Hayley i cztery nagrania na sekretarkę. Westchnęłam cicho, chowając telefon. Zerknęłam na mojego towarzysza.
- Dzięki. - powiedziałam, posyłając mu szeroki uśmiech, który natychmiast odwzajemnił. Był taki.. radosny, beztroski.
- Nie ma za co. - odpowiedział, a jego usta rozjechały się jeszcze bardziej, jakby to było w ogóle możliwe. - Hmm... może masz ochotę na Shake'a?
- Chętnie. - powiedziałam i zaczęłam szukać portfela w torbie, jednak chłopak mi przerwał.
- Ja zapłacę. Mój jakiego chcesz.
- Ależ nie, ja zapłacę. - powiedziałam, jednak widząc jego minę mówiącą "ze mną nie wygrasz" westchnęłam cicho. - waniliowy.
- Okej. - rozpromienił się i wstał. Po paru minutach wrócił z dwoma shake'ami w ręku. Jeden podał mi, a ja uśmiechnęłam się tylko.
Nastała niezręczna cisza, którą blondyn szybko przerwał.
- Hmm... muszę powiedzieć, że nie wyglądasz, jakbyś była stąd. - powiedział.
- Masz rację, nie jestem stąd. - Powiedziałam, śmiejąc się pod nosem. - I najchętniej nigdy bym się tutaj nie przeprowadziła.
- Więc czemu się tu przeniosłaś? - wyglądał na zaintrygowanego.
Westchnęłam cicho, opowiadając mu całą historię mojej przeprowadzki. Chłopak chciał wiedzieć coraz więcej, więc zadawał mi więcej pytań, na które odpowiadałam, nawet nie zie wahając. Lekko mnie to przeraziło, bo przed nikim jeszcze się tak bardzo nie otworzyłam, jak przed nim, mimo, że dopiero teraz się poznaliśmy. Niebieskooki także opowiedział mi parę historii ze swojego życia.
Po godzinie, kiedy skończyły nam się już pytania, zerknęłam na zegarek. Nie było aż tak późno, jak się spodziewałam, jednak byłam bardzo zmęczona.
- Ehm... - mruknęłam, kiedy wychodziliśmy z pomieszczenia. - Dziękuję.
Trudno mi było rozmawiać o uczuciach i tym podobne, ale kiedy wygadałam się temu chłopakowi, po prostu zrobiło mi się lżej na duchu. Przez te pół roku nikomu nie powiedziałam, jak się czułam. Jaka byłam samotna, jak bardzo cierpiałam przez nowy związek ojca. Mimo, że tego nie pokazywałam, bardzo to przeżywałam.
- Nie ma sprawy. - powiedział chłopak, spoglądając na mnie z uśmiechem. - Może... może kiedyś to powtórzymy?
- Hmmm, jasne, czemu nie. - zgodziłam się, a moje wargi uniosły się delikatnie ku górze.
- To daj telefon, wpiszę ci mój numer. - powiedział, podając mi swoją komórkę. Szybko wpisałam ciąg liczb i podałam chłopakowi urządzenie. On w te samej chwili oddał mi moją wcześniejszą zgubę. Zerknęłam na nazwę. Nazywał się Niall. No tak. Przez cały czas, nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia, a wstyd mi było zapytać. Zrobiłam jeszcze chłopakowi zdjęcie, po czym pożegnałam się z nim i wróciłam do domu taksówką. W połowie drogi napisałam SMS-a do Matta :

Przepraszam kochanie, że się nie odzywałam, ale zgubiłam telefon i nawet tego nie zauważyłam. teraz już go odzyskałam. Kocham Cię, Danielle. ;3 

Wcisnęłam wyślij. Po paru minutach poczułam wibracje. Dostałam wiadomość. Byłam pewna, że napisał Matt, jednak zawiodłam się. Chociaż, był to nawet dobry zawód.

Dzięki za dzisiaj. Mam nadzieję, że nie przestraszyłem Cię tymi swoimi pytaniami. Ciekawość to moja jedna z wielu wad. ;D - Niall. 

Zaśmiałam się cicho i od razu odpisałam :

Haha, nie przestraszyłeś mnie. ;) Dzięki za shake'a i za to, że mogłam Ci się wygadać. Dawno z nikim tak nie gadałam. Dziękuję, Danielle. 
P.s. - świetnie się bawiłam dzisiaj. ;D kiedy powtórka? ;D 

Wyślij. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.

Nie ma za co. Możesz na mnie liczyć. :P Nialler. 
P.S. Może jutro? Oprowadzę cię po Londynie. Może z chłopakami? :D Louis chce bardziej poznać swoją podróbkę, haha. 

Odpisałam, że bardzo się cieszę i że chętnie się z nimi jutro spotkam, a także poznam moją marną męską wersję. Kiedy weszłam do domu po prostu padłam na twarz. Napisałam tylko Niallowi dobranoc i niemalże od razu zasnęłam, mimo, że jeszcze przez parę minut zastanawiałam się, czemu mój chłopak nie odpisał. Może się obraził. Albo ja popadam w paranoję.    

poniedziałek, 9 lipca 2012

cztery.

Od razu dedyk dla Samanty, joł. Lofczi, kurde. Cieszę się, że spodobał Ci się ten blog, mimo, że się dopiero zaczął. XDDDDDD Lofki. ;3

_______

Zerknęłam po raz ostatni na ten uroczy, niewielki domek, pomalowany białą farbą. Ogródek przed budynkiem był pusty, ale zadbany. W ziemię była wbita tabliczka, informująca, że dom jest na sprzedaż. Dziwnie mi było na to patrzeć i wyobrazić sobie kogoś innego w tym domu. Inną rodzinę, może szczęśliwą, może nie. Miałam jedynie nadzieję, że rodzina, która będzie miała szczęście zamieszkać w tym wspaniałym domu, będzie potrafiła o niego zadbać jak należy. Zapięłam pasy, zagryzając wargi. Cały obraz nagle się rozmazał, a to wszystko przez łzy, które zebrały się w moich oczach. Szybko mrugnęłam, dając łzom spokojnie spłynąć po moich policzkach i lekko mnie łaskocząc. Nigdy nie lubiłam okazywać słabości, nienawidziłam płakać przy kimś, jednak dzisiaj pozwoliłam, aby wszyscy moi znajomi, ojciec, jego dziewczyna, a także kierowca ciężarówki ujrzeli przeźroczysty płyn, spływający z moich oczu. Zerknęłam przez okno na Hayley. Była cała zalana łzami, jej twarz lekko napuchnięta, wtulała się w pierś Matta, który świdrował mnie swoim smutnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego lekko przez łzy. W tym samym momencie samochód ruszył, a ja zostawiłam za sobą całe swoje życie i rozpoczęłam zupełnie nowy rozdział.

Parę godzin później.

Weszłam do wielkiego pokoju z kawowo-beżowymi ścianami i dwuosobowym łóżkiem. Rozejrzałam się dookoła, już rozplanowując sobie w głowie, gdzie co będzie wisieć i jak będzie wyglądać mój nowy pokój. Westchnęłam cicho, rzucając w kąt torbę i od razu skierowałam się do wyjścia. Rozpakowaliśmy ciężarówkę w cztery godziny. Cały salon był teraz zagracony kartonami, siatami i tak dalej. Pozanosiłam wszystkie kartony z moim imieniem do pokoju. Wzięłam walizkę, gdzie miałam popakowane niektóre ciuchy. Znalazłam piżamę i kosmetyczkę oraz ręcznik, po czym poszłam się odświeżyć. Gdy już wykonałam wszystkie czynności położyłam się do nowego łóżka. Było ono zadziwiająco wygodne, więc gdy tylko położyłam głowę na poduszce, od razu zasnęłam.

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Czułam się, jakbym miała potężnego kaca, mimo, że wcale nie szalałam ostatniej nocy na imprezie. Kiedy tylko przetarłam oczy, przez moment nie wiedziałam, gdzie jestem, lecz po chwili przypomniałam sobie o przeprowadzce. Westchnęłam cicho, zwlekając się z łóżka. Była szósta rano, więc miałam jeszcze trochę czasu, aż tata wstanie, więc wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w czerwone rurki, białą bluzkę w granatowe cienkie paski i czerwone vansy, po czym wyszłam, nawet nie nakładając makijażu. Chodziłam po okolicy, w której mieszkałam i po paru metrach stwierdziłam, że muszą mieszkać tutaj naprawdę dziane osoby. Wille z basenami, na niektórych podjazdach stały kabriolety i tym podobne. No, jednym słowem zapierało dech w piersiach. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, czując przyjemne wibracje na udzie, informujące mnie o wiadomości. Odblokowałam telefon, jednak nie zdążyłam nawet wejść w wiadomość, kiedy poczułam, jak ktoś wpada na mnie z impetem. Oczywiście, ja odbiłam się od tej osoby, upadając na ziemię. Telefon wypadł mi z ręki, przez co rozwalił się na trzy kawałki, kiedy tylko uderzył o ziemię. Głośno zaklęłam i zaczęłam sięgać po telefon, kiedy ktoś mnie uprzedził, o czym ktoś podał mi rękę z chęcią pomocy.
-         Wybacz. – usłyszałam, spoglądając na chłopaka, który wyglądał na zmieszanego. – Nie zauważyłem cię.
Usłyszałam śmiech czterech innych chłopaków, którzy byli razem z tym chłoptasiem. Nie skorzystałam z pomocy i sama wstałam.
-         Mhm, nie ma za co, naprawdę, ale powiedz mi, jak można mnie nie zauważyć? JESTEM ELFEM?! KRASNOLUDKIEM?! – wrzasnęłam, lecz po chwili się uspokoiłam i zwróciłam się do pozostałych chłopaków. – Serio. Śmieszne. Boki zrywać.
-         Emm.... Przepraszamy. – mruknął blondyn, spuszczając głowę w dół. Mogłabym się założyć, że widziałam, jak się rumieni.
-         Nie ma za co. – mruknęłam, wzdychając cicho. Poczułam się głupio, że tak się na nich wydarłam. – To ja przepraszam. Nie powinnam się wydzierać jak idiotka. Pewnie myślicie, że jestem jakaś psychiczna. – Westchnęłam cicho.
-         Nic nie szkodzi. – powiedział mulat. – To naprawdę, nic się nie stało. Serio.
Westchnęłam cicho. I tak było mi głupio.
-         Jestem Louis. – Powiedział chłopak, który na mnie wpadł.
-         Danielle. – Odpowiedziałam z uroczym uśmieszkiem na twarzy. Louis wyglądał na sympatycznego. Zresztą, tak jak reszta chłopaków.
-         Ja jestem Niall – powiedział blondyn. – To jest Zayn, Harry i Liam. – po kolei wskazał na mulata, chłopaka w loczkach i ostatniego, który wydawał się najbardziej rozsądnym chłopakiem.
-         Miło mi. – posłałam im najlepszy uśmiech, jaki miałam w zanadrzu.
Do moich uszu dobiegł śmiech blondyna, który trzymał się za brzuch, jakby nie mógł się powstrzymać. Wszyscy patrzyli na niego jak na idiotę, włącznie ze mną.
-         O co Ci chodzi, Niall? – spytał mulat.
-         O nic. Po prostu Danielle wygląda tak samo jak Lou. – Powiedział pomiędzy spazmami śmiechu.
Zlustrowałam Louisa wzrokiem. Faktycznie. Miał czerwone rurki i białą koszulkę w paski. Jedynie buty miał inne. Mój klon także ocenił mój strój, po czym razem wybuchliśmy przygłupim śmiechem.
-         Więc, Danielle. – Rozpoczął Louis po chwili. – Może na przeprosiny dałabyś się zaprosić na kawę? Albo coś.
-         Kuszące, ale przykro mi, nie mogę.  Muszę się rozpakować. – Powiedziałam, po czym pomachałam chłopakom i skierowałam się w stronę domu.

trzy.


BożeBożeBoże. Jest druga w nocy, ja nie miałam pomysłu na rozdział, ale coś wyskrobałam. :> Spać mi się chce, a muszę jeszcze iść się wykąpać. -,- i jeszcze gadam ze znajomymi na oovoo. joł. 

http://www.youtube.com/watch?hl=pl&v=swcULf1ATyU - Fazzę mam na tę piosenkę, joł. ;3 

__________

Promienie wtargnęły do mojego pokoju nieproszone, przy czym wyrwały mnie z objęć Morfeusza. Przetarłam leniwie oczy, spoglądając na zegarek, który stał na mojej szafce. Dochodziła dwunasta. Jęknęłam cicho i przewróciłam się na drugi bok. Chwila... Dwunasta? Zerwałam się z łóżka jak oparzona. Pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Dopiero myjąc zęby, uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest niedziela, więc mam jeszcze jeden dzień wolny. Wypłukałam usta, przemyłam twarz ręcznikiem i zamarłam, spoglądając w lustro. Moje oczy były podpuchnięte, jakbym właśnie dostała po mordzie. Wzdrygnęłam się lekko, zmoczyłam ręcznik do twarzy i wyszłam z łazienki. Wróciłam do pokoju. Włączyłam radio, położyłam się na łóżku, a na mojej twarzy znalazł się zimny okład. Miałam wrażenie, że opuchlizna schodzi z każdym dźwiękiem piosenki, która właśnie leciała w radio. Po prawie dwóch godzinach byłam jak nowa. Wzięłam telefon do ręki.

Matt, spotkajmy się o 17 w parku. Muszę pogadać. Kocham, Danielle.

Wcisnęłam „wyślij”, po czym wybrałam się do garderoby. Ubierałam się tak, jak się czułam, więc dzisiaj wybrałam ponury komplet. Czarne rurki, szara bokserka i trampki. Brązowe włosy zaczesałam w niechlujny kok na czubku głowy i zrobiłam sobie lekki makijaż. Wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Moje zachowanie może i było dziecinne, ale nie obchodziło mnie to za bardzo w tej chwili. Byłam zła na ojca i na jego plastikową dziwkę.
Droga do parku niezwykle mi się dłużyła, a ja denerwowałam się tą rozmową. Bałam się reakcji mojego chłopaka. Gdy już byłam w parku i zauważyłam bruneta ubranego w koszulę w kratkę i z podartymi jeansami, poczułam jak moje serce na chwilę zatrzymuje się, aby ruszyć za chwilę w szaleńczym tempie.
Podeszłam do chłopaka i zakryłam mu oczy rękoma.
-         Danielle? – mruknął, tym swoim seksownym głosem, po czym zachichotał łobuzersko.
-         Nie. Zębowa wróżka. – uśmiechnęłam się i musnęłam lekko jego ucho.
Zajęłam miejsce obok niego, łapiąc za dłoń. Zagryzłam lekko wargi. Zawsze to robiłam, gdy byłam zdenerwowana. Albo jadłam. Albo tańczyłam. To zależało od poziomu stresu.
-         Co jest? – spytał Matt, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami. Gdybym stała, pewnie bym upadła z wrażenia.
-         Wyjeżdżam do Londynu, bo mój głupi ojciec dostał tam pracę, ja nie chcę, ale nie mam nic do gadania. Kocham cię i nie chce cię znowu stracić, mam dość, ale jeśli będziesz chciał się rozstać, to to zrozumiem. – powiedziałam na jednym tchu i wszystko zlało się w jedno słowo.
-         Jak to wyjeżdżasz? – brunet złapał mnie za dłoń i przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej. Mogłam poczuć, jak bije jego serce.
-         Ojciec nawet tego ze mną nie przedyskutował. Olał mnie po prostu. Ale będę do was przyjeżdżać, przysięgam. – powiedziałam, a mój chłopak wpił się w moje usta z nieskrywaną namiętnością.
-         Poradzimy sobie jakoś. – Mruknął, ledwo odrywając się od moich ust.
Przytuliłam się do niego, jak mała małpka. Zatopiłam twarz w jego szyi i wciągnęłam zapach jego perfum. Niedługo miałam to stracić. Mimo, że nie na długo, ale i tak będzie mi tego brakować jak cholera.


Dwa tygodnie później. Dzień przed przeprowadzką.

Westchnęłam cicho, spoglądając na pusty pokój, z którym miałam tyle wspomnień. Te wspomnienia schowane są teraz w papierowych pudłach z podpisem „Danielle”. Wsadziłam ostatnie zdjęcie do kartonu, po czym je zakleiłam. Podniosłam je z trudem i spakowałam do ciężarówki, która stała już pod moim domem. Otrzepałam ręce o spodnie. Miałam jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Szybko podbiegłam dwie ulice i stanęłam przed wielkim, waniliowym domem. Zacisnęłam zęby, wciskając dzwonek. Nie musiałam długo czekać. Otworzyła mi wysoka blondynka z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-         Hayley jest u siebie – powiedziała jej mama.
Podziękowałam jej ślicznie, po czym pobiegłam do pokoju mojej przyjaciółki. Zapukałam i uchyliłam drzwi. Dziewczyna siedziała na łóżku z chusteczką w ręce i czerwonym nosem. Jej oczy były spuchnięte od łez.
-         Hayley! Proszę, nie płacz! – krzyknęłam, przytulając się do blondynki.. – Będziemy się widzieć! Nie tak często, ale będziemy! Zresztą, jest jeszcze Skype, czy inne takie. Wiesz, że się nie rozstajemy na zawsze.
-         Wiem! – Wyszlochała dziewczyna. – Wiem, ale będę za tobą strasznie tęsknić! Jesteś dla mnie jak siostra! Kocham cię, jak cholera, wiesz o tym, no nie?
Zaśmiałam się cicho.
-         Oczywiście, że wiem, głupolu. – Mruknęłam, ocierając łzy, które spłynęły po moim policzku. – a wiesz, że ja ciebie kocham?
-         Serio? – usłyszałam jej perlisty śmiech.
-         Nie, żartuję sobie. – burknęłam, przytulając ją mocniej do siebie.
Kiedy już się od siebie oderwałyśmy, pogadałyśmy jeszcze chwilę. W końcu zrobiła się dwudziesta, a ja musiałam iść do domu, żeby pomóc przenosić resztę pudeł do ciężarówki.
Wróciłam do domu i od razu zabrałam się za pomoc. Układałam kartony na kartonach, a z każdym podniesieniem bagażu, moje plecy jęczały z bólu coraz bardziej. Skończyliśmy około północy. Wzięłam szybki prysznic i padłam na materac w moim starym pokoju. To była moja ostatnia noc w tym domu.

piątek, 6 lipca 2012

dwa.

Westchnęłam, spoglądając na siebie w czarnej sukience z dekoltem, która ledwo zakrywała mi tyłek i do tego strasznie przylegała do ciała, więc czułam się przy tym jeszcze bardziej nie komfortowo.
-         Nie ubiorę tego. Wyglądam jak jakaś dziwka.
Ściągnęłam sukienkę i przebrałam się w białą bluzkę na szerokie ramiączka, czarne rurki i tego samego koloru vansy. Na ramiona narzuciłam jeszcze szarą bejsbolówkę. 
-         Nie wyjdziesz tak. – powiedziała Hayley, zaplatając ręce na piersi.
-         Ależ owszem, idę. – zaśmiałam się cicho, po czym przytuliłam przyjaciółkę mocno. – Prooooooooooszę, nie mam się w co ubrać, a wiesz, że nie cierpię się stroić. – powiedziałam słodko, spoglądając na dziewczynę swoimi wielkimi brązowymi oczami.
-         Okej, tylko nie patrz tak na mnie, bo kiedyś się poryczę. – westchnęła cicho i sama przebrała się w kwiecistą sukienkę, a na stopy nałożyła koturny.
Ja stanęłam przed lustrem, wpatrując się w swoją twarz. Była blada, co mnie nie zdziwiło, a na moich policzkach widniały czerwone plamy. Jęknęłam cicho. Nienawidziłam moich rumieńców. Wyglądałam wtedy jak dziecko, przez co bardzo często ludzie się ze mnie śmiali. Wzięłam eyeliner i zrobiłam sobie kocie oczy. Uwielbiałam te kreski, można powiedzieć, że za nimi szalałam. Byłam ich fanką, jeszcze przed tym, jak ponownie znalazły się w modzie, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Pociągnęłam jeszcze usta truskawkowym błyszczykiem. W końcu zabrałam się za włosy. Chwyciłam prostownicę i przejechałam nią kilkakrotnie po wybranych pasmach moich średnio kręconych włosów. Po niecałych dziesięciu minutach były już proste. Odłożyłam gorący przyrząd i wsunęłam palce między włosy, po czym delikatnie je uniosłam, tak, aby nie były bardzo przyklapnięte. Hayley właśnie podała mi torbę, po czym wyszłyśmy z jej domu i skierowałyśmy się w stronę imprezy.
Przywitałyśmy się ze wszystkimi, a już po chwili siedziałyśmy na kanapie z drinkami w dłoniach. Wciąż wyciągałam szyję, przeczesując wzrokiem całe towarzystwo. Miałam nadzieję, że go zobaczę, że może już przyszedł. On zawsze był pierwszy na imprezach, niezależnie, jakiego typu były te imprezy. Poczułam na skórze czyjś delikatny oddech, a do moich nozdrzy dostał się tak bardzo znajomy mi zapach wody kolońskiej.
-         Mam nadzieję, że to mnie szukałaś. – usłyszałam znajomy głos, szepczący mi do ucha.
-         Nie, szukałam Hayley. – mruknęłam i spojrzałam na przyjaciółkę. – O, już wróciłaś! 
Usłyszałam cichy chichot Matta. Uwielbiałam go, jednak  nie dawałam tego po sobie poznać. Wywróciłam tylko oczami i zerknęłam w stronę chłopaka. Jego niemal czarne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, a pełne usta ułożone były w figlarnym uśmiechu. Na głowie miał full capa, koloru szarego z jakimś znaczkiem, więc mu ją zabrałam i nałożyłam sobie na głowę.
-         Ej... – zaprotestował i chciał mi wyrwać czapkę, jednak mu na to nie pozwoliłam.
Chłopak przeskoczył przez oparcie kanapy, na której siedziałam, po czym zajął miejsce obok mnie. Zajęliśmy się rozmową, a po paru drinkach  tańczyliśmy na prowizorycznym parkiecie.
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nawet otwarcie oczu sprawiało mi ból. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Ci, którzy nie wyszli z wczorajszej imprezy leżeli na podłodze, fotelach, kanapie, nawet zauważyłam jednego chłopaka, który ulokował się na stole. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Ktoś lekko jęknął i przyciągnął mnie do siebie. Był to Matt. Wtuliłam się w jego pierś, przymykając zbolałe oczy. Poczułam, jak jego spierzchnięte usta odszukały moich. Po chwili mój towarzysz oderwał się ode mnie i ponownie uciął sobie drzemkę.
-         Danielle. – usłyszałam głos Hayley. – wstawaj. Musimy iść.
-         Ale ja nie chcę, tak mi dobrze. – jęknęłam jak małe dziecko i w tym momencie dziewczyna pociągnęła mnie za ramię. – Jezu, ty brutalu.
Moja przyjaciółka zaśmiała się tylko i pociągnęła mnie do wyjścia. Świeże powietrze nieco mnie orzeźwiło, jednak kac morderca nie chciał ustąpić. Szczerze mówiąc, nawet się nie dziwiłam.
Kiedy tylko wróciłam do domu, poszłam do kuchni. Wzięłam zimną butelkę wody i proszki na ból głowy, które szybko połknęłam, a picie opróżniłam do połowy. Poszłam do siebie, wzięłam strój na dzisiaj, który składał się z krótkich jeansowych spodenek i czarnej bokserki. Wzięłam szybki prysznic. Zimna woda spłukiwała ze mnie zapach alkoholu i wczorajszej imprezy. Kiedy już ogarnęłam poranną toaletę, a ból głowy nieco zelżał, załączyłam laptopa i od razu weszłam na Twittera i facebook’a.

 Kac morderca atakuje. Więcej nie piję. 

Było pełno zdjęć ze wczorajszej imprezy. Obejrzałam je wszystkie, ze zgrozą patrząc na siebie. Na niektórych zdjęciach tańczyłam z Mattem, a na niektórych się z nim migdaliłam. Trafiłam nawet na zdjęcie, gdzie tańczę na stole. Zamknęłam laptopa. Zastanawiałam się, na jakim etapie jestem z Mattem. Byliśmy razem przez pół roku, jednak ja zdecydowałam zrobić sobie przerwę, jednak tak naprawdę tej przerwy nie było. Widywaliśmy się niemalże codziennie. Zachowywaliśmy się jak normalna para, mimo, iż nią już nie byliśmy. Ja bardzo tego chciałam i z tego co mi się wydawało, Matt także.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz.

Cześć myszko. :* Dziękuję, za wspaniały wieczór wczoraj. Cieszę się, że znów jesteśmy razem, bo myślałem, że już nie wytrzymam bez Ciebie. Kocham Cię. :***** Matt.

Westchnęłam cicho, uśmiechając się pod nosem. Czyli wszystko się wyjaśniło. Samo.

Też się cieszę, kochanie. :* Ja Ciebie też kocham, słońce. <3


Wcisnęłam wyślij i rzuciłam telefon na łóżko, poczym wyszłam z pokoju. Weszłam do kuchni, gdzie siedział tata i Serena. Była dzisiaj jakaś taka.... naturalna? O mój boże, ona nie miała na twarzy pięciu kilo tapety. Tylko dwa i pół.
Zaparzyłam sobie kawy i usiadłam przy stoliku. Ojciec dziwnie mi się przyglądał przez cały czas. Po chwili odłożył gazetę, którą czytał. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Danielle – zaczął powoli, dobierając starannie słowa. – Wczoraj dostałem propozycję pracy na innej uczelni.
Moja brew uniosła się lekko ku górze. Nie wiedziałam do czego zmierza. Wstałam i wyjęłam miseczkę, płatki oraz mleko, a także nalałam do kubka soku pomarańczowego. Gdy już zrobiłam sobie śniadanie, wróciłam na swoje miejsce. Ojciec przez cały czas milczał, wwiercając się wręcz we mnie wzrokiem.
-         To się cieszę, tatku. – powiedziałam, przerywając tę niezręczną ciszę. – Kiedy zaczynasz?
-         Za dwa tygodnie. – mruknął, ściskając palce na krańcu stołu. – I w związku z tym, iż przyjąłem tę propozycję, musimy się przeprowadzić. Omówiłem wczoraj wszystko z szefem. Zamieszkamy w dość bogatej dzielnicy, będziemy mieli dom, nie mieszkanie, co bardzo nam pasuje. Zapisałem cię już do szkoły. – powiedział to tak szybko, że ledwo rozróżniałam słowa.
Łyżka, którą trzymałam w ręce wyślizgnęła mi się i upadła z głośnym hukiem na podłogę.
-         Że co proszę?! – wrzasnęłam, wstając, przy czym narobiłam wielkiego hałasu i przy okazji wylałam sok. – A przepraszam bardzo, miałeś zamiar ze mną o tym porozmawiać? Przedyskutować, znaleźć za i przeciw? NIE! No bo po co? Ja jestem przecież tylko dzieciakiem, który ma się podporządkować każdemu twojemu poleceniu! Zresztą, to, że moi wszyscy przyjaciele tutaj są, to też cię nie obchodzi. To, że mama tutaj jest to też cię nie obchodzi. Nie widzisz niczego, prócz własnego nosa. No i może zwracasz uwagę na nią. – machnęłam ręką w stronę dziewczyny ojca. – Ale ja już nie jestem ważna!
Nie potrafiłam się opanować. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam się taka bezradna, miałam wrażenie, że moje zdanie w ogóle się nie liczy. Że jestem nikim. Że nikt mnie nie potrzebuje. Miałam ochotę umrzeć.
Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam pół dnia zaprzątając sobie głowę tym, co powiem Hayley, tym że dopiero co odzyskałam Matta, a już miałam go stracić. Moja twarz puchła z każdą minutą oraz coraz bardziej szczypała. Zakryłam się poduszką. W końcu po paru godzinach usnęłam, cała we łzach.

Wprowadzenie + jeden.

Cześć Wam. :>
Blog jak najbardziej z One Direction. Nie wiem, czy uda mi się go doprowadzić do końca. Mam nadzieję, że tak. Od razu ostrzegam, że jestem dość... niesystematyczna, ale postaram się to poprawić. Chcę w końcu skończyć to, co zaczęłam, a dzięki temu, że są wakacje to mam mnóstwo wolnego czasu. Dziwne, nie? Powinnam wychodzić na dwór. Bawić się. Imprezować, a nie pisać opowiadania w domu. Ale no nieważne.
Ogólnie przepraszam, ale nie potrafię zaczynać opowiadań. Kurde. XD 

http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=boAuK87nxwI kocham tę piosenkę. mistrzunio. ;3

________________
jeden :
Westchnęłam cicho, wchodząc do kuchni. Do moich nozdrzy dostał się niemiły zapach spalenizny, a przy kuchence, z dymiącą się patelnią stała wysoka, szczupła brunetka. Była to narzeczona mojego ojca. Dziewczyna była może ze dwa, trzy lata starsza ode mnie, więc spokojnie mogłaby być moją siostrą, albo przynajmniej przyjaciółką. Ona na samym początku tego chciała, mówiła mi na każdym kroku, jakimi będziemy przyjaciółkami. Ja nawet nie kryłam się ze swoją niechęcią do niej, przez co nieco ostudziłam jej entuzjazm. Dzięki temu pokazała, jaką potrafi być suką, ale tylko wtedy, kiedy ojca nie ma. Przy nim była uroczą dwudziestolatką, która kocha swojego misia i jego zbuntowaną córeczkę.
- Może byś mi tak pomogła, co? - spytała swoim uroczym głosikiem, który teraz był przepełniony strachem.
Ona nawet nie potrafiła gotować. Za każdym razem, kiedy zaczynała robić jedzenie, musiała coś przypalić. Tak też było dzisiaj.
- Och, wybacz, nie zauważyłam, że coś ci się pali. - mruknęłam ponuro, zabierając od niej patelnię. Kurczaka (bo to chyba był kurczak, jednak nie byłam pewna, bo trudno było zidentyfikować czarny węgielek na patelni) był cały spalony. Zdusiłam w sobie chichot.
- Pomóż mi, Danielle. Miałam dzisiaj zrobić dla Michaela kolację, bo mamy rocznicę, cholera.
Zacisnęłam zęby. Michael, mój ojciec, zostawił moją matkę dla tego wytapetowanego tępaka dokładnie pół roku temu, a ja - niestety - musiałam z nimi zamieszkać.
- Najpierw sprzątnij ten chlew, - inaczej stanu kuchni nie dało się opisać - a ja zajmę się resztą. Idę po zakupy, a kiedy wrócę ma być jako tako ogarnięte, żebym mogła pracować.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - rzuciła oburzona Serena.
- W takim razie życzę smacznego kurczaka - zerknęłam na patelnię - a raczej smacznego węgla.
Już chciałam wychodzić, kiedy ta pinda złapała mnie za rękę. Zacisnęłam dłoń, powstrzymując się, żeby się nie zamachnąć i nie przywalić jej w ten pusty łeb, ale gdybym to zrobiła, cała tapeta by jej odpadła, a wtedy zobaczyłabym ją naturalną, przez co najprawdopodobniej umarłabym z szoku.
- Dobrze, przepraszam, już się biorę za sprzątanie, ale pomóż mi! - pisnęła ze łzami w oczach.
Westchnęłam cicho i po chwili zastanowienia się zgodziłam. Mimo, że jej nie lubiłam, miałam miękkie serce, a kiedy tak na mnie patrzyła, tymi swoimi wielkimi, przerażonymi zielonymi oczami, zrobiło mi się jej żal. Wyszłam więc szybko do sklepu. Kiedy już do niego dotarłam, do koszyka wpakowałam wszystko, co było mi potrzebne do zrobienia tej cholernej kolacji. Do produktów wrzuciłam jeszcze na koniec paczkę żelek, czipsów, colę, trochę czekolady i popcorn. Po chwili zastanowienia dopakowałam jeszcze parę piw i szampana. Poszłam do kasy, a kiedy już zapłaciłam wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy, szampana wstawiłam do zamrażalnika, a słodycze i piwa zostawiłam w siatce, którą zaniosłam do pokoju. Robienie kolacji zajęło mi dwie godziny, bo musiałam jeszcze posprzątać. Ta idiotka nawet nie raczyła zetrzeć blatu. Kipiałam wręcz wściekłością, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojej przyjaciółki, Hayley.
- Halo? - mruknęłam do słuchawki.
- Słuchaj! - wrzasnęła moja przyjaciółka. - Dzisiaj. Impreza. O 19 u mnie, szykujemy się i idziemy.
- No nie wiem... - jęknęłam. Nie chciałam dzisiaj wychodzić z domu, ale jednocześnie nie chciałam patrzeć jak Serena i mój ojciec się migdalą, fuj. - Nie chcę dzisiaj imprezować.

- Matt będzie. - ona wiedziała, jak mnie zachęcić.
- Więc o siódmej u ciebie, mówisz? - usłyszałam jej perlisty śmiech w słuchawce. także się zaśmiałam. - To do zobaczenia.
Rozłączyłam się i sprawdziłam zapiekankę. W tym samym momencie weszła brunetka w różowym dresie.
- Och, Danielle. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. - Pisnęła i mnie przytuliła.
Westchnęłam cicho. Chciałam coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
- Dobra, to ja idę się przygotować. Będziecie mieli dzisiaj cały wieczór dla siebie, beze mnie. Idę na imprezę i zapewne wrócę jutro, bo zanocuję u Hay.
- Och, jestem Ci wdzięczna jeszcze bardziej! - pisnęła i znowu mnie przytuliła. Chciałam jej przywalić, tak bardzo mnie ręka świerzbiła, jednak w porę się opanowałam i tylko poklepałam ją po plecach, po czym poszłam do siebie do pokoju.
- Och, jaka jestem ci wdzięczna, Danielle. Och, jestem ci wdzięczna i dzięki za to, że mogę zająć miejsce twojej matki, nawet jeśli tego nie chcesz. Och, jak bardzo chciałabym dostać od ciebie po ryju, Danielle.  - przedrzeźniałam Serenę, robiąc przy tym dość dziwne miny. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła szesnasta. Wzięłam szybki prysznic i wybrałam trochę rzeczy, w które mogę ubrać się na imprezę. Spakowałam je do torby, razem z kosmetykami. Wróciłam do kuchni i wyjęłam zapiekankę. Kiedy byłam ponownie w swoim pokoju włączyłam laptopa. Miałam jeszcze trochę czasu, więc weszłam na Twittera.


Początek dnia był naprawdę okropny! Ale czuję, że dzisiejszy wieczór będzie niesamowity! Nie mogę się doczekać, xx. 

Dodałam wpis i obejrzałam jeszcze wpisy innych moich znajomych. Jedni pisali, że ich życie jest beznadziejne, a inni że są szczęśliwi.  Westchnęłam cicho, zamykając laptopa. Dochodziła już dziewiętnasta, więc czas się zbierać. Wzięłam torbę, nałożyłam swoje ukochane czarne trampki i wyszłam z domu, nawet się nie żegnając.