Cześć Wam. :>
Blog jak najbardziej z One Direction. Nie
wiem, czy uda mi się go doprowadzić do końca. Mam nadzieję, że tak. Od
razu ostrzegam, że jestem dość... niesystematyczna, ale postaram się to
poprawić. Chcę w końcu skończyć to, co zaczęłam, a dzięki temu, że są
wakacje to mam mnóstwo wolnego czasu. Dziwne, nie? Powinnam wychodzić na
dwór. Bawić się. Imprezować, a nie pisać opowiadania w domu. Ale no
nieważne.
Ogólnie przepraszam, ale nie potrafię zaczynać
opowiadań. Kurde. XD
http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=boAuK87nxwI
kocham tę piosenkę. mistrzunio. ;3
________________
jeden
:
Westchnęłam cicho, wchodząc do kuchni. Do moich nozdrzy dostał
się niemiły zapach spalenizny, a przy kuchence, z dymiącą się patelnią
stała wysoka, szczupła brunetka. Była to narzeczona mojego ojca.
Dziewczyna była może ze dwa, trzy lata starsza ode mnie, więc spokojnie
mogłaby być moją siostrą, albo przynajmniej przyjaciółką. Ona na samym
początku tego chciała, mówiła mi na każdym kroku, jakimi będziemy
przyjaciółkami. Ja nawet nie kryłam się ze swoją niechęcią do niej,
przez co nieco ostudziłam jej entuzjazm. Dzięki temu pokazała, jaką
potrafi być suką, ale tylko wtedy, kiedy ojca nie ma. Przy nim była
uroczą dwudziestolatką, która kocha swojego misia i jego zbuntowaną
córeczkę.
- Może byś mi tak pomogła, co? - spytała swoim uroczym
głosikiem, który teraz był przepełniony strachem.
Ona nawet nie
potrafiła gotować. Za każdym razem, kiedy zaczynała robić jedzenie,
musiała coś przypalić. Tak też było dzisiaj.
- Och, wybacz, nie
zauważyłam, że coś ci się pali. - mruknęłam ponuro, zabierając od niej
patelnię. Kurczaka (bo to chyba był kurczak, jednak nie byłam pewna, bo
trudno było zidentyfikować czarny węgielek na patelni) był cały spalony.
Zdusiłam w sobie chichot.
- Pomóż mi, Danielle. Miałam dzisiaj
zrobić dla Michaela kolację, bo mamy rocznicę, cholera.
Zacisnęłam
zęby. Michael, mój ojciec, zostawił moją matkę dla tego wytapetowanego
tępaka dokładnie pół roku temu, a ja - niestety - musiałam z nimi
zamieszkać.
- Najpierw sprzątnij ten chlew, - inaczej stanu
kuchni nie dało się opisać - a ja zajmę się resztą. Idę po zakupy, a
kiedy wrócę ma być jako tako ogarnięte, żebym mogła pracować.
-
Nie będziesz mi rozkazywać. - rzuciła oburzona Serena.
- W takim
razie życzę smacznego kurczaka - zerknęłam na patelnię - a raczej
smacznego węgla.
Już chciałam wychodzić, kiedy ta pinda złapała
mnie za rękę. Zacisnęłam dłoń, powstrzymując się, żeby się nie zamachnąć
i nie przywalić jej w ten pusty łeb, ale gdybym to zrobiła, cała tapeta
by jej odpadła, a wtedy zobaczyłabym ją naturalną, przez co
najprawdopodobniej umarłabym z szoku.
- Dobrze, przepraszam, już
się biorę za sprzątanie, ale pomóż mi! - pisnęła ze łzami w oczach.
Westchnęłam
cicho i po chwili zastanowienia się zgodziłam. Mimo, że jej nie
lubiłam, miałam miękkie serce, a kiedy tak na mnie patrzyła, tymi swoimi
wielkimi, przerażonymi zielonymi oczami, zrobiło mi się jej żal.
Wyszłam więc szybko do sklepu. Kiedy już do niego dotarłam, do koszyka
wpakowałam wszystko, co było mi potrzebne do zrobienia tej cholernej
kolacji. Do produktów wrzuciłam jeszcze na koniec paczkę żelek, czipsów,
colę, trochę czekolady i popcorn. Po chwili zastanowienia dopakowałam
jeszcze parę piw i szampana. Poszłam do kasy, a kiedy już zapłaciłam
wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy, szampana wstawiłam do
zamrażalnika, a słodycze i piwa zostawiłam w siatce, którą zaniosłam do
pokoju. Robienie kolacji zajęło mi dwie godziny, bo musiałam jeszcze
posprzątać. Ta idiotka nawet nie raczyła zetrzeć blatu. Kipiałam wręcz
wściekłością, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawił
się numer mojej przyjaciółki, Hayley.
- Halo? - mruknęłam do
słuchawki.
- Słuchaj! - wrzasnęła moja przyjaciółka. - Dzisiaj.
Impreza. O 19 u mnie, szykujemy się i idziemy.
- No nie wiem... -
jęknęłam. Nie chciałam dzisiaj wychodzić z domu, ale jednocześnie nie
chciałam patrzeć jak Serena i mój ojciec się migdalą, fuj. - Nie chcę
dzisiaj imprezować.
- Matt będzie. - ona wiedziała, jak mnie zachęcić.
- Więc o
siódmej u ciebie, mówisz? - usłyszałam jej perlisty śmiech w słuchawce.
także się zaśmiałam. - To do zobaczenia.
Rozłączyłam się i
sprawdziłam zapiekankę. W tym samym momencie weszła brunetka w różowym
dresie.
- Och, Danielle. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci
wdzięczna. - Pisnęła i mnie przytuliła.
Westchnęłam cicho.
Chciałam coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
-
Dobra, to ja idę się przygotować. Będziecie mieli dzisiaj cały wieczór
dla siebie, beze mnie. Idę na imprezę i zapewne wrócę jutro, bo zanocuję
u Hay.
- Och, jestem Ci wdzięczna jeszcze bardziej! - pisnęła i
znowu mnie przytuliła. Chciałam jej przywalić, tak bardzo mnie ręka
świerzbiła, jednak w porę się opanowałam i tylko poklepałam ją po
plecach, po czym poszłam do siebie do pokoju.
- Och, jaka jestem
ci wdzięczna, Danielle. Och, jestem ci wdzięczna i dzięki za to, że mogę
zająć miejsce twojej matki, nawet jeśli tego nie chcesz. Och, jak
bardzo chciałabym dostać od ciebie po ryju, Danielle. - przedrzeźniałam
Serenę, robiąc przy tym dość dziwne miny. Zerknęłam na zegarek.
Dochodziła szesnasta. Wzięłam szybki prysznic i wybrałam trochę rzeczy, w
które mogę ubrać się na imprezę. Spakowałam je do torby, razem z
kosmetykami. Wróciłam do kuchni i wyjęłam zapiekankę. Kiedy byłam
ponownie w swoim pokoju włączyłam laptopa. Miałam jeszcze trochę czasu,
więc weszłam na Twittera.
Początek dnia był naprawdę okropny! Ale czuję, że dzisiejszy
wieczór będzie niesamowity! Nie mogę się doczekać, xx.
Dodałam
wpis i obejrzałam jeszcze wpisy innych moich znajomych. Jedni pisali,
że ich życie jest beznadziejne, a inni że są szczęśliwi. Westchnęłam
cicho, zamykając laptopa. Dochodziła już dziewiętnasta, więc czas się
zbierać. Wzięłam torbę, nałożyłam swoje ukochane czarne trampki i
wyszłam z domu, nawet się nie żegnając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz