piątek, 6 lipca 2012

Wprowadzenie + jeden.

Cześć Wam. :>
Blog jak najbardziej z One Direction. Nie wiem, czy uda mi się go doprowadzić do końca. Mam nadzieję, że tak. Od razu ostrzegam, że jestem dość... niesystematyczna, ale postaram się to poprawić. Chcę w końcu skończyć to, co zaczęłam, a dzięki temu, że są wakacje to mam mnóstwo wolnego czasu. Dziwne, nie? Powinnam wychodzić na dwór. Bawić się. Imprezować, a nie pisać opowiadania w domu. Ale no nieważne.
Ogólnie przepraszam, ale nie potrafię zaczynać opowiadań. Kurde. XD 

http://www.youtube.com/watch?NR=1&feature=endscreen&v=boAuK87nxwI kocham tę piosenkę. mistrzunio. ;3

________________
jeden :
Westchnęłam cicho, wchodząc do kuchni. Do moich nozdrzy dostał się niemiły zapach spalenizny, a przy kuchence, z dymiącą się patelnią stała wysoka, szczupła brunetka. Była to narzeczona mojego ojca. Dziewczyna była może ze dwa, trzy lata starsza ode mnie, więc spokojnie mogłaby być moją siostrą, albo przynajmniej przyjaciółką. Ona na samym początku tego chciała, mówiła mi na każdym kroku, jakimi będziemy przyjaciółkami. Ja nawet nie kryłam się ze swoją niechęcią do niej, przez co nieco ostudziłam jej entuzjazm. Dzięki temu pokazała, jaką potrafi być suką, ale tylko wtedy, kiedy ojca nie ma. Przy nim była uroczą dwudziestolatką, która kocha swojego misia i jego zbuntowaną córeczkę.
- Może byś mi tak pomogła, co? - spytała swoim uroczym głosikiem, który teraz był przepełniony strachem.
Ona nawet nie potrafiła gotować. Za każdym razem, kiedy zaczynała robić jedzenie, musiała coś przypalić. Tak też było dzisiaj.
- Och, wybacz, nie zauważyłam, że coś ci się pali. - mruknęłam ponuro, zabierając od niej patelnię. Kurczaka (bo to chyba był kurczak, jednak nie byłam pewna, bo trudno było zidentyfikować czarny węgielek na patelni) był cały spalony. Zdusiłam w sobie chichot.
- Pomóż mi, Danielle. Miałam dzisiaj zrobić dla Michaela kolację, bo mamy rocznicę, cholera.
Zacisnęłam zęby. Michael, mój ojciec, zostawił moją matkę dla tego wytapetowanego tępaka dokładnie pół roku temu, a ja - niestety - musiałam z nimi zamieszkać.
- Najpierw sprzątnij ten chlew, - inaczej stanu kuchni nie dało się opisać - a ja zajmę się resztą. Idę po zakupy, a kiedy wrócę ma być jako tako ogarnięte, żebym mogła pracować.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - rzuciła oburzona Serena.
- W takim razie życzę smacznego kurczaka - zerknęłam na patelnię - a raczej smacznego węgla.
Już chciałam wychodzić, kiedy ta pinda złapała mnie za rękę. Zacisnęłam dłoń, powstrzymując się, żeby się nie zamachnąć i nie przywalić jej w ten pusty łeb, ale gdybym to zrobiła, cała tapeta by jej odpadła, a wtedy zobaczyłabym ją naturalną, przez co najprawdopodobniej umarłabym z szoku.
- Dobrze, przepraszam, już się biorę za sprzątanie, ale pomóż mi! - pisnęła ze łzami w oczach.
Westchnęłam cicho i po chwili zastanowienia się zgodziłam. Mimo, że jej nie lubiłam, miałam miękkie serce, a kiedy tak na mnie patrzyła, tymi swoimi wielkimi, przerażonymi zielonymi oczami, zrobiło mi się jej żal. Wyszłam więc szybko do sklepu. Kiedy już do niego dotarłam, do koszyka wpakowałam wszystko, co było mi potrzebne do zrobienia tej cholernej kolacji. Do produktów wrzuciłam jeszcze na koniec paczkę żelek, czipsów, colę, trochę czekolady i popcorn. Po chwili zastanowienia dopakowałam jeszcze parę piw i szampana. Poszłam do kasy, a kiedy już zapłaciłam wróciłam do domu. Rozpakowałam zakupy, szampana wstawiłam do zamrażalnika, a słodycze i piwa zostawiłam w siatce, którą zaniosłam do pokoju. Robienie kolacji zajęło mi dwie godziny, bo musiałam jeszcze posprzątać. Ta idiotka nawet nie raczyła zetrzeć blatu. Kipiałam wręcz wściekłością, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojej przyjaciółki, Hayley.
- Halo? - mruknęłam do słuchawki.
- Słuchaj! - wrzasnęła moja przyjaciółka. - Dzisiaj. Impreza. O 19 u mnie, szykujemy się i idziemy.
- No nie wiem... - jęknęłam. Nie chciałam dzisiaj wychodzić z domu, ale jednocześnie nie chciałam patrzeć jak Serena i mój ojciec się migdalą, fuj. - Nie chcę dzisiaj imprezować.

- Matt będzie. - ona wiedziała, jak mnie zachęcić.
- Więc o siódmej u ciebie, mówisz? - usłyszałam jej perlisty śmiech w słuchawce. także się zaśmiałam. - To do zobaczenia.
Rozłączyłam się i sprawdziłam zapiekankę. W tym samym momencie weszła brunetka w różowym dresie.
- Och, Danielle. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. - Pisnęła i mnie przytuliła.
Westchnęłam cicho. Chciałam coś powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
- Dobra, to ja idę się przygotować. Będziecie mieli dzisiaj cały wieczór dla siebie, beze mnie. Idę na imprezę i zapewne wrócę jutro, bo zanocuję u Hay.
- Och, jestem Ci wdzięczna jeszcze bardziej! - pisnęła i znowu mnie przytuliła. Chciałam jej przywalić, tak bardzo mnie ręka świerzbiła, jednak w porę się opanowałam i tylko poklepałam ją po plecach, po czym poszłam do siebie do pokoju.
- Och, jaka jestem ci wdzięczna, Danielle. Och, jestem ci wdzięczna i dzięki za to, że mogę zająć miejsce twojej matki, nawet jeśli tego nie chcesz. Och, jak bardzo chciałabym dostać od ciebie po ryju, Danielle.  - przedrzeźniałam Serenę, robiąc przy tym dość dziwne miny. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła szesnasta. Wzięłam szybki prysznic i wybrałam trochę rzeczy, w które mogę ubrać się na imprezę. Spakowałam je do torby, razem z kosmetykami. Wróciłam do kuchni i wyjęłam zapiekankę. Kiedy byłam ponownie w swoim pokoju włączyłam laptopa. Miałam jeszcze trochę czasu, więc weszłam na Twittera.


Początek dnia był naprawdę okropny! Ale czuję, że dzisiejszy wieczór będzie niesamowity! Nie mogę się doczekać, xx. 

Dodałam wpis i obejrzałam jeszcze wpisy innych moich znajomych. Jedni pisali, że ich życie jest beznadziejne, a inni że są szczęśliwi.  Westchnęłam cicho, zamykając laptopa. Dochodziła już dziewiętnasta, więc czas się zbierać. Wzięłam torbę, nałożyłam swoje ukochane czarne trampki i wyszłam z domu, nawet się nie żegnając.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz