piątek, 6 lipca 2012

dwa.

Westchnęłam, spoglądając na siebie w czarnej sukience z dekoltem, która ledwo zakrywała mi tyłek i do tego strasznie przylegała do ciała, więc czułam się przy tym jeszcze bardziej nie komfortowo.
-         Nie ubiorę tego. Wyglądam jak jakaś dziwka.
Ściągnęłam sukienkę i przebrałam się w białą bluzkę na szerokie ramiączka, czarne rurki i tego samego koloru vansy. Na ramiona narzuciłam jeszcze szarą bejsbolówkę. 
-         Nie wyjdziesz tak. – powiedziała Hayley, zaplatając ręce na piersi.
-         Ależ owszem, idę. – zaśmiałam się cicho, po czym przytuliłam przyjaciółkę mocno. – Prooooooooooszę, nie mam się w co ubrać, a wiesz, że nie cierpię się stroić. – powiedziałam słodko, spoglądając na dziewczynę swoimi wielkimi brązowymi oczami.
-         Okej, tylko nie patrz tak na mnie, bo kiedyś się poryczę. – westchnęła cicho i sama przebrała się w kwiecistą sukienkę, a na stopy nałożyła koturny.
Ja stanęłam przed lustrem, wpatrując się w swoją twarz. Była blada, co mnie nie zdziwiło, a na moich policzkach widniały czerwone plamy. Jęknęłam cicho. Nienawidziłam moich rumieńców. Wyglądałam wtedy jak dziecko, przez co bardzo często ludzie się ze mnie śmiali. Wzięłam eyeliner i zrobiłam sobie kocie oczy. Uwielbiałam te kreski, można powiedzieć, że za nimi szalałam. Byłam ich fanką, jeszcze przed tym, jak ponownie znalazły się w modzie, ale mi to jakoś nie przeszkadzało. Pociągnęłam jeszcze usta truskawkowym błyszczykiem. W końcu zabrałam się za włosy. Chwyciłam prostownicę i przejechałam nią kilkakrotnie po wybranych pasmach moich średnio kręconych włosów. Po niecałych dziesięciu minutach były już proste. Odłożyłam gorący przyrząd i wsunęłam palce między włosy, po czym delikatnie je uniosłam, tak, aby nie były bardzo przyklapnięte. Hayley właśnie podała mi torbę, po czym wyszłyśmy z jej domu i skierowałyśmy się w stronę imprezy.
Przywitałyśmy się ze wszystkimi, a już po chwili siedziałyśmy na kanapie z drinkami w dłoniach. Wciąż wyciągałam szyję, przeczesując wzrokiem całe towarzystwo. Miałam nadzieję, że go zobaczę, że może już przyszedł. On zawsze był pierwszy na imprezach, niezależnie, jakiego typu były te imprezy. Poczułam na skórze czyjś delikatny oddech, a do moich nozdrzy dostał się tak bardzo znajomy mi zapach wody kolońskiej.
-         Mam nadzieję, że to mnie szukałaś. – usłyszałam znajomy głos, szepczący mi do ucha.
-         Nie, szukałam Hayley. – mruknęłam i spojrzałam na przyjaciółkę. – O, już wróciłaś! 
Usłyszałam cichy chichot Matta. Uwielbiałam go, jednak  nie dawałam tego po sobie poznać. Wywróciłam tylko oczami i zerknęłam w stronę chłopaka. Jego niemal czarne oczy wpatrywały się we mnie intensywnie, a pełne usta ułożone były w figlarnym uśmiechu. Na głowie miał full capa, koloru szarego z jakimś znaczkiem, więc mu ją zabrałam i nałożyłam sobie na głowę.
-         Ej... – zaprotestował i chciał mi wyrwać czapkę, jednak mu na to nie pozwoliłam.
Chłopak przeskoczył przez oparcie kanapy, na której siedziałam, po czym zajął miejsce obok mnie. Zajęliśmy się rozmową, a po paru drinkach  tańczyliśmy na prowizorycznym parkiecie.
Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nawet otwarcie oczu sprawiało mi ból. Usiadłam powoli i rozejrzałam się dookoła. Ci, którzy nie wyszli z wczorajszej imprezy leżeli na podłodze, fotelach, kanapie, nawet zauważyłam jednego chłopaka, który ulokował się na stole. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Ktoś lekko jęknął i przyciągnął mnie do siebie. Był to Matt. Wtuliłam się w jego pierś, przymykając zbolałe oczy. Poczułam, jak jego spierzchnięte usta odszukały moich. Po chwili mój towarzysz oderwał się ode mnie i ponownie uciął sobie drzemkę.
-         Danielle. – usłyszałam głos Hayley. – wstawaj. Musimy iść.
-         Ale ja nie chcę, tak mi dobrze. – jęknęłam jak małe dziecko i w tym momencie dziewczyna pociągnęła mnie za ramię. – Jezu, ty brutalu.
Moja przyjaciółka zaśmiała się tylko i pociągnęła mnie do wyjścia. Świeże powietrze nieco mnie orzeźwiło, jednak kac morderca nie chciał ustąpić. Szczerze mówiąc, nawet się nie dziwiłam.
Kiedy tylko wróciłam do domu, poszłam do kuchni. Wzięłam zimną butelkę wody i proszki na ból głowy, które szybko połknęłam, a picie opróżniłam do połowy. Poszłam do siebie, wzięłam strój na dzisiaj, który składał się z krótkich jeansowych spodenek i czarnej bokserki. Wzięłam szybki prysznic. Zimna woda spłukiwała ze mnie zapach alkoholu i wczorajszej imprezy. Kiedy już ogarnęłam poranną toaletę, a ból głowy nieco zelżał, załączyłam laptopa i od razu weszłam na Twittera i facebook’a.

 Kac morderca atakuje. Więcej nie piję. 

Było pełno zdjęć ze wczorajszej imprezy. Obejrzałam je wszystkie, ze zgrozą patrząc na siebie. Na niektórych zdjęciach tańczyłam z Mattem, a na niektórych się z nim migdaliłam. Trafiłam nawet na zdjęcie, gdzie tańczę na stole. Zamknęłam laptopa. Zastanawiałam się, na jakim etapie jestem z Mattem. Byliśmy razem przez pół roku, jednak ja zdecydowałam zrobić sobie przerwę, jednak tak naprawdę tej przerwy nie było. Widywaliśmy się niemalże codziennie. Zachowywaliśmy się jak normalna para, mimo, iż nią już nie byliśmy. Ja bardzo tego chciałam i z tego co mi się wydawało, Matt także.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęłam na wyświetlacz.

Cześć myszko. :* Dziękuję, za wspaniały wieczór wczoraj. Cieszę się, że znów jesteśmy razem, bo myślałem, że już nie wytrzymam bez Ciebie. Kocham Cię. :***** Matt.

Westchnęłam cicho, uśmiechając się pod nosem. Czyli wszystko się wyjaśniło. Samo.

Też się cieszę, kochanie. :* Ja Ciebie też kocham, słońce. <3


Wcisnęłam wyślij i rzuciłam telefon na łóżko, poczym wyszłam z pokoju. Weszłam do kuchni, gdzie siedział tata i Serena. Była dzisiaj jakaś taka.... naturalna? O mój boże, ona nie miała na twarzy pięciu kilo tapety. Tylko dwa i pół.
Zaparzyłam sobie kawy i usiadłam przy stoliku. Ojciec dziwnie mi się przyglądał przez cały czas. Po chwili odłożył gazetę, którą czytał. Nie wróżyło to nic dobrego.
- Danielle – zaczął powoli, dobierając starannie słowa. – Wczoraj dostałem propozycję pracy na innej uczelni.
Moja brew uniosła się lekko ku górze. Nie wiedziałam do czego zmierza. Wstałam i wyjęłam miseczkę, płatki oraz mleko, a także nalałam do kubka soku pomarańczowego. Gdy już zrobiłam sobie śniadanie, wróciłam na swoje miejsce. Ojciec przez cały czas milczał, wwiercając się wręcz we mnie wzrokiem.
-         To się cieszę, tatku. – powiedziałam, przerywając tę niezręczną ciszę. – Kiedy zaczynasz?
-         Za dwa tygodnie. – mruknął, ściskając palce na krańcu stołu. – I w związku z tym, iż przyjąłem tę propozycję, musimy się przeprowadzić. Omówiłem wczoraj wszystko z szefem. Zamieszkamy w dość bogatej dzielnicy, będziemy mieli dom, nie mieszkanie, co bardzo nam pasuje. Zapisałem cię już do szkoły. – powiedział to tak szybko, że ledwo rozróżniałam słowa.
Łyżka, którą trzymałam w ręce wyślizgnęła mi się i upadła z głośnym hukiem na podłogę.
-         Że co proszę?! – wrzasnęłam, wstając, przy czym narobiłam wielkiego hałasu i przy okazji wylałam sok. – A przepraszam bardzo, miałeś zamiar ze mną o tym porozmawiać? Przedyskutować, znaleźć za i przeciw? NIE! No bo po co? Ja jestem przecież tylko dzieciakiem, który ma się podporządkować każdemu twojemu poleceniu! Zresztą, to, że moi wszyscy przyjaciele tutaj są, to też cię nie obchodzi. To, że mama tutaj jest to też cię nie obchodzi. Nie widzisz niczego, prócz własnego nosa. No i może zwracasz uwagę na nią. – machnęłam ręką w stronę dziewczyny ojca. – Ale ja już nie jestem ważna!
Nie potrafiłam się opanować. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam się taka bezradna, miałam wrażenie, że moje zdanie w ogóle się nie liczy. Że jestem nikim. Że nikt mnie nie potrzebuje. Miałam ochotę umrzeć.
Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym rzuciłam się na łóżko. Przepłakałam pół dnia zaprzątając sobie głowę tym, co powiem Hayley, tym że dopiero co odzyskałam Matta, a już miałam go stracić. Moja twarz puchła z każdą minutą oraz coraz bardziej szczypała. Zakryłam się poduszką. W końcu po paru godzinach usnęłam, cała we łzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz